Co działa na nas inspirująco? Co powoduje, że ciągle nam się
chce? Wszystko jedno czy przeczytać kolejną książkę, czy dowiedzieć się gdzie
leży np Folegandros, czy zgłębić tajemnicę błękitnych stref.
Wydawałoby się, że oprócz własnego nosa i portfela nie
widzimy już nic więcej. Można tak
pomyśleć. I po części jest to prawda. Ale niektórym oprócz tlenu i miski z zupą
do życia jest potrzebne coś jeszcze. Nie zawsze ta potrzeba jest zrozumiała dla
innych. Po co zadawać sobie, a co gorsza innym , niekończące się pytania?
Czy zadawanie pytań świadczy o naszej niewiedzy? Można
tak sądzić. Ale z drugiej strony czy
zadawanie pytań nie jest najprostszym sposobem poznania. Czy znajdując odpowiedź
nie prowokujemy kolejnych pytań?
Ile razy szukając w słowniku konkretnego słowa na „h” zabłądziliście
w okolice „r”?
Ile razy prosząc ciocię Wikipedię o odpowiedź, zaraz
ruszaliście dalej, zachęceni nowością nabytej wiedzy?
Dużo pytań oznacza dużo
odpowiedzi. Dużo odpowiedzi oznacza kolejną porcję pytań.
Podobno tych ciekawych, tych, którzy pytają, jest
mniejszość. Jeżeli to prawda, to powinni być otoczeni opieką. Powinno się nad
nimi rozciągnąć parasol, żeby zawsze im się chciało i żeby swoim „chciejstwem”
i ciekawością zarażali innych.
Coś mnie dzisiaj na rozmyślania wzięło. A skąd te
rozmyślania? Co wam mówi skrót TED? Jeszcze nic?
Najwyższy czas to zmienić. I zacząć zadawać pytania.
Guinoa jest słowem,
które pojawiło się w moim słowniku niedawno a w mojej kuchni 10 dni temu.
Pytanie brzmiało: co mogę z nią zrobić?
Odpowiedź brzmi: nadziewanego bakłażana.
bakłażan i quinoa
2 bakłażany
1 cebula
1 ząbek czosnku
pół szklanki komosy ryżowej czyli quinoa
szklanka wody
szczypta soli
dwa plastry koziego sera
garść liści bazylii
pieprz
ćwierć łyżeczki kminu rzymskiego
2 łyżki oliwy
Umytego bakłażana kroimy wzdłuż na dwie połowy. Nacinamy je
w kratkę, posypujemy solą i skrapiamy oliwą. Rozgrzewamy piekarnik do 180
stopni i pieczemy obie połówki bakłażana przez 35 minut. Po tym czasie powinny
być miękkie. Wyjmujemy je z pieca i studzimy.
W czasie gdy bakłażan nam się piecze, bierzemy się za
quinoa. Przepłukujemy ją zimną wodą i odcedzamy. W garnku gotujemy szklankę
wody ze szczyptą soli i wrzucamy kaszkę. Dalej idzie jak z gotowaniem ryżu. Po
20 minutach gotowania quinoa powinna być miękka i z ogonkiem. Jeśli w czasie
gotowania zacznie w garnku brakować wody, to nieco dolejcie. Nie będziecie mieć
problemów z gotowaniem tej kaszy. Skoro ja sobie poradziłam, to zrobi to każdy.
Ugotowaną kaszę studzimy.
Wracamy do bakłażana.
Wystudzone połówki wydrążamy np. łyżeczką, ale tak by nie
uszkodzić dna. To co wydrążyliśmy kroimy
na drobną kostkę.
Cebulę i czosnek obieramy i smażymy na łyżce oliwy. Dodajemy
do nich pokrojone środki z bakłażana.
Smażymy 5 minut, dodając zmielony kmin rzymski i pieprz.
Zdejmujemy z ognia , studzimy i mieszamy z ugotowaną kaszą.
Dodajemy jeszcze porwane liście bazylii i pokrojony w kostkę ser. Mieszamy i
faszerujemy połówki bakłażana.
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni i pieczemy bakłażanowe
łódeczki 20 minut. Na ostatnie 5 minut przekładamy blaszkę jak najbliżej górnej
grzałki, żeby danie nabrało złotego koloru.
Podajemy z kleksem jogurtu zmieszanego z liśćmi mięty.
Smacznego i jak najwięcej pytań.
Kto pyta nie błądzi..to moje motto życiowe..więc uważam,że..im więcej pytań tym lepiej. A więc pytam...czy ten bakłażan smakuje tak samo pysznie jak wygląda. :)?? Wygląda niesamowicie ..Za mną póki co chodzi...cukinia..i ala placki ziemniaczane...:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie:D
O tak baklazan to jest to. Quinoa tez, ale na razie ja zamawiam raczej niz robie.
OdpowiedzUsuńI tak sobie mysle, ze quinoa wyglada jakby dobrze zgrywala sie nie tylko z baklazanem, ale tez z granatem!
TED jest super. Ostatnio w Londku byl TEDex Parliament i mozna bylo ogladac live przez internet!
Acha! Jaki piekny talerz jeszcze mialam napisac!
OdpowiedzUsuń