Nieprawdopodobnie trudno jest gotować dla dwóch osób i nie
oszaleć z nudów. Obiady nie są problemem. Zwłaszcza, że ich ilość jest
minimalistyczna. Z zupą mam kłopot, bo jej zawsze się ugotuje ilość hurtowa.
Choćbym nie wiem jak się starała i ograniczała składniki, to w efekcie końcowym
i tak garnek jest zapowiedzią obiadu dla minimum czterech osób.
Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Schody zaczynają się, gdy
myślę o śniadaniu. Jeśli upiekę chleb, to jedząc jedną kromkę dziennie, możecie
sobie wyobrazić ile czasu trwa zjedzenie całego bochenka. Wieki całe.
Zamrażanie pokrojonego chleba praktykuję od zawsze, ale to nie rozwiązuje
sprawy nudów.
MMŻ, pierwszy wyznawca domowego pieczywa, w dniu dzisiejszym
ogranicza się jedynie do powąchania kromki. I tyle. Do jogurtu i sałatki z
ananasa chleb mu niepotrzebny. A ja jem i jem, i jem te swoje kromki i już mi
się marzy zmiana repertuaru. Każdy przepis dzielę na pół. To jeszcze za dużo.
Więc dzielę na trzy. I tak jem dwa tygodnie.
Dziś padło na chleb lekko dymny w smaku za sprawą melasy i
nieco słodkawy dzięki rodzynkom. W moich ulubionych połączeniach śniadaniowych
czyli ser plus pomidory sprawdził się świetnie. Nawet ser typu brie pasuje do
niego rewelacyjnie. Jeśli jesteście porannymi zjadaczami ryby lub salcesonu, to
wątpię czy ten rodzaj pieczywa was usatysfakcjonuje. W każdym innym przypadku
polecam.
Chlebek turecki
(malutki)
300 g mąki pszennej
1 łyżeczka suchych drożdży
1 łyżka masła
¾ szklanki mleka
1 łyżka ciemnego miodu lub melasy
1 łyżka kawy rozpuszczalnej
1 łyżeczka cynamonu
pół łyżeczki soli
2 łyżki rodzynków
1 łyżka orzechów (dowolnych)
1 jajko do posmarowania
W mleku rozpuszczamy miód lub melasę, masło i sól. Studzimy.
Do misy sypiemy wszystkie suche składniki oprócz rodzynków i orzechów. Mąkę
przesiewamy przez sito.
Do suchych składników wlewamy letnie mleko z dodatkami i
mieszamy a potem wyrabiamy (najlepiej mikserem z hakiem). Jeśli ciasto jest za
luźne, dosypujemy łyżkę mąki. Ja nigdy nie wiem jaka ilość płynu będzie
idealna. Moja rada, to nie wlewać całego płynu na raz, tylko partiami. Wtedy
mamy pewną kontrolę nad tym, ile mąka tego płynu potrzebuje.
Wyrabiamy dokładnie ciasto. Przykrywamy miskę i pozwalamy
ciastu urosnąć. Powinno podwoić swoją objętość. Potem wyjmujemy chleb z miski,
składamy jak kopertę (lekko naciągamy boki i składamy do środka). Formujemy bochenek
i znów odstawiamy pod przykryciem do wyrośnięcia. Po około 1,5 godziny w cieple
chlebek powinien być gotowy do pieczenia. Przed włożeniem do piekarnika
nacinamy go z góry i smarujemy roztrzepanym jajkiem.
Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni i pieczemy chleb około
35 minut.
Pięknie pachnie, dobrze wygląda i ciągle jest go za dużo.
Przede mną tydzień z pieczywem tureckim.
Całkiem udanego tygodnia życzę i może już
w końcu wiosny
Tym postem Droga Limonko przypomniałaś mi moje wakacje w Turcji i smak tego wspaniałego chleba. Jak dla mnie jest boski i ciesze się, że dzięki Twojemu przepisowi mogę spróbować go ponownie.Pozdrawiam Cię ciepło!
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że obudziłam wspomnienia. Biorąc pod uwagę to co za oknem, dobrze jest się ogrzać takimi wspomnieniami:)
UsuńPozdrawiam serdecznie
Nuda w kuchni jest najgorsza! Dobrze, ze masz tyle pomyslow Limonko. Chlebek wyglada pysznie - z przyjemnoscia bym sprobowala!
OdpowiedzUsuńOj, już niedługo!:))))
UsuńDomowe pieczywo jest najlepsze :)
OdpowiedzUsuńAmen:)
UsuńSuper, wygląda niesamowicie.
OdpowiedzUsuńI tak też smakuje. Polecam bardzo. I pozdrawiam serdecznie
UsuńTeż uparcie praktykuję przygotowywanie małych porcji - żeby nie jeść dwa tygodnie, żeby móc upiec i zjeść coś nowego. Ostatnio upiekłam chlebek z 200 gram mąki i zjedliśmy go niemal na raz - to dopiero sukces! ;) Twój podoba mi się ogromnie, bardzo lubię takie lekko słodkie pieczywo :)
OdpowiedzUsuń