sobota, 14 kwietnia 2012

O bezie, której nie ma i mazurku, który był.



Kolejny raz sprawdziło się powiedzenie, że skleroza nie boli, ale nachodzić się trzeba. W moim przypadku nogi na nic by mi się nie przydały. To, czego zapomniałam jest na tyle daleko, że pozostaje mi po prostu poczekać aż wrócę do domu.
Zabierając na weekend pół domu, pranie, książki, całą lodówkę, sprzęt  do robienia zdjęć, moją komputerową Limonkę, zapomniałam o malutkim drobiazgu. O kabelku pozwalającym ściągnąć zdjęcia .
Nalatałam się jak kot z pęcherzem, goniąc światło. Namarudziłam,  że większość obrusów została w mieście. Spektakularnie przewracałam oczami widząc okruchy  ciasta na stole. To psuło mi koncepcje. I po co?
Kiedy już stwierdziłam,  że wystarczy biegania dookoła domu z aparatem i tacą z ciastem, kiedy rodzina zaprotestowała, czekając z wystygłą kawą  aż ja znajdę odpowiednie ujęcie,  okazało się, że spokojnie mogłam sobie dać spokój i nie wystawiać domowników na cierpienia czekania na bezę.  Można ją było zjeść od razu, bo i tak z jej pokazania światu nic nie będzie. Przynajmniej do poniedziałku. Kabelek okazał się szczegółem może i mikrym ale za to istotnym. Czy ja już kiedyś nie mówiłam , że diabeł tkwi w szczegółach?
Bezę zjedliśmy. Nie wiem czy dobrze się zaprezentowała ale wiem,  że była smaczna. I biało różowa. Bo moją inspiracją było malutkie różowawe drzewko, które zakwitło na naszym osiedlu. Zapewne w swojej drzewnej  naturze jest ono typem lidera, bo dookoła ledwo zielonkawo, a tu taki Speedy Gonzales. Może reszcie krzaków zrobi się głupio i zamiast się wstydzić, po prostu zakwitną.

Zamiast pokazać twórczość radośnie aktualną, musiałam sięgnąć do przeszłości. Na szczęście niezbyt odległej.
Tydzień temu dekorowaliśmy mazurki. Moje młodsze dziecko podeszło do sprawy profesjonalnie.  Okazało się, że nawet kiedy się już wyrosło z wieku przedszkolnego, zabawa plasteliną (w tym przypadku marcepanem) może być przednia.  Marchewkowe pole podobało się wszystkim. Tak na marginesie powiem, że smakowało równie dobrze jak wyglądało.
Dziś więc wspomnienie zajączkowego mazurka, a różowa beza w najbliższej przeszłości. Chyba,  że okaże się, że cenny kabelek zniknął pod ogonem diabła.



mazurek różany z ganaszem z białej i ciemnej czekolady

kruchy spód:
1 szklanka mąki pszennej
1 szklanka mielonych orzechów włoskich
2 żółtka
1 żółtko ugotowanego jaja, przetarte przez sito
2 łyżki kwaśnej śmietany
1 kostka zimnego masła, pokrojonego w kostkę
2 łyżki cukru pudru
szczypta soli

do przełożenia:
konfitura malinowa zmieszana z odrobiną konfitury różanej – około 6 łyżek

Wszystkie składniki  wkładamy do misy i szybko zagniatamy.  Potem chłodzimy w lodówce co najmniej godzinę. Po godzinie rozwałkowujemy ciasto i wykładamy nim formę. Nakłuwamy gęsto widelcem i znów pół godzinę schładzamy.  Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni.  Pieczemy ciasto 20 minut. Wyjmujemy i studzimy.

Robimy ganasz czekoladowy.

z białej czekolady:

1 tabliczka połamanej białej czekolady
100 g śmietany kremówki

Zagotowujemy kremówkę, zdejmujemy z ognia i wsypujemy do niej połamaną czekoladę. Mieszamy do jej rozpuszczenia się.  Lekko studzimy.

z ciemnej czekolady:

1 tabliczka ciemnej (gorzkiej bądź deserowej) czekolady
100 g śmietanki kremówki.

Robimy dokładnie to samo, co w przypadku białej czekolady. 

Czas na poskładanie ciasta. Smarujemy kruche ciasto konfiturą. Jeśli ją nieco podgrzejecie, ułatwicie sobie zadanie. A pędzelek nie będzie kaleczył ciasta. Na warstwę konfitury nakładacie białą czekoladę i wstawiacie na kilka minut do lodówki.  Potem smarujecie ciemną polewą i wyrównujecie powierzchnię. Po kilku godzinach czekolada zastygnie i możecie wpuścić do tego ogródka dekoratorów.  Jeśli potrzebujecie fachowej pomocy przy lepieniu marchewek to napiszcie do Fox. Ona robi to profesjonalnie.



Tak to wyglądało tydzień temu.
A dzisiaj, kto chce niech wierzy mi na słowo, a niedowiarki niech poczekają do poniedziałku.

Pozdrawiam, życzę smacznego i lepszej pamięci od mojej.

4 komentarze:

  1. Oooo, tak. Ciasto pycha, a marchewki jak z cukierni! Czego chciec wiecej! (a jak juz kabelek sie znajdzie to poprosimy bardzo beze wiosenna)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze o dziwo, zostały dwa kawałki. Ale kto miał je zjeść, skoro łakomczuchy wyjechały.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny ale nie mogę zaakceptować w WC ponieważ nie dotyczy wypieku kwietniowego którym jest PIEGUS :)Zapraszam do wypieku- czas do końca mc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Gapa ze mnie. Trzeba jeszcze czytać ze zrozumieniem. Dzięki i pozdrawiam

      Usuń