wtorek, 26 listopada 2013

Pasztet z trawą cytrynową i chutneyem z mango czyli jednak listopad






Listopad nareszcie wygląda i zachowuje się listopadowo. Nie żebym była fanką jedenastego miesiąca roku. Należę raczej do tych, którzy w duchu marzą, żeby jak najprędzej się skończył. Jednak listopad taki jak w tym roku, może zamącić w głowie. Dotychczasowe łagodne traktowanie może uśpić czujność. Niby dzień jest krótszy, poranki jakieś niemrawe a wieczory zdecydowanie za szybkie, ale z drugiej strony powietrze łagodne, żadnych klęsk żywiołowych w postaci tygodniowego deszczu czy siarczystego mrozu na razie nie doświadczyliśmy. W skrytości ducha marzyłam, żeby w takim pogodowym stanie dotrwać do marca. A potem już będzie tylko lepiej.
Coś jednak mi podpowiadało, że listopad w końcu się ocknie i nie powinnam chować czapki do szuflady.
Powiedzieć, ze miałam rację byłoby truizmem. Kto się nie spodziewa deszczu i szarości w listopadzie ten naiwny. Od wczoraj jest jak być powinno. Poranek był jak zwykle zaspany ale nieco jaśniejszy niż zwykle. Rzut oka za okno sprawił, że odetchnęłam z ulgą. Spadł pierwszy śnieg. Czyli wszystko wróciło do listopadowej normy.
Spokojnie mogę wrócić do kontemplowania upływającego czasu, bo ten zaczął się w końcu zachowywać przewidywalnie. Szarówka, poranne przymrozki, mżawka, światło zapalone od przebudzenia do zaśnięcia. Jak nic wszystko zmierza w kierunku grudnia.
Teraz, skoro nie pilnuję niesfornego listopada mogę spokojnie zastanowić się nad planami świątecznymi.
Już sobie wymyśliłam, że najbliższe dni będą poświęcone prezentom gwiazdkowym, słodkim i pachnącym. Zacznę czas czekolady i bakalii. Robienie czekoladek jest fantastycznym sposobem na listopad.
Zanim jednak opowiem wam jak przeganiam szarości słodkościami pozwólcie, że pożegnam listopad w innym stylu. Upiekę ostatni pasztet.




Pasztet z trawą cytrynową

30 dkg wątróbki z kurczaka
pół litra mleka
1 szalotka
1 ząbek czosnku
2 liście kafiru lub pół łyżeczki otartej skórki z limonki
1 łodyga trawy cytrynowej
200 ml kremówki
4 łyżki masła
sól
pieprz
4 foremki do pieczenia np. ramekiny lub foremki aluminiowe

Zaczynamy od dokładnego oczyszczenia wątróbki z błon. Oczyszczoną i opłukaną wątróbkę zalewamy mlekiem i odkładamy na godzinkę. Potem wylewamy mleko i płuczemy zimną wodą.
Na łyżce masła szklimy pokrojoną z grubsza cebulę i czosnek. Dorzucamy liście kafiru. Trawę cytrynową tniemy nożyczkami na pięciocentymetrowe kawałki. Najgrubszy fragment miażdżymy i wyjmujemy środkową część, tę najbardziej miękką. Ją drobniutko siekamy nożem i też dorzucamy razem zresztą trawy do podsmażonej cebuli. Wlewamy kremówkę i na małym ogniu gotujemy około 10 minut. Dorzucamy 2 łyżki masła i zdejmujemy płyn z ognia i studzimy. Kiedy bez obaw możemy zanurzyć w kremowym sosie palce (oczywiście wcześniej umyte), wyjmujemy dłuższe kawałki trawy i liście kafiru. Widelec też jest dobrym rozwiązaniem. Mnie nie wpadło to do głowy.
Wlewamy kremówkę z dodatkami do miksera lub blendera, dodajemy odsączoną wątróbkę, dorzucamy ćwierć łyżeczki soli i miksujemy na gładką masę.
Foremki do zapiekania smarujemy masłem i wlewamy do nich na razie płynny pasztet.
Włączamy piekarnik i nastawiamy temperaturę 170 stopni. Do większej formy wlewamy litr wrzątku i ustawiamy w nim formy z pasztetem. Woda powinna sięgać do połowy wysokości foremek. Zamykamy piekarnik i pieczemy pasztet pół godziny.
Upieczony studzimy i podajemy z chutneyem z mango.



chutney z mango:

2 dojrzałe owoce mango, obrane i pokrojone w kostkę
1 szalotka pokrojona 
1 ząbek czosnku drobno pokrojony
1 mała papryczka chilli, oczyszczona  i pokrojona drobno
1 łyżka startego imbiru
3 łyżki brązowego cukru
pół łyżeczki soli
3 łyżki białego octu
2 łyżki wody
ćwierć łyżeczki cynamonu
ćwierć łyżeczki mielonej gorczycy

Powiem wam szczerze, że załadowałam wszystko do rondla i na malutkim ogniu smażyłam około 20 minut. Potem na gorąco włożyłam do słoika i wystudziłam.

Najbardziej zaskakujący jest ten pasztet po zjedzeniu. Zostawia w ustach delikatny posmak trawy cytrynowej.

To drugie podejście do przerobienia wątróbki. Była już wątróbka z gęsi, teraz wzięłam się za kurzą. Czy następna będzie kacza? Wątpię, raczej zmienią się dodatki. Zwolenników pasztetów wokół mam sporo, więc spodziewam się kolejnego zamówienia. Kupiłam ostatnio kasztany. Coś mi mówi, że do pasztetu byłyby niezłą parą.
Jednak to plany dalsze. Od jutra do głosu dochodzi czekolada.



Smacznego

3 komentarze:

  1. To jest coś co chyba muszę zrobić :) Nazwa strony i słabość do mango obliguje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pyszności, uczta dla oczu i podniebienia..Mmm.. Wspaniałości pokazujesz, a ja..odliczam dni:)) i godziny:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, jakie smaki. Pasztet z trawa cytrynowa i chutney z mango! Super!

    OdpowiedzUsuń