Zanim zacznę planować ciasta na
Wielkanoc, upiekę ciasto, które jest chyba najbardziej domowym z
ciast. To pierwsze ciasto upieczone samodzielnie w głębokiej
podstawówce. Nie wiem czy przepis był taki jak ten dzisiejszy ale
smak na pewno.
Jabłka zapakowane jesienią do słoika,
przesmażone z dodatkiem skórki pomarańczowej leżały spokojnie na
półce.
Kiedy otwierałam słoik nie miałam w
planach pieczenia szarlotki. Zajrzałam do słoika przekonana, że
znajdę w nim szaro zielone życie. Ale zmasowany atak
oszałamiającego zapachu był dowodem na całkiem niezłą kondycję
moich przetworów. To ostatni słoik smażonych jabłek. Pożegnam
nim zeszłoroczny sezon zaprawowy. I zapomnę o jabłkach na
najbliższe miesiące. Te, które od czasu do czasu kupuję w akcie
desperacji wprawiają mnie w smutny nastrój, bo nijak nie
przypominają jabłek jesiennych.
Obok nich leżą pomelo, pitaje,
tamarillo, grenadiny i inne dziwadła. I kupuję je czasami. Tylko po
to, żeby zaraz zatęsknić za kosztelą czy koksą.
Właśnie taki zamorski zakup
spowodował moje zainteresowanie szarlotką. Każdy z tych obcych
owoców jest ogromnym rozczarowaniem. Najbardziej efektowne są z
zewnątrz. Potem, czyli po zajrzeniu do wnętrza jest już gorzej. Ni
to agrest, ni to kiwi, a pitaja to lutowy ogórek w smaku.
Choć, po przekrojeniu jego
dekoracyjność jest niezaprzeczalna.
Kiedy chcę popatrzeć na martwą
naturę to wybieram Gauguina.
Wzięłam więc słoik pełen
pachnącego października i bez wahania upiekłam szarlotkę.
Szarlotka jabłkowo pomarańczowa
kruche ciasto do szarlotki
2 szklanki mąki
125 g zimnego masła
2 żółtka
2 łyżki kwaśnej śmietany
2 łyżki cukru pudru
1 łyżka spirytusu
starta skórka z jednej pomarańczy
nadzienie jabłkowe
słoik z zeszłorocznych zapasów lub:
1 kilogram kwaśnych jabłek
sok z jednej pomarańczy
skórka starta z jednej pomarańczy
pół szklanki cukru (lub więcej,
jeśli lubicie słodsze klimaty)
Zaczynamy do ciasta. Jak zawsze w
przypadku kruchych ciast, szybko zagniatamy masło z resztę
składników (najlepiej mikserem lu zimnymi rękami). Kulę ciasta
dzielimy na dwie części. Rozpłaszczamy je (łatwiej je będzie
potem rozwałkować), wkładamy do woreczków i chowamy na godzinę w
lodówce.
Jabłka obieramy, kroimy na cząstki i
wkładamy do rondla. Wlewamy sok pomarańczowy, wsypujemy cukier i
skórkę. Mieszamy i na małym ogniu gotujemy do momentu aż zmiękną
a woda odparuje. Kiedy jabłka będą miały gęstość konfitur,
wyłączmy ogień i pozwalamy jabłkom ostygnąć.
Nagrzewamy piekarnik do 190 stopni.
Schłodzone ciasto wyjmujemy z lodówki.
Rozwałkowujemy jedną część ciasta i wykładamy nią formę.
Nakłuwamy widelcem i wkładamy do gorącego piekarnika. Podpiekamy
spód 15 minut, potem je wyjmujemy z piekarnika i studzimy.
Potem na podpieczony spód wykładamy
jabłka.
Drugą część ciasta rozwałkowujemy
na placek wielkości formy i przykrywamy nim jabłka. Sklejamy brzegi
ciasta, smarujemy rozmąconym jajkiem i pieczemy 25-30 minut.
Możemy powierzchnię ciasta posypać
płatkami migdałowymi przed włożeniem do piekarnika lub posypać
cukrem pudrem po wystygnięciu. Ja użyłam roztopionej czekolady. Do
jabłek i aromatu pomarańczy pasowała idealnie.
Ciasto jest świetne na zimno i na
ciepło z łyżką gęstego jogurtu.
Smacznego
Po pierwsze dziękuję kochana, że...zagościłaś u mnie i zostawiłaś ślad. Bo mój bloger coś ostatnio szwankuje-piszę posty a potem ich nie widzę..NIe wiem czemu. Po drugie..ahh. ahhh uwielbiam szarlotkę, ale...z pomarańczą to nigdy nie jadłam i chyba trzeba zrobić taką..na święta. Bo jest to nowość dla moich bliskich również. A po trzecie- pomelo uwielbiam...mmmmm:)Aha..i czwarte-macie piękną pogode, u nas zimno i deszcz pada..Pozdrawiam mimo wszystko ciepło i serdecznie:))
OdpowiedzUsuńPycha,pychota ,pyszności.Wlaśnie zrobię taką i wystąpi u mnie jako mazurek oczywiście z odpowiednią dekoracją.Gorąco pozdrawiam.Wszystkiego najlepszego z okazji Wielkiej Nocy ,smacznego jajka, mokrego dyngusa Majka.
OdpowiedzUsuń