wtorek, 16 lipca 2013

Biała pizza z ziemniakami i cukinią czyli nie wierzcie numerkom




Rok temu tkwiłam w amoku pakowania kartonów. Pot lał się z czoła, ręce bolały od dźwigania, nogi miałam pocięte podajnikiem do taśmy klejącej a książek wciąż nie ubywało.
Na lipcowym etapie przeprowadzki wydawało mi się, że koniec nie nastąpi nigdy.
Minął rok a kartony stoją karnie tam gdzie je postawiłam. 
Jakaś siła wyższa podszepnęła mi wtedy, żeby je numerować a spis umieszczać w komputerze z opisem, co jest w środku.  Czyli numer 247 to moje stare zeszyty a 274 szklanki do piwa. Perfekcyjnie.
Niestety licho nie spało, kiedy ja w natchnieniu opisywałam kartony.

Pewnego chłodnego dnia MMŻ wyraził chęć napasienia wzroku swoją samochodową kolekcją. Ja, pusząc się jak paw w zalotach, z pewną miną i pomocą komputerowej listy, zanurkowałam w kartony.  Poszukiwania nie powinny być trudne. Modele zajmują numery od 150 do 199. Czyli każdy karton w tym przedziale jest trafiony. 
Otwarłam pierwszy karton a tam…książki. Konsternacja. Jak to możliwe? Drugi? To samo. Spociłam się nie tylko z emocji. Kartony stoją jak popadnie. Tu żadnego klucza nie stosowałam. Biorąc pod uwagę, że w grudniu szukałam spodni narciarskich i nart, w marcu bryczesów i toczka a w maju letnich sukienek i strojów kąpielowych, można sobie wyobrazić ile trzeba kilogramów przerzucić, żeby znaleźć odpowiedni numerek.
A tu taka wpadka! Trzeci karton nareszcie spełnił moje oczekiwania. Kolejne dwa również.
Niestety, ten sukces nie rozwiał moich wątpliwości. Gdzieś te zagubione modele muszą być. I w ilu jeszcze przypadkach rzeczywistość będzie się rozmijała z teorią.

Dziś próbowaliśmy z MMŻ znaleźć jego koszule z krótkim rękawem. Bezskutecznie. Prawo Murphiego mówi, że na sto procent znajdą się przy okazji ubierania choinki.
Zaraz, zaraz, czy ja pamiętam gdzie upchałam bombki?

Wracając do kartonu numer 150. Leżały w nim książki a wśród nich jedna z moich ulubionych*. Przepadła w zeszłym roku i już się z nią pożegnałam.  To znalezisko nieco mi osłodziło rozczarowanie samą sobą i błędami w nadawaniu numerków.
Zaraz ją wykorzystałam do zrobienia czegoś jadalnego, co poradzi sobie bez klasyfikacji.



Biała pizza bez wyrastania:

ciasto:

3 szklanki mąki pszennej
¾ szklanki ciepłego mleka
Pół łyżeczki soli
Pół łyżeczki cukru
30 g świeżych drożdży
1 jajko

dodatki do białej pizzy:

karmelizowana cebula
ugotowany i pokrojony w plastry ziemniak
cukinia pokrojona w plastry i podsmażona lub zgrillowana
plastry koziego sera
plastry niebieskiego sera
do posypania np. rozmaryn

W misce sypiemy kopczyk z mąki. W nim robimy dołek, do którego kruszymy drożdże. Sypiemy cukier i wlewamy 1/3 szklanki mleka. Lekko mieszamy. Przykrywamy miskę i zostawiamy w spokoju na 15 minut. W tym czasie do reszty mleka dodajemy sól i jajko. Roztrzepujemy i po kwadransie wlewamy do miski z mąką i drożdżami.
Wyrabiamy mikserem lub ręcznie przez 10 minut i wałkujemy na płasko. Jeśli ciasto się klei, podsypujemy (oszczędnie) mąką.
Nie czekamy aż urośnie. Dzielimy ciasto na tyle placków ile sobie zaplanowaliśmy i wkładamy je do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika na 10 minut.
Wyjmujemy z pieca, smarujemy czym chcemy i znów umieszczamy w piekarniku do czasu aż sery nam się stopią.



Sypiemy na górę rozmaryn, robimy sałatkę z sałatki i zielonej cebulki i jesteśmy wyluzowani, zrelaksowani a numerki mogą sobie stanąć na główkach. Bez nas.



Jeżeli zostanie wam ciasto, włóżcie je do woreczka i schowajcie w lodówce. Jutro materiał na małe bułeczki podawane z konfiturą porzeczkową będzie mieli jak znalazł. Wystarczy je podzielić na kawałki i poczekać ze 20 minut. Potem tylko pieczemy je w 180 stopniach przez 10 minut. Posmarujcie je jajkiem i posypcie sezamem lub makiem, a otrzymacie nie tylko smaczny ale i ładny materiał na 
śniadanie.



* ta cudem odzyskana książka to River Cottage Veg everyday Hugh Fearnley'a Whittingstall'a




Smacznego i dużo dobrego humoru 

9 komentarzy:

  1. Nie ma jak takie pyszności.....ja także mam dziś cukinie..ala placki ziemniaczane...z fetą i sosem czosnkowym:))

    A kartony..hm, tak to jest z przeprowadzkami, hi hi:)))jaka to radość, że komputera nie dałaś w karton..bo co ja bym wtedy czytała??:) Serdeczności kochana:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I widzisz. To się nazywa optymistyczne podejście do sprawy. Gdybym spakowała do kartonu komputer, to teraz
      nie czytałabym twojego bloga. I byłoby mi smutno:))
      Dobrze jest jak jest. Pozdrowionka ogromne:))

      Usuń
  2. Że też Ci się chciało uskuteczniać taką segregację. :)
    A pizza- jak dla mnie - GENIALNA. :) Wypróbuję na pewno, ale chyba zrezygnuję z koziego sera. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, chcenie niekiedy obraca się przeciwko chcącemu. Wiesz, co mówią o dobrych chęciach?
      A ser do pizzy w oryginalnym przepisie był tylko niebieski:))
      Pozdrawiam bardzo

      Usuń
  3. Ale fajna taka rustykalna pizza! A pomysl z zapisywaniem kartonow tez fajny, ale ... jak to mozliwe ze cos sie pomieszalo??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diabeł zawinął ogonem, albo się rozkojarzyłam, albo upał padł mi na rozum. Kto wie?
      Na razie nawet w kierunku kartonów na patrzę. Buźka:)))

      Usuń
  4. limonko!.zupa z bobu rewelka,oczywiście do powtórzenia.Zrobilam lemon curd do rolady ,ale już go niewiele zostalo,cały czas podjadam,chociaż kwaśny jak zaraza.może 10dkg cukru na 4 cytryny to trochę mało?Czy można połączyć maskarpone z lemonem?.Robiłaś tak może?Uściski.Majka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majeczko. Możesz spokojnie dać na 4 cytryny 200 g cukru. Taki jest bardziej kremowy i smakuje jak deser. Ja spokojnie połączyłabym zimny lemon curd z zimnym mascarpone. Nie próbowałam takiego związku, ale...do odważnych świat należy. Łączyłam ostatnio krem cytrynowy z bitą śmietaną, bo uszczęśliwiałam MMŻ mrożonym tortem bezowym z kremem cytrynowym. Niestety zdjęcia ciągle jeszcze tkwią za wodą choć mam nadzieję, że do następnych urodzin MMŻ dopełzną do mnie. Wtedy podzielę się nim na blogu.
      Ściskam cię mocno i słonka życzę

      Usuń
  5. dzieki.Dobra dusza z Ciebie Limonko i bardzo życzliwa.Masz dobre miękkie serduszko.Co tam słychać w kociej ferajnie.Może jakaś fotka?Gorąco pozdrawiam i samych słonecznych dni życzę.Majka.

    OdpowiedzUsuń