poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Poniedziałkowe kalmary i czekanie na wenę.




Zanim ogarnie mnie kuchenna gorączka i utonę w mące, jajach, serze, galaretkach i mięsiwach udaję, że całe to zamieszanie mnie nie dotyczy.
Po pierwsze, weekend spędziłam ładując tony drewna do pieca. Pogoda urządziła sobie zimowe igrzyska. Przed naszym oknem chmury paradowały zupełnie bezwstydnie szorując po łące brzuchami pełnymi śniegu. Koty zgłupiały od nadmiaru wrażeń. Jak zaświeciło słońce , to oślepiająco. Już im się wydawało, że mogą poleżeć na tarasie. Za chwilę aura zagrała im na nosie i zaganiała do domu z ośnieżonymi futerkami. Tylko Lolo, urodzony wiking, miał w nosie całe pogodowe zamieszanie.  Dla pozostałej dwójki piec był najlepszym przyjacielem. Dla istot ludzkich również. Grzaliśmy, grzaliśmy ile się dało. Jaka to przyjemność przytulić się do takich ciepłych kafli po krótkim ale  zimnym spacerze.
Śnieżyca z soboty na niedzielę przeraziła nawet MMŻ. Ranek powitał nas scenerią tyleż uroczą co niepożądaną. Jak okiem sięgnąć – biało. Pranie powieszone w sadzie w piątek, nieco skostniało i raczej nie nadawało się do prasowania. Niech sobie wisi, najwyżej skruszeje. Na szczęście z każdą godziną było może nie cieplej ale zdecydowanie słoneczniej. Opuszczając dom pod lasem w niedzielne popołudnie, śnieg zostawiliśmy tylko w zacienionych miejscach.  Pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że przyszły weekend będzie bardziej wiosenny.



Wracając do podchodów wielkanocnych, to pragnę poinformować obserwatorów szynki, że nasza bohaterka siedzi sobie w kamionkowym garnku, zamknięta w ciemnej szafie.  Jest codziennie kulana z boczku na boczek i sprawdzana pod kątem zapachu.  Wygląda na to, że ma się dobrze.
Zaczynam robić przymiarki do dalszych świątecznych poczynań.  
Ale póki co, udaję twardziela i nie przejmuję się robieniem świątecznych planów. Z podziwem i wstydem patrzę na kulinarny świat blogerski, bo tam już święta hulają na całego.

Zamiast tego zaglądam do działu z owocami morza. Szukam kalmarów. Od czasu, kiedy dawno temu tutaj http://przepisy.net/  znalazłam przepis na zrobienie kalmarów, nie martwię się, że mogą być gumowate czy porównywane do opony. Te, są mięciutkie jak masełko i niewyobrażalnie smaczne. Proponuję wam odejść od kalmarowych schematów. Dajcie sobie spokój z smażeniem w cieście czy mące. Porzućcie smażenie w głębokim tłuszczu.



Kalmary z koprem włoskim i czerwonym pieprzem

1 kilogram kalmarów (mogą być mrożone)
2 łyżki czerwonego pieprzu
0,5 bulwy kopru włoskiego
1 ząbek czosnku
1 kieliszek białego wina
2 łyżki tartej bułki
2 łyżki masła
2 łyżki oliwy
Sól, pieprz

Najpierw musimy przygotować kalmary. Te zamrożone trzeba rozmrozić. Najlepiej robić to powoli. Nie stracą swojego smaku.  Wyciągnijcie je z zamrażarki i przełóżcie na najniższą półkę w lodówce. Jeśli zrobicie to wieczorem, to kolejnego dnia na obiad, kalmary będą rozmrożone.

Trzeba pokroić cebulę, czosnek i koper włoski. Potem rozgrzać oliwę i masło i wrzucić do rondla to, co pokroiliśmy. Kalmary, umyte i wyczyszczone (w mrożonych zazwyczaj nie ma niespodzianek), kroimy na krążki i też dorzucamy do garnka. Mieszamy i smażymy z dziesięć minut.  Co jakiś czas przemieszajmy zawartość rondla, żeby coś nam się  nie wymknęło spod kontroli.  Pół łyżki czerwonego pieprzu ucieramy w moździerzu z gruboziarnistą solą i posypujemy smażące się kalmary. Po 10 minutach dolewamy wino i odparowujemy. Posypujemy tartą bułką i smażymy jeszcze kilka minut.  Na tym etapie kalmary powinny być już mięciutkie jak masełko. Wyłączamy piec i nakładamy solidną porcją na talerz. Posypujemy resztą czerwonego pieprzu i np. zieloną pietruszką.


Obiecuję wam nieznane doświadczenia smakowe. Takie kalmary was zachwycą.
Podałam je razem z warzywami z blachy, wśród których była marchewka, ziemniaki, cebula i druga połowa kopru włoskiego.
Ale jeżeli podacie kalmary z bagietką lub roszponką, też was zachwycą.

                             Gotowe danie uwieczniła MidnightCookie.



Smacznego

Wpis bierze udział w akcji Owoce...morza

3 komentarze:

  1. Och, takie kalmarki bym zjadla. A na roszponce na lunch bylyby jak znalazl!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pyszne kalmary:)Bardzo je lubię.
    A jak się ma nietoperz?:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nietoperz nie był chyba zachwycony przeprowadzką, bo następnego dnia okiennica była pusta. Na szczęście w okolicy jest zakamarków pod dostatkiem i pewnie tam się ukrył. Ale pewnie jeszcze go zobaczymy po zmierzchu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń