niedziela, 13 listopada 2011
Dozwolone od lat 18. Po prostu sobota
Drinki,, drinki, drinki. Dzieci nie czytajcie tego wpisu. To jest wpis z gatunku po 22. Czyli co ludzie lubią robić późnym wieczorem, szczególnie sobotnim. Lubią czytać książki. Pasjami słuchają opery. No, ostatecznie grają w scrabble. Ha, ha, ha. Zastanówmy się. Czy to jest cała prawda? No, może niezupełnie. Początek wieczoru ma całkiem kulturalny początek. Idziemy do Teatru. Pojedynek w Korezie jest super. Zaostrza nam apetyty na równie atrakcyjny ciąg dalszy. Jakaś knajpa? Drinki? A może po prostu grupowy powrót do domu i drinki?
Wariant drugi - idziemy z wizytą. Kolacja, może jakieś karty, drinki.
Wariant trzeci- zostajemy w domu. Do nas przychodzą goście. Robimy kolację, słuchamy muzyki, gadamy i.. pijemy drinki.
Czy jakiś element powtórzył się może? Lubimy się spotkać z przyjaciółmi i lubimy się napić czegoś dobrego. Wieczór, perspektywa weekendu, fajne towarzystwo aż proszą się o efektowne i efektywne uzupełnienie.
Zdaję sobie sprawę, że nie jest popularnym społecznie przyznawać się do popełniania drinków. A przecież większość z nas lubi napić się czerwonego wina, zimnego piwa, poeksperymentować z kolorowymi napojami lub po prostu skonsumować proste pół litra.
Czy jest w tym coś złego? Nie mnie się o tym wypowiadać. Ten blog służy propagowaniu konsumpcji, więc odpowiedź musicie znaleźć sami. Ja lubię wieczorem usiąść z kieliszkiem wina lub szklaneczką mojej ukochanej Metaxy. Na rumowe czy teqilowe mieszanki też się nie skrzywię. Weekend rządzi się swoimi prawami i ja się im poddaję. Skąd takie rozważania? Otóż z wczorajszego wieczoru. Namieszałam sobie w kieliszku coś, na widok czego MMŻ zawołał "to ty teraz pijesz wodę z Ludwikiem?!" I w jego głosie słychać było grozę. Dla ktogoś, kto jest napojowym purystą i nie uznaje żadnych mieszańców, mój drink wyglądał niepokojąco. Był zielono niebieski. A ja zrobiłam po prostu przegląd zapasów i okazało się że zrobienie ukochanej Margherity odpada z braku Cointreau. Był za to rum, Blue Curacao i całe morze lodu. Limonki występują ostatnio w naszym domu zawsze, więc składniki ułożyły się same.
Nie pijcie, jeśli nie chcecie. Przerwijcie czytanie, jeśli was oburza. Ale nie zaprzeczycie, że nawet napój alkoholowy, choć drzemie w nim demon, może być pociągający. Tak już jest, że ciemność miewa twarz anioła. Zresztą, czy zło byłoby pociągające, gdyby miało brzydką twarz?
A oto moja woda (ognista) z Ludwikiem
3/4 szklanki kruszonego lodu
sok z trzech wyciśniętych limonek (mogą być cytryny)
50 ml blue curacao
50 ml białego rumu
oranżada cytrynowa do dopełnienia
plasterek limonki dla efektu
Na lód wlewamy sok z limonki, oba alkohole i dopełniamy oranżadą. Mieszamy, dekorujemy limonką i pijemy. Drink jest orzeźwiający i aromatyczny. No i ten kolor!
Smacznego
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mniam, nie ma jak woda ognista z Ludwikiem. I udalo Ci sie Limonko to, co mnie sie jeszcze nie udalo - zrobic atrakcyjnie wygladajace zdjecie niebieskiego drinka!
OdpowiedzUsuńA tam od razu drink z Ludwikiem. Raczej kojarzy mi się z basenem :D
OdpowiedzUsuńAle brzmi bardzo apetycznie i też tak wygląda :)