Ani się człowiek obejrzy, a coś mu umknie. Raz bywają to
filmy w kinie. Cieszę się na premierę a potem okazuje się, że zwlekałam tak
długo, że film odszedł już do historii.
Innym razem ostrzę sobie zęby na sezonowe wyprzedaże. Upatrzę sobie jakąś szmatkę i
obiecuję kupić gdy cena będzie niższa. Potem marudzę, że jeszcze za drogo i się
przyczajam. Aż w końcu rzeczywistość wylewa mi wiadro zimnej wody na głowę i
pewnego dnia zamiast upatrzonej sukienki wita mnie napis „nowa kolekcja”.
Wyciąganie wniosków z takich sytuacji nie jest moją mocną stroną. Historia
powtarza się co roku.
Na szczęście jest kilka dziedzin, w których jestem bardziej
czujna. Obniżka księgarska wyostrza mi zmysły. Napis „kup książkę, a drugą
weźmiesz za złotówkę” jak nic zostanie przeze mnie zauważony. I jak nic, zakupów nie będę odkładała
na później. Tu, niestety tkwi haczyk, bo okazuję się być osobą o wyjątkowo słabej
woli. Oparcie się książkowym zakupom jest ponad moje siły.
Ale z dwojga złego wolę żałować niekupionej sukienki niż
niekupionej książki.
Drugim polem, na którym staram się trzymać rękę na pulsie są
sezonowe produkty. Przespanie szparagów, czy truskawek jest równie przerażające
jak nie skorzystanie z księgarskich wyprzedaży.
Niestety, tu też zdarzają mi się wpadki. W zeszłym roku ani
się obejrzałam a na naszych krzewach porzeczkowych zostały tylko bujne liście. Jacyś skrzydlaci najeźdźcy dokonali czystki o
świcie. Kiedy ja rano wkroczyłam do akcji z miską, po porzeczkach został tylko
nędzny ślad w postaci upuszczonych pojedynczych owoców.
W tym roku postanowiłam nie dopuścić do tej takiej zbrodni i
pilnowałam porzeczek jak Wanda cnoty.
Udało się. Konfitura z czerwonych porzeczek stała się
faktem. Nie dość, że nie przegapiłam zbiorów, to na dodatek zdążyłam przed
agresorem.
Konfitura z czerwonej porzeczki:
(zmieściła się do 4 dżemowych słoiczków)
700 g czerwonej porzeczki bez szypułek
1 limonka
500 g cukru
3 łyżki syropu kokosowego
Zagotowałam cukier z wodą. Na wrzący syrop cukrowy wrzuciłam
porzeczki i smażyłam godzinę. Dodałam sok z limonki, otartą skórkę i syrop kokosowy. Zamieszałam
i zdjęłam z ognia. Wystudziłam i przykryłam folią spożywczą. Następnego dnia
smażyłam konfiturę pół godziny i gorącą nałożyłam do pasteryzowanych słoików.
Zakręciłam i odstawiłam odwróconą do
góry nogami by wystygła.
Następnego dnia zrobiłam próbę śniadaniową. Z małymi bułeczkami, które zrobiłam z resztek
ciasta na pizzę, smakowały bardzo wakacyjnie.
Smacznych śniadań, obiadów i kolacji
"Pilnowalam porzeczek, jak Wanda cnoty." Limonko wymiatasz.
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha:))) Buźka
UsuńTak, podpisuje się pod powyższym komentarzem:)))))) dobre hasło, muszę zapamiętać..:))
OdpowiedzUsuńJa też tak mam, że...fajne okazje mi koło nosa przechodzą..ale co tam, będą kolejne.
Wiesz......zastanawiam się ostatnio nad jedną rzeczą..jak wielką musi być Twoja kuchnia, jak bogata w przyprawy Twoja szafka i jak pełna pomysłów Twoja głowa, że takie cuda wymyślasz.Przecież to co podajesz to arcydzieło..w sztuce i smaku pewno też. Więc wielki ukłon mój do porzeczkowej....niech gości na Twoim stole:)))
Dziękuję za odwiedziny i serdeczny komentarz na moim blogu...
Pozdrawiam serdecznie:)
Kuchnia zawsze jest za mała. Szczególnie teraz, kiedy tkwię w zawieszeniu. Ale nadzieja jest...więc trzymam za siebie kciuki. Pozdrawiam się cieplutko i słonecznie:))
Usuńporzeczki pięknie uchwycone,konfitura na pewnopyszna,ale te ptaszki siedzące na paterze są cudne.Zrobiłam Limonko tak:sok z dwóch cytryn+ sok z 1 pomarańczy +otarteskórki z cytryn i pomarańczy +15 dkg cukru +10 dkg masła+ 2 żółtka+2 całe jajka.taki zrobiłam lemon curd.trochę wymieszałam z mascarpone bo bałam się zepsuć wszystkiego,ale po prostu wyszło rewelacyjnie.Miałś rację żeby się nie bać tylko próbować.Dzięki za radę,słońca,słońca,słońca życzę.Majka
OdpowiedzUsuńZdolną kobietą jesteś Majka. Krem na pewno był przepyszny. Tylko tak dalej. Uściski:))
Usuń