Mam za swoje. Trzeba było się nie lenić, tylko już od poniedziałku brać do roboty. Dzisiaj presja czasu wskoczyła mi na plecy i nie dała mi spokoju. Organizowanie świąt poza domem to spore wyzwanie logistyczne. Zawsze w końcu się okazuje, że czegoś nie wzięłam a jest mi to absolutnie niezbędne. To brakuje mi kopru włoskiego, to zostawiłam w szufladzie sznurek do skrępowania szynki.
A jeśli do tego dochodzi presja czasu, to nagle okazuje się, że przygotowania przedświąteczna przypominają mały armagedon. Tak jest i tym razem. Omamiona jak zwykle nie trafioną prognozą pogody, zarządziłam rodzinną ewakuację do domu pod lasem.
Na szczęście szynka od tygodnia leżała sobie grzecznie i peklowała się w najlepsze. Dziś nadszedł czas na jej skrępowanie i ugotowanie. Wszystko poszło zgodnie z planem i ten punkt programu został zrealizowany bez wpadek.
Baba drożdżowa to osobny rozdział. Nigdy wcześniej nie piekłam baby drożdżowej na święta. Po prostu ciast było tak dużo, że baba nigdy się nie załapała. Tak było do tego roku.
Tym razem miało być mniej mazurków ale za to jedna dorodna baba. Zaopatrzona w przepis zakasałam rękawy. Zaplanowałam sobie ciasto z zaparzoną mąką. Właściwie ta babka miała być babą wigilijno-wielkanocną.
Dlaczego wigilijną? Już widzę wasze zdziwione miny.
Już wyjaśniam. Do keksa, pieczonego na Boże Narodzenie, namoczyłam w brendy cały słój bakalii. Schowałam słoik do spiżarni i zapomniałam o nim. I nagle objawił mi się nieszczęsny, kiedy szukałam konfitury różanej do mazurka.
Bakalie były boskie w smaku. Aż grzech był nie wykorzystać ich w cieście. A skoro piekę babę, to czemu nie z wigilijnymi dodatkami. Taki słodki rok liturgiczny. W ten sposób połączyłam dwa święta.
Wracając do baby, historia jest pouczająca. Już na początku popełniłam błąd. Kardynalny. Zaparzyłam mąkę wrzącym mlekiem. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że korzystałam skrupulatnie z przepisu. Zdziwiłam się, że taki gniot się zrobił, ale cierpliwie czekałam aż wystygnie. I wtedy zaczęłam przeglądać książkę ze zbiorem przepisów na ciasta drożdżowe. A tam wielkimi literami: „ PAMIĘTAJ, ŻEBY MIESZAĆ ZAPARZANĄ MĄKĘ INTENSYWNIE, ŻEBY NIE DOPUSCIC DO POWSTANIA GRUDEK” . Żarty jakieś? Czemu nie ma tej uwagi w innych przepisach!
Popatrzyłam na moje smętne grudki w misce i pożegnałam się z marzeniami o babie. Ale skoro miałam już ubite na puch żółtka i stopione masło. to wpakowałam wszystkie składniki do zaparzonej mąki jednocześnie. Dodałam przewidziane w przepisie drożdże, a na koniec byle jak dodałam cały słój mokrych od brendy bakalii. Mikser jakoś dał sobie radę z połączeniem wszystkiego w jedną całość. Grudy zmieniły się w grudki ale do idealnej gładkości były całe lata świetlne. I zostawiłam ten twór drożdżowy w misce. Miałam już inne plany .
Kiedy po godzinie zajrzałam do miski, nie wierzyłam własnym oczom. Ciasto urosło! I to jak! Jak to się stało? I czemu się udało? Ciasto drożdżowe zrobione lewą ręką od niechcenia.
Czym prędzej przełożyłam mój cud do formy i po godzinie baba puchata i wyrośnięte powędrowała do piekarnika.
Widać, że idą święta, bo cuda się zdarzają.
Wniosek na przyszłość. Jeśli pieczesz coś po raz pierwszy sprawdź kilka źródeł, żeby uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek.
Rumiana baba została wywieziona z kolekcją mazurków na wieś. Dziś została polukrowana i odstawiona na półkę z nazwą „odhaczone”.
szynka wielkanocna - etap drugi, ostatni
składniki:
szynka peklowana od tygodnia (około kilogramowa)
2 liście laurowe
1 łyżeczka soli
3 ząbki czosnku
1,5 litra wody
nici do żywności lub siatka spożywcza
Zapeklowaną szynkę wyjmujemy z solanki i opłukujemy pod bieżącą wodą. Osuszamy i obwiązujemy sznurkiem, nicią bądź wkładamy do siatki. Nie jestem ekspertem w zakładaniu więzów. Uważam, że do tego najlepiej nadaje się taśma klejąca.
Niestety zupełnie nie przydaje się w przypadku kneblowania wyrobów spożywczych. Tutaj musi wystarczyć np. bawełniana nić. Zróbcie to jak potraficie. Powinno być ciasno. Uroda waszych wysiłków ma znaczenie drugorzędne.
Kiedy już uda wam się zapanować nad więzami i szynka jest opakowana, wkładacie ją do garnka z zimną wodą i przyprawami. Powoli zagotowujecie wodę i na malutkim ogniu gotujecie taką kilogramową szynkę godzinę. Jeśli wygotuje się część wody, uzupełnijcie ją wrzątkiem. Po godzinie zdejmijcie garnek z ognia ale nie wyjmujcie szynki. Niech całkowicie wystygnie w wodzie.
Potem już tylko pozostaje ją uwolnić z więzów i schować dobrze, żeby dotrwała do śniadania wielkanocnego. Ja swojej broniłam dziś własną piersią.
Wywar z gotowania szynki jest świetną podstawą do wielkanocnego żurku.
Szynka gotowa, mazurki upieczone i udekorowane, baba polukrowana. Na dziś wystarczy atrakcji. Jutro też mam zamiar cos upichcić.
Mam wrażenie, że odzyskałam panowanie nad swoimi planami. Uf.
Powodzenia i smacznego
P.S
Dziękuję MidnightCookie za apetyczne przedstawienie szynki.
piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńa ta szynka? powaliła mnie! obłędna.