Nie ma mnie. Znowu.
Plany były nieco inne. Wydawało mi
się, że mam cały dzień dla siebie. No, prawie cały.
Wyjazd był
zaplanowany na późne popołudnie.
Życie płata figle a w tym przypadku
figla spłatał mi MMŻ. Ledwo oczy rano otwarłam, kiedy został mi
przedstawiony nowy, lepszy plan.
Plan ten zakładał wyruszenie w drogę
zaraz po śniadaniu,
Czyli zamiast doprowadzenia do porządku
swojego owłosienia, czyli zamiast zakupu ostatnich niezbędnych
drobiazgów (czytaj: czegoś przeciwsłonecznego), zamiast ugotowania
obiecanego mojej Mamie curry, będzie pakowanie z obłędem w oku i
lekka histeria.
Nie dość, że noc miałam nieco
nieprzespaną (mam zawsze reisefieber), to zmiana planów zawsze
powoduje pewien rozstrój nerwowy.
Miotałam się po domu jak zombie. Od
walizki do lodówki. Od pieca (wiadomo, obiecane curry), do
samochodu. Ręce mi się trzęsły jakbym chorowała na febrę a myśl
o podróży doprowadzała mnie do rozpaczy.
I wiecie co mnie uspokoiło? Co
zadziałało jak waleriana, relanium i technika relaksacyjna w
jednym?
Gotowanie. Mimo zamętu w głowie,
niespakowanych walizek i totalnej zmiany planów, postanowiłam
ugotować Mamie obiecane curry. I wszystko się zmieniło.
W chwili, kiedy zaczęłam kroić
imbir, obierać czosnek i dobierać przyprawy, kiedy z patelni powoli
unosił się zapach kolendry i kuminu, moje nerwy zwinięte w ciasne
węzły zaczęły się rozluźniać. Czułam jak spływa ze mnie
napięcie, jak wszystko wskakuje na swoje miejsca. I poczułam się
dobrze.
Nie miałam pojęcia, że gotowanie ma
takie terapeutyczne zdolności.
Curry ugotowałam, walizki spakowałam,
wygniotłam koty i pomachałam Mamie.
Po pierwszej ruszyliśmy w kierunku
słonecznej Toskanii.
Dziś jest poniedziałek. Trzeci dzień
na urlopie z prawdziwego zdarzenia. Po raz pierwszy od wielu lat
pogoda nie jest basenowa. Burze i przechodzące ulewne deszcze
spowodowały, że z większym entuzjazmem wyjeżdżamy w teren.
Wczoraj była Pienza, dziś Siena.
Pozdrawiam
Ah, ah, coś czułam, że znów się gdzieś daleko ukryłaś moja Limonko. Wiedziałam,że Cię nie ma..Mam nadzieję,że odpoczniecie w pięknej i nieburzowej TOSKANI, że zrelaksujecie się, a szybki pośpiech w pakowaniu odejdzie w niepamięć. Słońca, radości i wszystkiego co najlepsze Wam życzę i pozdrawiam ciepło!:)
OdpowiedzUsuńAch che bella vista! Che bella vacanza! Przy takich wakacjach wszystkie przygotowawcze stresy chyba znikaja szybko!
OdpowiedzUsuńJa już też się za tobą rozglądałam :D Na pierwszym zdjęciu rozpoznaję Pienzę albo Montepulciono....
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w dziesiątkę! Pienza.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)))