piątek, 5 kwietnia 2013

Chichot losu czyli zupa pietruszkowo gruszkowa z kolendrowym pesto






Dziś będzie nieco makabrycznie.
Lubicie się bać? Jeśli lubicie, to na pewno znacie opowiadanie o zajęczej łapce. Zajęcza łapka to taki talizman przynoszący ponoć szczęście. Jak coś, co jest martwym fragmentem żywego niegdyś organizmu miałoby przynosić szczęście nie mam pojęcia. Już sam pomysł jest porąbany, ale ludzie wierzą w takie rzeczy, że lepiej się nie zastanawiać zbyt długo.
We wspomnianym opowiadaniu starsza para dostaje zajęczą łapkę od szemranego jegomościa i nie ma zamiaru z niej korzystać. Ale opowiadanie nie byłoby z dreszczykiem, gdyby nie zdarzyło się Coś. Tym czymś jest tragiczna śmierć syna w trybach jakiejś piekielnej maszyny (zapomniałam dodać, że rzecz dzieje się w czasach rewolucji przemysłowej). I w tym oto momencie starsi państwo postanawiają skorzystać z magicznej mocy zajęczej łapki.  Życzenie jest proste: niech syn do nich wróci.
Teraz następuje cisza, słychać tylko tykanie zegara i doświadczony czytelnik już  wie, że za chwilę wszyscy osiwieją ze strachu.
Życzenie zostaje spełnione. Syn wali w drzwi rodziców o czwartej nad ranem, wyjąc jak potępieniec.
Nie jest już oczywiście czarującym młodzieńcem, tylko potworem z piekła rodem. Brakuje mu tego i owego w dziedzinie fizyczności, a uczuć pozytywnych nie ma w nim za grosz. Jest żądny krwi i ofiar. Za chwilę rodzice padają na zawał, bogowie chichoczą z radości a czytelnik rozgląda się niespokojnie w poszukiwaniu bratniej duszy. Następuje koniec opowiadania i krótka refleksja.

Na święta zjechało do domu Potomstwo. Wyczekiwane bardzo. Jak zawsze czas  rodzinny wydawał mi się za krótki. W cichości marzyłam sobie, jak fajnie by było, gdyby mogło zostać dłużej.
I życzenie moje zostało spełnione. Co prawda nie o takim przedłużeniu pobytu myślałam, ale zdaję sobie sprawę, ze bogowie też muszą mieć rozrywkę.
Dziecko jest, ale cierpiące i spuchnięte. Nie nadawało się do podróży samolotem.  Myślę sobie, że wygrzebane z pamięci opowiadanie o zajęczej łapce jest zupełnie uzasadnione.

Z racji pewnych ograniczeń konsumpcyjnych postanowiłam ugotować zupę. Najlepiej taką, którą da się wciągnąć przez słomkę. Dziecko nie umrze z głodu. A ja mam nadzieję,  że powoli będzie wracać do formy.


Zupa gruszkowo pietruszkowa z kolendrowym pesto:
(z styczniowej Kuchni)

3 pietruchy
1 gruszka
1 ziemniak
3 szalotki
cebula dymka
3 łyżki oliwy
pół szklanki kremówki
szklanka bulionu
pół łyżeczki curry
szczypta chili
szczypta gałki
sól, pieprz
kolendra, sól, oliwa, moździerz

Obraną pietruszkę i pokrojonego ziemniaka wkładamy do gotującego się bulionu. Gotujemy aż nie będą miękkie. W rondelku rozgrzewamy łyżkę oliwy i wrzucamy pokrojoną szalotkę, dymkę oraz obraną i pokrojoną (byle jak) gruszkę. Do garnka z miękką pietruszką i ziemniakiem dodajemy zawartość rondla i dosypujemy curry, chili i gałkę muszkatołową. Zagotowujemy. Wyłączamy ogień i miksujemy zupę blenderem lub w mikserze. Na koniec dolewamy śmietankę i dosmakowujemy solą i pieprzem.
W moździerzu ucieramy liście kolendry z dwiema łyżkami oliwy.
Nalewamy zupę na talerze i dekorujemy odrobiną kolendrowego pesto.





Smacznego życzę i refleksji nad tym, czego sobie życzymy.

P.S.
Jestem przekonana, że zajęczą łapkę spaliłabym w ognisku.

8 komentarzy:

  1. faktycznie makabryczna historia!
    ale zupa piekna¨! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupa mistrzostwo świata! a historia niezła :) przeczytałam do końca z zapartym tchem. Troche mi przypomniała prawo przyciągania, tzn. masz to co na czym się najwięcej koncentrujesz. Ale za takiego gościa pod drzwiami to ja dziękuję :)))
    Pozdrawiam, a dziecku życzę powrotu do zdrowia :)
    Olinka - Smakowy Raj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za życzenia i pozdrawiam bardzo:))

      Usuń
  3. lIMONKO DOSkonale wiem o czym piszesz.Wierzę mocno że czasami los płata nam figla.Gdy młoddszy syn kończył jedne studia i zaczynał następne raz miałam taką myśl,że chyba wyjedzie za granicę i tam będzie mieszkal..ach....Limonko za dużo pisania,to raczej doopowiadania jest.Wiele innych rzeczy też mnie przeroslo.Zdrowka życzę CÓreczce.Zupka obłędna,zrobię w niedzielę.Pozdrawiam ciepło.Majka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za życzenia. Tak to się niekiedy dziwnie w życiu układa. Uściski:)

      Usuń
  4. Przede wszystkim życzę zdrowia dla Côrci, bo to najważniejsze.Zupka mistrzostwo, kiedyś jadłam podobną, była super, myślę, że trzeba powtórzyć wyczyn z Twojego przepisu.
    A prawo przyciągania..jest..i niech mi nikt nowe mówi, że nie ma.Jest i niestety będzie.Trzymaj się ciepło, dasz radę...ściskam cię i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ci dziękuję za miłe słowa. Tak, tak. Prawo przyciągania zdecydowanie działa. Pozdrawiam:)

      Usuń