środa, 23 listopada 2011

Brownie z karmelizowanymi bananami czyli jak poprawić nastrój




Znam ludzi, którzy nie przykładają wagi do wyglądu. Uważają, że ważna jest zawartość a nie powierzchowność. Niektórzy pamiętają czasy, kiedy sklepy dzieliły się na spożywcze i przemysłowe. Nie było środka, chociaż zdarzało się spotkać sklep rzemieślniczy, w którym straszyły potwory. Dużo się u nas zmieniło pod tym względem w ostatnich latach, ale ciągle jeszcze obowiązuje przewaga praktyczności nad duchowością. W moim mieście, na głównej ulicy (niebrzydkiej, zresztą) ilość sklepów obuwniczych i wszelakiej maści banków najlepiej świadczy o naszym praktycznym podejściu do życia. Ktoś powie, że trzeba jechać do Krakowa. Zaraz, zaraz. Czy sklepy z ładnymi drobiazgami są tylko w miastach o zacięciu turystycznym? Nie wiem, czy Bristol jest mekką turystyczną, ale wiem, że odwiedzenie wszystkich sklepów z zupełnie nie praktycznymi, ale jakże pięknymi rzeczami na jednej tylko ulicy, zajęło mi cały dzień. Nie mówcie, że Anglicy mają bardziej wyrafinowane poczucie estetyki. Jasne, można poszperać w necie. Ale, czyż nie jesteśmy wyposażeni w zmysły. Lubimy popatrzeć, dotknąć, powąchać.
Jak uroczo prezentuje się ciastko ubrane w odpowiednią oprawę. Zwykły cukierniczy bibelocik, a może wywołać zachwyt. Bo i papilotka nietuzinkowa i posypka adekwatna  a do tego jeszcze pudełko. Każdy się zachwyci takim drobiazgiem. Oczywiście, jeśli nie upieczemy ciastek (bo po co, przecież był kotlet), nie udekorujemy ich wyjątkowo, nic się nie stanie. Ale sama świadomość, że takim maleństwem możemy sprawić komuś radość, powinna zagonić nas do działania. Nie trzeba koniecznie gór przenosić lub ratować Grecję od bankructwa, żeby poprawić nastrój. Wystarczy drobiazg, ładne opakowanie i uśmiech. Szukajmy ładnych rzeczy wokół, otaczajmy się nimi. Będzie się żyło nam i z nami łatwiej, a na pewno ładniej.
Muffiny, magdalenki, całuski, brownie, pierniczki. Każde z nich można z osobna zapakować jak czekoladkę. Na dużej paterze są po prostu propozycją deseru, dodatkiem do kawy. Ale opakowane w tiule, muśliny czy koronki stają się wydarzeniem. Warto podnosić wartość zawartości w ten prosty i nie pracochłonny sposób. Brownie piecze się prawie od niechcenia. Nie trzeba długo mieszać, nie trzeba ostrożnie ubijać, ani chodzić na palcach. Znam takich, którzy uważają, że brownie to nie ciasto. Ciekawe, co powiedzieliby na pudełko takich bananowo czekoladowych śliczności. Upiekłam je wczoraj, dziś pozostały mi po nich tylko zdjęcia. Wyobraźcie sobie smak karmelizowanych bananów i zapach czekolady. Czujecie? Nie zwlekajcie, raz dwa i wasz dom wypełni się zapachem siódmego nieba. Potrzebujecie tylko:

na brownie z karmelizowanym bananem

2 banany
pół szklanki cukru
100 ml śmietanki kremówki
5 jajek
pół szklanki białego cukru
pół szklanki brązowego cukru
szklanka i 1/3 szklanki mąki
200 g gorzkiej czekolady
200 g masła
szczypta soli
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni i bierzemy się do stopienia czekolady. Kiedy czekolada stygnie, przygotujemy sobie banany. Obieramy je ze skórki i kroimy wzdłuż na 3-4 plastry. Na patelnię wsypujemy pół szklanki cukru i włączamy palnik. Nie mieszajcie cukru i broń Boże nie oblizujcie łyżki, zamoczonej nieopatrznie w karmelu. Nie będę was przerażać drastycznymi opowieściami, ale sama jestem ofiarą lekkomyślności, której efekty wprawiły mojego dentystę w osłupienie. Gorący karmel równa się niebezpieczeństwo. Im dalej znajdzie się od waszych ust tym lepiej.
Cukier powoli się stopi i nabierze pięknego złotego koloru. Wtedy dolewacie do niego śmietanki i wkładacie plastry bananów. Wszystko zawrze, zabulgocze i zapachnie jak milion złotych. Wytarzajcie banany w tym dobrodziejstwie i odstawcie na bok.



Do miski wbijcie jajka i wsypcie cukier. Czas na ubicie masy jajeczno cukrowej. Kiedy oba składniki się połączą, powoli wmieszajcie do masy stopioną czekoladę z masłem. Resztę pracy musicie wykonać sami. Nie miksujcie masy z mąką, tylko drewnianą łychą zamieszajcie wszystko razem. Nie zapomnijcie przedtem przesiać mąki przez sito.
Prostokątną formę wyłóżcie papierem do pieczenia i wylejcie połowę czekoladowej masy. Na nią rozłóżcie skarmelizowane banany i wylejcie resztę ciasta. Powinno przykryć bananowy środek.
Pieczcie ciasto 45 minut. Środek powinien być wilgotny, a banany tę wilgoć gwarantują.
Pozostaje wam tylko poczekać aż ciasto wystygnie i zastanowić się jak pięknie podkreślić jego walory opakowaniem. Albo, nie zawracajcie sobie głowy, tylko łapcie za widelczyki i jedzcie ku pokrzepieniu. 


Smacznego

4 komentarze:

  1. upiekłam - mmm, pychota! przełamałam słodycz kwaśnym sosem truskawkowym. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Truskawki? Hm. Brzmi kusząco.Gratuluję pomysłu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. A na jakie wymiary blachy są te proporcje?

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam serdecznie. Blaszka 17 na 23 cm będzie dobra, Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń