niedziela, 27 listopada 2011

Tort jabłkowo śmietanowy zamiast rękawiczek


To nie był mój ulubiony tydzień. Niby nic katastrofalnego się nie zdarzyło, ale drobne niepowodzenia są jak drzazga za paznokciem. Umrzeć od tego nie można, ale skutecznie uprzykrzają życie. Tu mnie coś bolało, tam mi coś nie wyszło, jeszcze coś innego mnie rozczarowało. A na finiszu tygodnia zgubiłam rękawiczki. Niby nic wielkiego. Przecież to tylko rękawiczki. Ale te były wyjątkowe. Były prezentem od MMŻ. Takich prezentów jest w roku niewiele, więc tym bardziej je sobie cenię. Rękawiczki miały już kilka lat i były zżyte z moimi dłońmi w sposób przysłowiowy. Szkoda mi ich.
Nie lubię gubić czy rozstawać się z przedmiotami. Te, które mam w najbliższym otoczeniu są oswojone, przewidywalne i są częścią mojego świata. Choć na co dzień nie poświęcam im specjalnej uwagi, to ich brak odczuwam jako duży dyskomfort.
Nie lubię sprzedawać samochodu, bo kiedy nim jeżdżę oddaję mu część samej siebie. Sprzedaż to trochę jak zdrada. Zazwyczaj okupiona łzami.
Wszystkie drobiazgi, które mnie otaczają mają swoją historię i większości nie oddałabym za żadne skarby. Rękawiczki były jak stary przyjaciel. Od listopada mogłam na nie liczyć. Powiedzcie mi, komu potrzebne są cudze, znoszone rękawiczki. Chodzilibyście w czymś, co ma w sobie cały obcy mikrokosmos?
Jeśli poszukać winnego, to winna jest Francja. I jej bezmyślne potraktowanie polskich pilotów w czasie II wojny światowej. Nie, nie, nie zwariowałam.
Zgubienie rękawiczek ma ścisły związek z polskimi pilotami we Francji. Jechaliśmy na otwarcie wystawy poświęconej temu właśnie tematowi. A jeśli dodać, że zagrożeni byliśmy spóźnieniem, to mój pośpiech i jego konsekwencje stają się jasne. Klucze do samochodu, czapka, pilot do garażu, torebka, rękawiczki, to wszystko nie zmieściło się w moich dłoniach. Coś musiało polec. Tym razem padło na rękawiczki. Gdybym miała wybierać.... nie dałabym rady wybrać. Najlepiej by było nic nie zgubić.
Francja ma to do siebie, że w kontekście historycznym zawsze nam komplikowała życie.
Do tego bilansu tygodniowego, robionego w momencie roztkliwiania się nad sobą, muszę uczciwie dodać, że coś też znalazłam. Nie założę tego, co prawda, na siebie, ani nie ogrzeje mnie w chłodne dni. Za to pomoże ogrzać moją nieco zasmuconą duszę. I mogę wykombinować coś na pocieszenie samej siebie. Moja spiżarnia jest wam znana. To w niej dokonałam pocieszającego odkrycia. Znalazłam mus jabłowy. Skąd on się tam wziął, nie wiem. Nie przypominam sobie faktu pakowania jabłek do słoików. Najważniejsze, że wiedziałam co z nim zrobić.
Zbytnia słodycz spowodowałaby potoki łez nad moją stratą, za dużo kwaśności pogłębiłoby mój listopadowy spadek formy. A gdyby tak połączyć kwaśne ze słodkim w zrównoważonych proporcjach?
Tak pojawił się na stole tort jabłkowo śmietanowy.

Tort jabłkowo śmietanowy czyli przekładaniec jesienno zimowy

Biszkopt:

2 jajka
2 łyżki cukru
2 łyżki mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
Oddzielamy białka od żółtek. Białka ubijamy na sztywną masę za szczyptą soli. Do ubitej piany dodajemy po łyżce drobnego cukru. Do ubijanej masy białkowo cukrowej po jednym wkładamy żółtka i ubijamy dalej. Kiedy caął masa jest puszysta i lśniąca wyłaczamy mikser i bierzemy się za prace ręczne. Po jednej łyżce wsypujemy mąki. Mieszmy delikatnie od dołu, żeby nam nasza jajeczna wysokość nie oklapła. Do przygotowanej tortownicy (czyli z papierem do pieczenia na spodzie) wkładamy masę biszkoptową i wkładamy ją na 15 minut do piekarnika rozgrzanego wcześniej do 180 stopni. Kiedy się upiecze, zostawmy je w piekarniku do wystygnięcia.

masa jabłkowa:

1 kg jabłek, obranych i pokrojonych (sugeruję antonówki lub renety)
1 galaretka cytrynowa
ewentualnie cukier
Jabłka obieramy, kroimy i w nieprzywierającej patelni smażymy aż nabiorą konsystencji musu. Jeśli nie macie cierpliwosci do takiej zabawy lub wiary we własne umiejętności, możecie gotową masę jabłkową kupić w sklepie. Nie próbowałam , ale wiem, że można takową nabyć. Do przesmażonych jabłek dodajcie cukru tyle ile lubicie.
Gorący przecier jabłkowy zdejmijcie z pieca i wsypcie do niego galaretkę cytrynową. Zamieszajcie i odstawcie do wystygnięcia.
Jeśli biszkopt i masa jabłkowa wystygły, to czas zacząć składać je w całość. Z biszkoptu zdejmujemy papier i ciasto z powrotem wkładamy do formy. Na ciasto wykładamy mus jabłkowy, wyrównujemy powierzchnię i wkładamy do lodówki. Po kwadransie już powinien wykazywać pierwsze oznaki popadania odrętwienie. Jakże pożądane, zresztą.

masa śmietanowa:

400 ml śmietany kremówki
starta skórka z jednej cytryny (wyszorowanej i wyparzonej)
2 łyżki żelatyny
3 łyżki cukru pudru

Zaczynamy od żelatyny. Wsypujemy ją do miseczki i zalewamy 3 łyżkami wody. Musi napęcznieć. Potem stawiamy na ogniu garnek z wodą i do niego wkładamy miskę z żelatyną. Naszym zadaniem jest rozpuścić żelatynę. W czasie, kiedy ona zmienia stan skupienia, my ubijamy śmietanę. Do ubitej śmietany wsypujemy otartą cytrynową skórkę i cukier puder. Na koniec do śmietany wlewamy rozpuszczoną żelatynę. Nie musicie jej studzić. Bez obaw możecie wlać jeszcze ciepłą. Jeszcze raz porządnie mieszamy i wykładamy na wyciągnięty z lodówki biszkopt z jabłkami. Ponownie wyrównujemy, żeby nie wyglądał jak stok narciarski i nich wraca do lodówki.
Po 2 godzinach wszystko ładnie zastyga w niemym zachwycie i bez wpadki daje się wyjąć z formy i gładko pokroić.
Efekt jest wyjątkowo lekki, niesłodki, w niczym nie przypomina przysłowiowego tortu z kremem.
A wygląda jak jesienne liście przykryte pierwszą śniegową pierzynką.


Szkoda tylko, że na jesienne przymrozki będę jak dziewczynka z zapałkami. Bez rękawiczek. Na szczęście zapałek mam spory zapas.
Pilnujcie swoich rzeczy i cieszcie się nimi. Pozdrawiam i smacznego.

5 komentarzy:

  1. Ale się zdziwiłam. Po powrocie z wystawy ja również stwierdziłam brak jednej rękawiczki! Tyle, że w moim przypadku była to zupełnie nowa rękawiczka, ciepła i miła, chociaż też od wyjątkowej osoby, więc zrobiło mi się smutno z powodu zguby. A tak... Zdekompletowany komplet brzmi trochę bez sensu.
    No, ale ciasto wygląda wprost bajecznie. Pięknie się patrzy na te eleganckie zdjęcia... Zwłaszcza będąc od niedawna tak beznadziejnie zafascynowaną pieczeniem ciast. No, i smak kojarzy mi się bardzo jesiennie. My też w ostatnim czasie jadłyśmy coś w podobnym tonie, bo szarlotkę z nutą pomarańczy.
    I jeszcze tak co do tych rękawiczek, raczej nie pozwolimy na ogrzewanie się jedynie zapałkami i w najbliższym czasie porwiemy na zakupy do galerii handlowej na poszukiwania nowych rękawiczek!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakiego rozmiaru tortownicy użyć do tego przepisu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, ja użyłam formy o średnicy 23 cm. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń