czwartek, 3 lipca 2014

Próba wytrzymałości i moja Szkocja




















napis na podkładce w restauracji Loch Fyne

Nie ma pewniejszego sposobu na zniechęcenie gości do kolejnej wizyty jak zaproponowanie im ze słodkim uśmiechem obejrzenia zdjęć z wakacji. Kogo interesują widoczki mostu na setnej drodze lub umazane lodami buzie pociech? Ile można udawać zachwyt na piętnastą wieżą kościelną i kolejnym tonącym we mgle wzgórzem?
Takie wieczory powakacyjnych wspomnień to zmora, która może ochłodzić stosunki przyjacielskie na długi czas. Najlepiej omijać towarzyskie zaproszenia po wakacjach, bo na mur beton nie ominie nas wyrażanie zachwytu nad albumem rodzinnym. Cudzym!
Nie mówcie, że nie nudzicie się jak mopsy w czasie, kiedy zachwyceni turyści chwalą się swoim podbojem świata. A najgorsze jest to, że każdy z nas ma w sobie tę potrzebę pokazaniu światu swoich pamiątek.
„O! Popatrz, tu Ziuta z osiołkiem”
„A tam osiołek, ale już bez Ziuty”
„Tutaj widać jeszcze kawałek ogonka osiołka. Bo resztę zasłoniła Ziuta”.

Czarujące, prawda? I robimy to wszyscy. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto nie pałałby żądzą pokazania gościom swoich zdjęć spod piramid, znad jezior, pod wieżą w Paryżu czy Gliwicach.

Czemu robimy innym to, czego sami panicznie nie znosimy.
Najbardziej lubię ten moment, kiedy gospodarze po obłaskawieniu naiwnych gości ciastem lub kolacją, z niewinnym uśmiechem przechodzą do rzeczy: a chcielibyście zobaczyć nasze fotki z wakacji? Bo byliśmy..  ..i tu następuje wyliczanka gdzie byli i co widzieli.
Goście złapani w zgrabnie zastawioną pułapkę, z brzuchami pełnymi smakołyków i z rosnącą potrzebą odwdzięczenia się, milcząco kiwają głowami.
Porzućcie wszelką nadzieję, wy którzy tu wchodzicie. Ten napis powinien widnieć na każdych drzwiach po urlopie. Sceny rzezi wspomnieniowej odbywają się w większości domów.
Nawet rodzina zmuszona do fotograficznego pokazu wspomnień próbuje znaleźć sensowne usprawiedliwienie. Dzieci nagle mają zadanie domowe do zrobienia a małżonek (jeżeli jeszcze nie zasnął), to gorączkowo zastanawia się jak tu się wymigać z tego nudnego rytuału i zerknąć w gazetę.

Zdjęcia z wakacji cieszą tylko fotografa. Tylko on wie gdzie i w jakich okolicznościach zostały zrobione i pod iloma kątami ustawiał aparat, żeby fotografowany obiekt pojawił się później na towarzyskim wieczorze w pełnej krasie. Tylko on widział, że w tym samym czasie, 2 metry dalej z lasu wyszedł grizzly i zatańczył polkę. Fotograf oglądając zdjęcia widzi ich kontekst. To, co działo się przedtem i co nastąpiło potem. Oglądający zdjęcia widzi fragment większej całości. A całość jest mu nieznana. Nic dziwnego, że może czuć się znudzony.
Zaznaczam przy tym, że mówię tu o zdjęciach z wakacji. Nie mam na myśli fotografii przez duże F.
Rozmyślam o tych milionach zdjęć, które robimy wszyscy co roku, wyjeżdżając na upragniony urlop.

Moja ostatnia wycieczka do Szkocji była przeżyciem absolutnie estetycznym. I wydawało mi się, że chociaż spróbuję oddać w zdjęciach ten zachwyt, którego sama doświadczałam. Potem się zastanowiłam i sama sobie zadałam pytanie czy urządzenie pokazu, abstrakcyjnych dla większości zdjęć, ma sens.
I doszłam do odkrywczego wniosku. Przecież wszyscy robimy zdjęcia na wakacjach po to, żeby je komuś pokazać. Nieważne czy są dobre, czy nie. Bez znaczenia jest sprzęt i okoliczności. Najważniejsza jest możliwość oddania komuś cząstki tej magii, której sami doświadczyliśmy. Przecież ta usmarowana lodami buzia musiała przykuć naszą uwagę. Pięćdziesiąta kościelna wieża na pewno w momencie robienia zdjęcia była dla nas wyjątkowa. I tymi wyjątkowymi chwilami chcemy się dzielić pokazując gościom swoje zdjęcia.
Na pocieszenie wam powiem, że potem zawsze nadchodzi czas rewanżu. To oni przychodzą do nas i wtedy nie mają wyjścia. Pułapka się zatrzaskuje, laptop jest włączany i 999 obrazków z wakacji w Łebie czeka na obejrzenie. Zemsta jest słodka.

Jeżeli nie znudziłam was jeszcze gadaniem, to jest szansa, że dotrwacie przynajmniej do pierwszego szkockiego wspomnienia. Potem możecie uciąć sobie drzemkę, albo poszukać innego bloga.

Pokażę wam Szkocję moimi oczami.






















































































































































































































Tyle na dziś, bo sama się nieco zmęczyłam. Komu mało, może mnie odwiedzić. Mam bardzo wygodną kanapę.

3 komentarze:

  1. Witaj, Jak zdrówko?:))) ja uwielbiam oglądać zdjęcia i słuchać opowieści... Twoje zdjęcia są przepiękne.Dziękuję ,że dzięki Tobie mogłam być tam gdzie busy nie będę..

    P. S. Mi fot zawsze mało....:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam lubie zdjecia z wakacji. Lubie swoje i lubie cudze. Niektore talenty i anty-talenty sa zawsze ciekawe.

    Widze Limonko, ze bedziemy mialy z wakacji w tym roku duzo podobnych zdjec ;)

    OdpowiedzUsuń