Dziś będzie nieco makabrycznie.
Lubicie się bać? Jeśli lubicie, to na pewno znacie
opowiadanie o zajęczej łapce. Zajęcza łapka to taki talizman przynoszący ponoć
szczęście. Jak coś, co jest martwym fragmentem żywego niegdyś organizmu miałoby
przynosić szczęście nie mam pojęcia. Już sam pomysł jest porąbany, ale ludzie
wierzą w takie rzeczy, że lepiej się nie zastanawiać zbyt długo.
We wspomnianym opowiadaniu starsza para dostaje zajęczą
łapkę od szemranego jegomościa i nie ma zamiaru z niej korzystać. Ale
opowiadanie nie byłoby z dreszczykiem, gdyby nie zdarzyło się Coś. Tym czymś
jest tragiczna śmierć syna w trybach jakiejś piekielnej maszyny (zapomniałam
dodać, że rzecz dzieje się w czasach rewolucji przemysłowej). I w tym oto
momencie starsi państwo postanawiają skorzystać z magicznej mocy zajęczej łapki.
Życzenie jest proste: niech syn do nich
wróci.
Teraz następuje cisza, słychać tylko tykanie zegara i
doświadczony czytelnik już wie, że za
chwilę wszyscy osiwieją ze strachu.
Życzenie zostaje spełnione. Syn wali w drzwi rodziców o
czwartej nad ranem, wyjąc jak potępieniec.
Nie jest już oczywiście czarującym młodzieńcem, tylko
potworem z piekła rodem. Brakuje mu tego i owego w dziedzinie fizyczności, a
uczuć pozytywnych nie ma w nim za grosz. Jest żądny krwi i ofiar. Za chwilę rodzice
padają na zawał, bogowie chichoczą z radości a czytelnik rozgląda się
niespokojnie w poszukiwaniu bratniej duszy. Następuje koniec opowiadania i
krótka refleksja.
Na święta zjechało do domu Potomstwo. Wyczekiwane bardzo. Jak
zawsze czas rodzinny wydawał mi się za
krótki. W cichości marzyłam sobie, jak fajnie by było, gdyby mogło zostać
dłużej.
I życzenie moje zostało spełnione. Co prawda nie o takim
przedłużeniu pobytu myślałam, ale zdaję sobie sprawę, ze bogowie też muszą mieć
rozrywkę.
Dziecko jest, ale cierpiące i spuchnięte. Nie nadawało się
do podróży samolotem. Myślę sobie, że
wygrzebane z pamięci opowiadanie o zajęczej łapce jest zupełnie uzasadnione.
Z racji pewnych ograniczeń konsumpcyjnych postanowiłam
ugotować zupę. Najlepiej taką, którą da się wciągnąć przez słomkę. Dziecko nie
umrze z głodu. A ja mam nadzieję, że
powoli będzie wracać do formy.
Zupa gruszkowo
pietruszkowa z kolendrowym pesto:
(z styczniowej Kuchni)
3 pietruchy
1 gruszka
1 ziemniak
3 szalotki
cebula dymka
3 łyżki oliwy
pół szklanki kremówki
szklanka bulionu
pół łyżeczki curry
szczypta chili
szczypta gałki
sól, pieprz
kolendra, sól, oliwa, moździerz
Obraną pietruszkę i pokrojonego ziemniaka wkładamy do gotującego
się bulionu. Gotujemy aż nie będą miękkie. W rondelku rozgrzewamy łyżkę oliwy i
wrzucamy pokrojoną szalotkę, dymkę oraz obraną i pokrojoną (byle jak) gruszkę.
Do garnka z miękką pietruszką i ziemniakiem dodajemy zawartość rondla i
dosypujemy curry, chili i gałkę muszkatołową. Zagotowujemy. Wyłączamy ogień i
miksujemy zupę blenderem lub w mikserze. Na koniec dolewamy śmietankę i
dosmakowujemy solą i pieprzem.
W moździerzu ucieramy liście kolendry z dwiema łyżkami
oliwy.
Nalewamy zupę na talerze i dekorujemy odrobiną kolendrowego
pesto.
Smacznego życzę i refleksji nad tym, czego sobie życzymy.
P.S.
Jestem przekonana, że zajęczą łapkę spaliłabym w ognisku.
faktycznie makabryczna historia!
OdpowiedzUsuńale zupa piekna¨! ;)
Dziękuję pięknie:)
UsuńZupa mistrzostwo świata! a historia niezła :) przeczytałam do końca z zapartym tchem. Troche mi przypomniała prawo przyciągania, tzn. masz to co na czym się najwięcej koncentrujesz. Ale za takiego gościa pod drzwiami to ja dziękuję :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, a dziecku życzę powrotu do zdrowia :)
Olinka - Smakowy Raj
Dziękuję bardzo za życzenia i pozdrawiam bardzo:))
UsuńlIMONKO DOSkonale wiem o czym piszesz.Wierzę mocno że czasami los płata nam figla.Gdy młoddszy syn kończył jedne studia i zaczynał następne raz miałam taką myśl,że chyba wyjedzie za granicę i tam będzie mieszkal..ach....Limonko za dużo pisania,to raczej doopowiadania jest.Wiele innych rzeczy też mnie przeroslo.Zdrowka życzę CÓreczce.Zupka obłędna,zrobię w niedzielę.Pozdrawiam ciepło.Majka
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za życzenia. Tak to się niekiedy dziwnie w życiu układa. Uściski:)
UsuńPrzede wszystkim życzę zdrowia dla Côrci, bo to najważniejsze.Zupka mistrzostwo, kiedyś jadłam podobną, była super, myślę, że trzeba powtórzyć wyczyn z Twojego przepisu.
OdpowiedzUsuńA prawo przyciągania..jest..i niech mi nikt nowe mówi, że nie ma.Jest i niestety będzie.Trzymaj się ciepło, dasz radę...ściskam cię i pozdrawiam:)
Bardzo ci dziękuję za miłe słowa. Tak, tak. Prawo przyciągania zdecydowanie działa. Pozdrawiam:)
Usuń