Śpieszymy się bardzo. Kiedy przyjrzeć się nam biegającym po
ulicach, sklepach, między kuchnią a salonem, to można odnieść wrażenie, że czas
nam się kończy.
Trochę to prawda, bo za tydzień o tej porze będziemy
siadać do wigilijnej kolacji. I może
faktycznie dobrze by było nieco przyśpieszyć. Ale tylko trochę.
Dziś pada od rana, a z samochodu widziałam zastępy dzielnych
kobiet myjących okna.
Ja też do niedawna myślałam, że jeśli nie umyję okien przed
świętami, to pojawi się tajemniczy KTOŚ i odwoła Boże Narodzenie. Traf chciał,
że pewnego roku pochorowałam się solidnie w grudniu i po powrocie do domu na
nieumyte okna mogłam tylko popatrzeć. Byłam słaba jak mysz a radość sprawiało
mi samodzielne zrobienie sobie herbaty. Święta
nie przejmowały się moją kondycją. Rodzina pomagała jak mogła, ale wiecie jak
to jest: ja sama wszystko zrobię najlepiej.
Otóż nie zrobiłam. I cóż się takiego stało? Nic się nie stało.
Wszyscy zasiedliśmy do stołu tak samo szczęśliwi, że mamy
siebie nawzajem jak co roku. Nikt nie odszedł od stołu głodny a od choinki bez
prezentu. Nikomu umyte częściowo okna nie zepsuły świętowania. Nikt nie
marudził, że nie było faszerowanego karpia a piernik był ze sklepu.
Ominęło mnie spinanie
się i ciągła gorączka czy wszystko będzie idealnie i na czas.
Od tamtej pory pozwalam sobie na pewien luz. Już nie dostaję
apopleksji, bo prezent jeszcze nie kupiony. Jadę na zakupy i zamiast błąkać się
z kąta w kąt, kupuję sobie tiger latte i patrzę na przepływający świat.
Ale ci ludzie się śpieszą. Może powinni przeczytać mój wpis?
Albo ugotować sobie garnek pysznej zupy?
Bardzo leniwa zupa
Tom Yum
(2 talerze )
2 szklanki rosołu lub bulionu
1 szklanka mleczka kokosowego
1 łyżka pasty Tom Yum (widziałam w każdym supermarkecie)
1 filet z kurczaka
2 kapusty bok choy (są malutkie)
1 łyżka sosu rybnego
1 łyżka soku z limonki
Zagotowujemy rosół i dodajemy do niego mleczko, sos rybny
,sok z limonki i pastę Tom Yum. Pierś kurczaka myjemy i kroimy w kostkę. Wrzucamy
do gotującego się wywaru. Gotujemy na małym ogniu 5 minut. W tym czasie myjemy
i obieramy z zewnętrznych liści kapustę bok choy. Myjemy kapustki i kroimy na połowy. Możemy ją
również podzielić na liście. Wrzucamy do zupy i gotujemy jeszcze 3 minuty. Wyłączamy
ogień. Zupę nalewamy do miseczek, dekorując ją świeżą kolendrą.
Z miską gorącej, pachnącej zupy robimy rachunek sumienia i
wykreślamy z listy rzeczy nieodzownych wszystko to, co zbędne. Stawiam garnek
mojej zupy, że na pewno coś znajdziecie.
Życzę smacznego i nie dajcie się zwariować.
Teraz mi to mówisz? Nie było napisać tak w sobotę? Już po wszystkim. Okna umyte, a Twojej zupy nie mam siły ugotowac!
OdpowiedzUsuńTak też jest dobrze. Umyte okna to dowód panowania nad materią. Teraz sobie zrób wolne :)
UsuńJak mi miło,że myślisz tak samo jak ja!
OdpowiedzUsuńUratowałaś moje ego tym postem.
Dziękuję!
A Twoja zupa działa na mnie jak balsam po widoku pierniczków,śledzi i innych świątecznych dań...
Myślę, że większość z nas tak myśli :D
UsuńPozdrawiam
Masz rację. Nic nie musimy! Mimo to, dziś i ja umyłam swoje okna, ale tylko dla siebie, nie pod publiczność. A zupę muszę wypróbować. Koniecznie. Wygląda bardzo apetycznie, tak jak lubię!
OdpowiedzUsuńPowiem ci po cichutku, że ja też mam już mycie za sobą. Ale dobrze, jest się tak trochę pobuntować.
UsuńPozdrawiam :D
Tak zwana "zupa dobra z kapustą" była naprawdę dobra. A okna nie zające. I świąt nie odwołają.
OdpowiedzUsuńSpróbowałyby.
NIGDY nie myłam okien na Boże Narodzenie. Ratunek od tej katorgi zawdzięczam oczywiście Babci Broni (jak niemal wszystko), bo gdy byłam dzieckiem wbiła mi do głowy: "Marzyniu, na godnie świnta to sie sprzonto mało-wiela, bo wszystko spi po kontach i w szparach i sie tego nie budzi". To WSZYSTKO to były jakieś duchy, jakieś licha, bożęta, jakieś nieochrzczone noworodki i kupę Innych-Nie-Z-Tego-Świata, w które Babunia niby nie wierzyła ale liczyć się z nimi trzeba było.
OdpowiedzUsuńP.S. czyta mi się coraz lepiej :-)
:)))Babcia Broną mądrą kobietą była. Ostrożności nigdy nie za dużo:))
OdpowiedzUsuń