czwartek, 19 kwietnia 2012

Kartofel - gorszy brat bliźniak ziemniaka?



Temat jest nieco prozaiczny. Ziemniak.
Kiedy byłam dzieckiem, jesienią cała dzieciarnia z mojego podwórka niecierpliwie czekała na samochód z ziemniakami. Każda rodzina naszego familoka zamawiała zapas na zimę.
Pierwszą atrakcją była późna pora. Taka dostawa odbywała się zawsze po zmroku. Na podwórkach dorośli rozstawiali latarnie i zapalali mnóstwo świec. Nie wiem dlaczego obywaliśmy się bez zapalonych świateł. W każdym razie mrok, rozproszone światło, podniecenie spowodowane niecodziennymi okolicznościami powodowały, że  cała dzieciarnia aż kipiała energią. Rodzice mądrze ją zagospodarowywali, zlecając nam noszenie ziemniaków do piwnic. Nawet nie zauważaliśmy,  że pracujemy.  Nagroda była drugą atrakcją.  Rozpalano ogniska i wszyscy uczestnicy ziemniaczanej imprezy siadali wkoło, piekąc kiełbaski a potem ziemniaki.  My, małolaty również.
I ten zapach, ten nastrój, krąg światła, ciemności i czystą dziecięcą radość pamiętam do dzisiaj.
Każde ognisko jest jakąś cząstką tamtych czasów. Magia ognia, prawda?

Po wczorajszym ognisku dziś został leniwie drzemiący wulkanik. Stożek szarego popiołu, mała strużka dymu i tyle.  Ale w środku tkwił ogromny potencjał.  Ziemniaki grzecznie czekały na odpowiedni moment, by wskoczyć do środka.  Potem już trzeba było tylko zawiązać sobie supełek na chusteczce, żeby nie zapomnieć o ich wyjęciu. Może wyglądają mało efektownie. Za to jak smakują. 



Aby posmakować  kartofli z ogniska potrzebujemy kilku rzeczy:

0,5 spróchniałej śliwy
1/3 powalonej przez piorun olchy
obcięte gałęzie z dwóch sosen
pudełko zapałek
1 stara Gazeta Wyborcza
trochę wiatru
kilkanaście kamieni do zrobienia okręgu
i oczywiście ziemniaków do woli
sól
masło
dobrze pasuje do tej potrawy miłe towarzystwo.

Zapraszamy znajomych. Rozpalamy ognisko, dobrze się bawimy a kiedy ognisko przygaśnie, zagrzebujemy w popiele ziemniaki. Po godzinie dzielimy sprawiedliwie upieczone smakołyki.



Dla tych, którzy do ogniska mają równie daleko jak ja do dzieciństwa, mam inną propozycję.
Tu kartofel przeistacza się w salonowca i nazwany jest dumnie „ziemniakiem”.

Pieczone ziemniaki z kurkumą



kilogram ziemniaków
pół łyżeczki kurkumy
pół łyżeczki gruboziarnistej soli
2 łyżki oliwy
pół łyżeczki chili

Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni. Do garnka wlewamy wodę. Obieramy ziemniaki i kroimy je na średniej wielkości kawałki. Do wody w garnku wsypujemy kurkumę, szczyptę soli i zagotowujemy. Wkładamy do wrzątku ziemniaki i gotujemy 4 minuty. Potem odcedzamy ziemniaki na sitku.
Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia i wlewamy 2 łyżki oliwy. Wstawiamy blaszkę z oliwą do gorącego piekarnika na kilka minut. Kolejny krok wymaga ostrożności. Teraz blaszkę wyjmujemy z piekarnika i wsypujemy na nią ziemniaki. Ostrożnie, bo oliwa jest wrząca. Posypujemy ziemniaki solą i chili. Mieszamy, również bardzo ostrożnie.
I wkładamy całość z powrotem do piekarnika na 40 minut. Ziemniaki staną się chrupkie, a kurkuma nada im intensywny żółty kolor. Pycha. Jako dodatek i jako przegryzka.



Smacznego 

2 komentarze:

  1. Uwielbiam kartofle z ogniska...:) i tą spopieloną skórkę też jadam, węgiel w końcu zdrowy dla ciała;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co prawda to prawda. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń