środa, 9 kwietnia 2014

Placki z kukurydzy jako dowód dostatku
























Czasami zrobienie smacznego drobiazgu nie wymaga ani czasu, ani wysiłku. Czasami resztka czegoś, tkwiącego w lodówce jest wystarczającym pretekstem by przygotować coś niekonwencjonalnego.
Otwierając puszkę kukurydzy czy groszku , zawsze żałuję, że nie jest ich o połowę mniej. Używając groszku do sałatki, muszę potem kombinować do czego użyć reszty.
W jego przypadku roztarty ząbek czosnku dodany do łyżki jogurtu zmieszanego z łyżką majonezu rozwiązuje problem puszkowych resztek. Taką sałatkę można zjeść na stojąco, przeglądając korespondencję.
Kukurydza nastręczała mi więcej problemów. Nie dość, że stosuję ją w niewielkich ilościach, to ciągle drepczę wokół tych samych przepisów. A to robię z pozostałej części puszki sałatkę ryżową a to gotuję zupę meksykańską.
Przeglądając mój zeszycik z przepisami sprzed lat, natrafiłam na przepis kiedyś kompletnie zignorowany. Na placuszki z kukurydzy. Przeczytałam go sobie, zastanawiając się, dlaczego wtedy nie wzbudził mojego zainteresowania. Nietrudno było zgadnąć. W czasach, kiedy zapisywałam ten przepis kolendra była dość egzotycznym słowem. O mielonym imbirze nie wspomnę.
To mnie skłoniło do refleksji. Jak szybko przyzwyczajamy się do dobrego! Jak rzadko przychodzi nam do głowy myśl, że czegoś mogłoby nie być.
Moja zeszłotygodniowa opowieść o czosnku niedźwiedzim i topinamburze jest najlepszym dowodem na to, że żyjemy w dostatku. W słowie „dostatek” zawiera się właściwie nieograniczony dostęp do składników kuchennych. Jest przecież rozwinięta sieć sklepów, jest Internet, są podróże kulinarne. I całą masa podpowiedzi co z czym, jak długo i w jakiej ilości.
Kiedy pojawia się okaz egzotyczny jak np. topinambur (określenie „egzotyczny” jest subiektywne), czujemy lekki niepokój. Jak to możliwe, ze jeszcze go nie użyliśmy? Jak może go nie być na półce w warzywniaku?
A ja pamiętam jak kiedyś Dziecko wróciło zbulwersowane ze sklepu bez imbiru ale za to z odkrywczą wieścią.
Korzystanie pełnymi garściami z możliwości jest ogromnym przywilejem i przełamywanie schematów i przyzwyczajeń to prawie nasz obowiązek. W kuchni również.
Ocknęłam się z zadumy i wykorzystałam 3/4 puszki kukurydzy do zrobienia placków, które dawniej nie miały szans pojawić się na naszych talerzach.




Placki z kukurydzy

1 puszka kukurydzy
1 jajko
1 łyżeczka mielonej kolendry
ćwierć łyżeczki mielonego imbiru
1 łyżka natki pietruszki
1 łyżka świeżej kolendry
2 łyżki mąki ryżowej
sól
pieprz
olej do smażenia

Zaczynamy od skrupulatnego odsączenia kukurydzy na sicie. Część kukurydzy miksujemy, część zostawiamy w całości. Potem już tylko wsypujemy ją do miski i dodajemy resztę składników. Dokładnie wszystko mieszamy i rozgrzewamy na patelni olej. Kładziemy na gorący olej placuszki formowane łyżką. Smażą się błyskawicznie, po minucie, półtorej z każdej strony.
Mąka ryżowa sprawia, że po upieczeniu są przyjemnie chrupkie.


Podałam je jako przekąskę z sosem słodko kwaśnym do oglądania House of Cards.



Smacznego

3 komentarze:

  1. Pysznie wygladaja te placuszki! I rzeczywiscie - skladniki nie wydaja sie na dzisiejsze mozliwosci egzotyczne, ale moze po prostu imbir jest zawsze w sezonie w szklarniach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam placuszki z kukurydzy, trzeba koniecznie ponownie zrobić ten wspaniały przysmak. A imbir..musi być obowiązkowo...szczególnie w mojej herbacie na te niestety zimne dni.Pozdrawiam Was serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam kukurydzę i dziwi mnie, że nie jadłam jeszcze z niej placków! Zapisuję przepis i koniecznie wypróbuję go w weekend! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń