Podobno są tureckie. Piekłam kiedyś
chleb turecki z rodzynkami i ciągle sobie obiecuję, że do niego
wrócę.
Te bułeczki wpadły mi w oko ze
względu na wygląd. Są bardzo adekwatne do tego co teraz w
przyrodzie. Rosną w oczach i wyglądają jak pączki. Nie te na
tłusty czwartek ale te na drzewach.
Śliwy i czereśnie zaczynają kwitnąć
w mieście. Mam takie ulubione miejsce, gdzie przeplatają się
drzewka kwitnące na różowo i kwitnące na biało. Czysta poezja.
Kasztany też mnie zaskoczyły swoim
pośpiechem. Na wsi mojej jedyny kasztan w okolicy ma dopiero
zapowiedź pączków. Ale stoi sam i nikt mu nie powiedział, że
jego miejska rodzina wyprzedza go o dwa tygodnie.
Wszystko na mojej wsi jest opóźnione.
I nie ma się czemu dziwić, skoro wczoraj w okolicach porannej
siódmej termometr pokazywał minus siedem!!!
Forsycja zapomniała o kwitnieniu a
magnolia ciągle jeszcze śpi snem zimowym. Tylko róże zachowują
się nieodpowiedzialnie i wypuszczają wszystko, co się da. One
chyba nie spodziewają się się mroźnych niespodzianek albo mają
lepszą (niż kasztan i magnolia) komunikację z miastem.
Skoro róże pączkują, to i bułeczki
są na czasie. Pełno ich internecie. Raz wymagają użycia jogurtu
innym razem odrobiny oleju. Tutaj i tutaj i tutaj możecie znaleźć różne wersje.
Moje są bardzo tradycyjne, czyli mąka,
drożdże, cukier, masło i jajko. Prawie włoskie panettone.
Nie wiem czy są tureckie czy
irlandzkie ale wiem, że są pyszne.
Bułeczki różyczki z serem
na 8 sztuk bułeczek
250 g mąki pszennej
50 g cukru
2 żółtka
70 ml ciepłego mleka
4 g suchych drożdży
50 g rozpuszczonego masła
szczypta soli
otarta skórka z połowy pomarańczy
nadzienie serowe:
20 dkg twarogu
50 g cukru
1 jajko
1 łyżeczka esencji waniliowej
pół szklanki mielonych migdałów
otarta skórka z drugiej połówki
pomarańczy
Jajko roztrzepujemy i dzielimy na dwie
części. Jedną dodamy do nadzienia a drugą będzie służyła do
posmarowania bułeczek.
Wszystkie składniki nadzienia mieszamy
i odstawiamy na bok.
Przygotowujemy ciasto drożdżowe.
Ze zrobieniem tych bułeczek poradziłby
sobie nawet przedszkolak (przy niewielkiej naszej pomocy).
Mieszamy mąkę z drożdżami. Żółtka
ubijamy z cukrem i solą i skórką pomarańczową. Mieszamy z
mlekiem.
Żółtka z mlekiem wlewamy do mąki.
Wyrabiamy ciasto. Kiedy składniki są już dobrze połączone
dodajemy powoli wystudzone masło i wyrabiamy jeszcze 10 minut.
Ciasto powinno być sprężyste i gładkie.
Przykrywamy miskę z ciastem folią i
zostawiamy do wyrośnięcia czyli około godziny. Kiedy ciasto podwoi
swoją objętość ,wyjmujemy je na stół i rozwałkowujemy je na
grubość kilku milimetrów. Dzielimy je na osiem części (jak
tort). Każdy kawałek formujemy w kulkę i ją rozwałkowujemy na
placek o przekątnej około 20 cm. Nacinamy placek na krzyż,
zostawiając środek nie przecięty (jak na zdjęciu). W ten środek
nakładamy łyżkę nadzienia serowego. Nadzienie otulamy najpierw
jednym płatkiem ciasta a potem resztą płatków.
Gotowe bułeczki odkładamy do
wyrośnięcia na pół godziny, przykryte ręcznikiem.
Rozgrzewamy piekarnik do 190 stopni.
Wyrośnięte bułeczki smarujemy
rozmąconym jajkiem i posypujemy płatkami migdałowymi. Pieczemy
bułeczki pół godziny.
Zarumienione i pachnące bułeczki i
szklanka mleka to wymarzone śniadanie czy podwieczorek. Nie tylko
dla przedszkolaka.
Smacznego
Zaciekawiły mnie te bułeczki. Przypominają mi francuskie brioche - a je uwielbiam nad życie. Następny weekend spędzam w domu, może upiekę Twoje bułeczki :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńLimonko, twoje buleczki wyglądają niezwykle apetyczne, wspaniale i pewno smakują tak jak wyglądają,czyli obłędnie.wspaniale...moze i ja takie zrobie.Pozdrawiam Cię Wiosennie:)))
OdpowiedzUsuńPiekne buleczki i jak pieknie uwiecznione!
OdpowiedzUsuń