Chodzi i marudzi. Kręci się dookoła i jęczy. Kiedy zwrócę na nią uwagę, to jęczy jeszcze bardziej teatralnie. Wie jak skupić na sobie całą uwagę. Jest perfekcjonistką w byciu pępkiem świata.
Wczoraj przywiozłam ją do domu. Nigdy wcześniej takich eksperymentów nie przeprowadzałam. Od sześciu lat nigdy nie zostawała sama. Zawsze w pobliżu był Orlando. I wydawało mi się, że stosunki między nim mają raczej letnią temperaturę. A tu taka niespodzianka. Okazało się że ona tęskni. Przeszukuje kolejne pomieszczenia płacząc coraz donośniej. I najwyraźniej go woła.
W środę wszystko wróci do normy, bo zaliczymy wizytę w przychodni i spokojnie będziemy mogły wrócić do szerszego grona. Ciekawe jak to grono radzi sobie bez niej. I czy jego tęsknota jest równie widoczna. Pewno nie, bo to przecież facet. A wiadomo, że oni są twardzi. Przynajmniej tak myślą o sobie.
Na razie trzeba przetrwać te kilkadziesiąt godzin tęsknoty a potem zrobić jej radosną niespodziankę i zwrócić jej dotychczasowe życie.
Zanim to jednak nastąpi ,wyjmę resztę bezy sobotniej, zaparzę kawę i spróbuję przemówić do tego małego rozumku. Najlepiej jakimś pocieszaczem. W naszym przypadku będzie to beza. W jej przypadku może jakaś pierzasta zabawka?
Obiecana w sobotę beza wiosenna wróciła z nami do domu w stanie szczątkowym. Ale nawet jej odrobina w taki deszczowy dzień jak dziś podziała jak gaz rozweselający. Kiedy jest ponuro, chłodno a za plecami płacze nieszczęśliwe stworzenie, to taka beza może być niezłym plastrem na smuteczek.
Beza wiosenna z limonką i różowym kremem wiśniowym
4 białka
250 g cukru pudru
1 łyżka soku z limonki
starta skórka z limonki
1 łyżeczka mąki kukurydzianej
Piekarnik rozgrzewamy do 130 stopni.
Białka ubijamy na sztywno. Dosypujemy po łyżce cukru i cały czas ubijamy. Jeśli w roztartej między palcami odrobinie piany nie wyczuwacie drobinek cukru, to znaczy, że beza jest gotowa. Dodajemy do piany mąkę i sok i dokładnie wymieszajmy.
Na papierze do pieczenia rysujemy dwa okręgi. Z tej ilości białek upieczemy dwa krążki wielkości deserowych talerzy. Nakładamy pianę, nieco wyrównujemy powierzchnię i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 130 stopni. Pieczemy 1 godzinę. Wyłączamy piekarnik i lekko uchylamy drzwiczki. Zostawiamy bezę, żeby powoli się suszyła.
Krem
100 ml kremówki
150 g mascarpone
3 łyżki cukru pudru
2 łyżki soku z limonki
wiśnie z likieru*
2 łyżki likieru wiśniowego
czerwony barwnik**
Ubijamy kremówkę i dodajemy do niej cukier. Ubijamy mascarpone, dodajemy sok z limonki oraz likier wiśniowy. Łączymy kremówkę z mascarpone. Delikatnie mieszamy. Na czubku noża dodajemy odrobinę barwnika i ostatni raz mieszamy aż krem nabierze różowej barwy.
Połowę kremu nakładamy na pierwszy krążek bezy. Rozrzucamy odsączone z likieru wiśnie. Przykrywamy drugim krążkiem bezy i smarujemy resztą różowego kremu. Dekorujemy wiśniami i wyciętymi ze skórki limonki liśćmi.
I podajemy jak najszybciej, bo beza z kremem łatwo traci swoją chrupkość.
Beza wyglądała jak kwitnące drzewko wiśniowe. Bardzo wiosennie i świeżo. Polecam.
*wiśnie mogą być z kompotu, konfitury lub mrożone (w sezonie świeże)
** używam barwników w żelu: są nieocenione i bardzo, bardzo wydajne
Życzę smacznego i żadnej tęsknoty w pobliżu.
A ja spróbuję utulić moje płaczące maleństwo.
cudo.. Uwielbiam bezowe toty...
OdpowiedzUsuńBeza śliczna:)Na pewno pocieszająca!
OdpowiedzUsuńO nie! Moje kociatko kochane teskni i sie smuci! Czy piorka pomogly? Czy juz jest troszke lepiej? Najgorsze co moze byc to kobieta nieszczesliwa.
OdpowiedzUsuńA beza jest zachwycajaca. Az tu przy biurku w szarym Londku zglodnialam.