czwartek, 17 listopada 2011

Truskawkowe imperium i baileys w nagrodę


Macie w domu takie miejsca, które śmiało można nazwać "ziemie zapomniane"? Na pewno. Nie chodzi mi o oczywiste strychy czy piwnice. Raczej myślę o tych terenach, które mamy pod ręką. Co więcej, na codzień jesteśmy w nich częstymi bywalcami. A jednak te mroczne zakamarki umykają naszej uwadze.
Kiedy po jakimś czasie (zazwyczej odległym) zapalamy tam światło lub wkładamy rękę, spotyka nas niespodzianka. Bo oto zaginione dwa lata temu rękawiczki znalazły spokojną przystań w towarzystwie starych listów i lalki bez głowy. Albo ku własnemu zawstydzeniu, trafiliście w okolicach lutego na prezent kupiony pod choinkę. Mnie się to przydarzyło. Z wyrazem triumfu na twarzy (w końcu czułam się jak odkrywca) wkroczyłam do kuchni trzymając w ręce cudownie odnaleziony kubeczek z żabą. Z wrażenia aż zapomniałam czego szukałam. Dziecko nie wyraziło zdziwienia. Chyba zna mnie dobrze i wie, że w moim królestwie tajemnych przejść w inny wymiar, magicznie znikających rzeczy jest bez liku.
Gorzej, że nawet dla mnie moje włości bywają tajemnicą. Dno szafy, najniższa szuflada w komodzie, no i oczywiście spiżarnia, jakie w nich tkwią możliwości!
W moim prywatnym rejestrze rzeczy zagubionych jedno z pierwszych miejsc zajmuje nori. Sushi, które ostatnio robiłam, wymagało ich obecności. A ja byłam pewna, że paczka wielkości jaśka czeka grzecznie w szufladzie. Nori nie igła. A jednak. Zniknęło. Może planując upieczenie pierników natknę się na nie szukając tym razem anyżu.
Od poniedziałku odgrażam się, że porządki w spiżarni to priorytet. I stało się. Martwiłam się, że czeka mnie nudna praca. Nic bardziej mylącego. Ile ja tajemnic w prozaicznych słoikach odkryłam, ile zawartości jest tajemnicą do teraz. Bo albo nalepki czas zjadł, albo ich po prostu nie było. Czy to konfitura wiśniowa, czy powidła? A sok jest porzeczkowy czy jagodowy? W niektórych okazach pojawiło się nowe życie. Daria byłaby zachwycona. Ja trochę mniej i przezornie wystawiłam je za próg.
Ładuję więc te słoje do toreb i robię im przeprowadzkę. Wyciągam po jednym na światło dzienne i rozwiązuję zagadkę co to może być.
Ostatnie lata chyba obfitowały w truskawki. Co trzeci słoik to dżem truskawkowy. Porzeczka, wiśnia, truskawka, ogórek, morela i znów truskawka. Jeśli ktoś w przyszłym roku wspomni o przetworach truskawkowych, to go pogonię. Truskawki darzę miłością sezonową, w czerwcu. Co mi do głowy wpadło, żeby zapełnić nimi 300 słoików?
A słoiki sobie cichutko stały na najbardziej oddalonej półce, w półcieniu ukryte. I nikt nie podejrzewał, że one tam rosną w siłę. Gdyby nie oczyszczająca moc wody, to długo nie byłabym świadoma truskawego mrocznego imperium.
Tak, tak, ziemie zapomniane.
Po całym dniu kursowania tam i z powrotem został mi jeden karton do wyładowania. I jakaż miła niespodzianka. Ktoś schował do niego butelkę szampana, parę butelek wina i butelkę whisky. Czyżbym to była ja? Kiedy? I dlaczego?
Jak myślicie, jak skończy się ta opowieść?
Ledwo wyczołgałam się ze spiżarni postanowiłam, że czas na nagrodę. Szampan odpada. Aż takiego heroicznego czynu nie dokonałam. Wino to rutyna. I już wiedziałam, że chwila spożytkowania whisky nadeszła. To czas domowego Baileysa.
Ten trunek ma to do siebie, że jest smacznym pocieszaczem, słodkim uzupełnieniem posiłku lub stosowną nagrodą (jak w moim przypadku). Nie wymaga długiego leżkowania, choć kiedy pozwolicie mu kilka dni postać, to smakuje wybornie. Ale kto by tam chciał czekać. Ja nie chciałam i wypiłam szklaneczkę od razu. Jak błogo. Teraz mogę zapomnieć o zastępach truskawek czających się w spiżarni.
Tak, ziemie zapomniane mają swoje tajemnice.

Baileys po domowemu:

1 szklanka kremówki
1 szklanka mleka słodzonego zgęszczonego
1 łyżka kawy rozpuszczalnej
5 kostek gorzkiej czekolady (stopionych)
3 krople esencji waniliowej
1,5 szklanki whisky

Wszystko razem oprócz alkoholu miksujemy około 30 sekund. Teraz powoli wlewamy whisky mieszając. Pamiętajcie, że zawsze wlewamy alkohol do mleka. To przydatne również w przypadku robienia ajerkoniaku czy malibu. Przelewamy nasz likier do butelek. Najprostszy przepis na smaczne zakończenie dnia.


Życzę wam słodkich odkryć i smacznego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz