Fajnie jest się zmęczyć. Tak inaczej niż na co dzień. Na co dzień nie palę ogniska ani nie karczuję pola. Rzadko zdarza mi się ścinać suche gałęzie wielkości tramwaju. Czarny bez rosnący za domem okazał się ogromnym potworem. Stawiał opór i nie chciał oddać nawet suchych gałęzi. Ale moja determinacja była silniejsza. Ognisko pochłonęło wspomnienia zeszłego roku, czyli liście, konary, ścięte zioła. I było imponujące. A ja jak demon ognia z rozwianym włosem i spalonymi brwiami czułam się człowiekiem pierwotnym. Obcowanie z żywiołem zawsze wyzwala radość. Nieważne, że jutro moje ręce będą wyglądały jak ręce drwala. Nieważne, że zapach ogniska czuję nawet w żołądku. Nawet to, że moje brwi odrosną dopiero za miesiąc jest sprawą drugorzędną. Liczy się to, że bardzo dobrze się bawiłam i kawał wiosennej roboty został zrobiony. Dodatkowym bonusem jest to, że jutro zagrzebię w popiele kilka ziemniaków. Czeka nas uczta nad uczty. Ziemniaki z ogniska z masłem i solą.
Dziś natomiast obiecałam rodzinie sałatkę. Zapomniałam o obietnicy odurzona dymem i ogniem. Ale rodzina okazała się czujna. Sprowadziła mnie na ziemie z mojego Tartaru. Obiecałaś? To do dzieła.
Sałatka miała być z gatunku wiosennych, lekkich.
Wiadomo, jak wiosna, to kolejne postanowienie poprawy. Jeansy w zaskakujący sposób, w trakcie zimy się skurczyły i trzeba podjąć męską decyzję. Albo nowe jeansy albo przechodzimy na tryb sałatkowy. Zobaczymy jak długo uda nam się wytrwać. Beza z poprzedniego tygodnia nie jest dobrą wróżbą na przyszłość. A po głowie już chodzi mi kolejne ciasto.
Na razie kolacja była sałatkowa i szczerze mówiąc, takie kolacje mogę jeść codziennie.
Sałatka z papai
1 papaja
kilka koktajlowych pomidorków
filiżanka zielonej fasolki szparagowej (na razie musi wystarczyć mrożona)
sos:
1 łyżeczka suszonych papryczek chili
2 ząbki czosnku
1 łyżka brązowego cukru
pół łyżeczki gruboziarnistej soli
1 łyżka sosu rybnego
1 łyżka soku z limonki
pół łyżeczki pasty krewetkowej (niekoniecznie)
garść orzeszków ziemnych
Na suchej patelni prażymy orzeszki. Zajmie nam to około pięciu minut. Orzeszki powinny się lekko zarumienić. Kiedy wystygną poszatkujcie je z grubsza nożem.
Do moździerza wkładamy chili, sól i cukier. Miażdżymy płatki chili. Po chwili dodajemy resztę składników sosu i ucieramy na miazgę. Można użyć do tej wyczerpującej czynności blendera, ale jak wiecie, mój wyzionął ducha.
Gotujemy wodę w garnku i blanszujemy fasolkę. Potem odsączamy ją i hartujemy zimną wodą. Zachowa piękną zieloną barwę.
Papaję obieramy ze skórki. Pozbywamy się nasion i kroimy ją w paski. Te zaś staramy się pokroić w słupki podobne do zapałek. Pomidorki kroimy w ćwiartki.
Do miski wkładamy pokrojoną papaję, pomidory i fasolę. Polewamy sosem i mieszamy. Wykładamy na talerze i posypujemy orzeszkami i kolendrą.
Wygląda smakowicie. Smakuje fantastycznie. I świetnie wpisuje się w nasz program dopasowania się do jeansów.
Smacznego
A jutro i tak zjem ziemniaki z ogniska z masłem. Raz się żyje. Jeansy mogą poczekać.
Zdjecia PIEKNE! A salatka brzmi intrygujaco. Jedno pytanie: czy orzeszki sa tu kluczowe? Zgaduje ze tak... :(
OdpowiedzUsuńDrogie Ciasteczko. Orzechy są dla orzechożerców. Sałatka smakuje bez nich równie dobrze. Spróbuj.
UsuńCudna sałatka i jakie kolory!:)
OdpowiedzUsuńSmakuje równie dobrze jak wygląda. Dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam
Usuń