Przeżyłam. Pojechałam tam i z powrotem, i jestem cała. Nie
zaliczyłam ani jednego nagłego kontaktu z podłożem. Powiem więcej, następnego
dnia nie bolało mnie dosłownie nic. Żaden mięsień, żadna tylna czy dolna część
ciała. Mój tata powiedziałby, że jeśli pewnego dnia nic cię nie boli, to
znaczy, że nie żyjesz. Chyba powinnam być zaniepokojona.
Do najbliższego sklepu miałam nieco ponad cztery kilometry.
Nie powinnam się przyznawać, bo większość z was pewnie parsknie śmiechem. Ale
jeśli ktoś używa roweru wyłącznie jako zawieszki na kosz z lampionami, to nie
powinna dziwić moja duma z pokonanych aż czterech kilometrów.
Te cztery kilometry są raczej urozmaicone. Są i piaszczyste,
i z górki, i pod górkę, i asfaltem, i przez pole. Nie było, więc, nudno. Słońce
świeciło, droga była pusta, po obu stronach las. Rewelacja.
Pierwszy kryzys przyszedł po 500 metrach czyli przed
pierwszą górką. Dałam radę. Potem już było tylko pod górkę. Jedyne co trzymało
mnie przy życiu to świadomość, że jeśli
teraz jest pod górkę, to potem
będzie z górki.
Dotarłam do sklepu na skraju załamania nerwowego. Zmaganie
się z samą sobą jest niezłym testem. Bliska omdlenia, w nagrodę postanowiłam
kupić sobie lody. Posiedziałam trochę na rynku i w drogę. Gdyby w drodze
powrotnej ktoś mnie zobaczył, jak nic miałby przed sobą rowerzystę z dowcipu.
Gęba roześmiana od ucha do ucha. Przez krótki moment
zastanowiłam się ile much zjadłam szczerząc się do przyrody. Ale jakie to miało
znaczenie? Jechałam, włos mi się rozwiewał, wiatr szumiał w uszach i byłam
szczęśliwa. Pachniało lipami, daleko widziałam z tysiąc kóz a droga była z
górki. Jezusie! Jak życie może być piękne!
Potem trochę postękałam zdobywając piaszczyste zbocze na
ostatnim odcinku drogi ale pod dom zajechałam pękając z dumy i marząc o wiadrze
zimnej wody.
Muszę to powtórzyć.
Po powrocie z totalną nonszalancją i bez wyrzutów sumienia
pozwoliłam sobie na spełnienie obiadowej zachcianki. Zrobiłam sobie rybę z frytkami.
Udomowiona ryba z frytkami
¾ szklanki jasnego piwa
¾ szklanki zimnej gazowanej wody mineralnej
1 łyżeczka chili
1 łyżeczka soli
2 szklanki mąki
pszennej
kilka filetów zwartej białej ryby (w moim przypadku była to
tilapia)
sól i pieprz
2 łyżki mąki
sporo oleju do smażenia
frytki
W dość głębokim rondlu rozgrzewamy olej.
Do miski wsypujemy mąkę, sól i chili. Dolewamy wodę i piwo.
Lubię mieszać piwo z wodą gazowaną, bo efekt jest moim
zdaniem lepszy niż przy użyciu tylko jednego ze składników. Ta mieszanka sprawdza się też przy smażeniu
warzyw jak w tempurze.
Mieszamy i sprawdzamy na drewnianej łyżce gęstość
ciasta. Jeśli spływa jak mleko, to dosypujemy mąkę. Jeśli zostaje na łyżce,
dolewamy piwo. Konsystencja ciasta powinna być zbliżona do kwaśnej śmietany.
Delikatnie solimy i pieprzymy filety rybne w mące. Strząsamy
jej nadmiar i moczymy rybę w cieście. Wyjmujemy otulone ciastem filety i
kładziemy ostrożnie na rozgrzany olej. Przykręcamy nieco płomień, żeby nam się
ryba nie spaliła. Smażymy około 10-12 minut, w połowie smażenia obracając
filety na drugą stronę.
Usmażone wyjmujemy na papierowe ręczniki aby odsączyć
nadmiar tłuszczu.
Do ryby podajemy sos tatarski i frytki.
Jeśli czujecie wyrzuty
z powodu konsumpcji smażonej ryby i frytek, to możecie się nieco
usprawiedliwić pomijając frytki i zastępując majonezowy sos tatarski sosem
jogurtowym.
Chociaż od czasu do czasu można być niegrzecznym i nieco
zaszaleć.
Smacznego i dużo powodów do uśmiechu
Jestem za..możn zaszaleć nawet z piwkiem a co!!:))Twoja rybka pisze się wspaniale, a przepis. Nic innego mi nie pozostaje jak spróbować zrobić taką rybkę wg.Twojego przepisu.Uwielbiam ryby:)))Uwielbiam:)))))
OdpowiedzUsuńA co do Twoich wojaży..gratulujęi podziwiam....bo ja nie mam takich możliwości rowerowych...a szkoda.Pozdrawiam Cieeee mocno:))))
Dziękuję ci bardzo za całe stadko buziek:)) I za twoje komentarze:)) I bardzo cię serdecznie pozdrawiam:)))
UsuńZa taki wyczyn zdecydowanie nalezy sie nagroda. Ryba z frytkami jest w sam raz! mniam!
OdpowiedzUsuńA jutro znów pojadę. Taka jestem dzielna:)))
UsuńBuziol
wlaśnie gotuję Twoją zupę z bobu.Uściski.Majka.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy ci smakowała. Też cię ściskam bardzo cieplutko:))
UsuńGratulacje wycieczki z kompletem zębów, teraz będzie tylko lepiej. Świetny pomysł na rybkę, wypróbuję, bo zazwyczaj robię ją w wersji nudnej :)
OdpowiedzUsuńMówiąc szczerze bałam się nie tylko o zęby. Ilość części, które można sobie uszkodzić jest tak duża, że postanowiłam przestać się przejmować. Pozdrowionka:))
UsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCo by nie było to faktycznie jest to bardzo popularny sposób na podanie ryby. Ja jestem zdania, że bardzo ciekawą sprawą jest również przepis na łososia https://mowisalmon.pl/przepisy/losos-wedzony-mowi-z-sosem-z-piwa-patatas-bravas-i-gruszka/ i ja także będę musiała go spróbować.
OdpowiedzUsuń