piątek, 27 kwietnia 2012

Jedzenie drwala czyli co podają u Maxima w Paryżu




Co jedzą drwale?
Nie mam bladego pojęcia. Drwalem nie jestem, choć bywam sezonowo jego pomocnikiem.
MMŻ ma fazy brania siekiery do ręki i poważnego podejścia do kwestii porządkowania lasu. Wtedy okazuje się, że pomocna dłoń (czytaj: moja)  jest mile widziana. Niestety, w drugą stronę nie działa to z podobną sympatią. Ja nie lubię być pomocnikiem drwala.
Drzewa lecące mi na głowę i traktorek przejeżdżający mi po stopach (oba przypadki autentyczne), to nie moje ulubione formy rozrywki. W takich sytuacjach pytam samą siebie: na co mi to było.
Zamiast wylec z całym osiedlem na taras by solidarnie odpalić sobotniego grilla, ja zakładam twarzową kraciastą koszulę (z programu na Discovery wiem, że drwal z krwi i kości zawsze jest w taką odziany), rękawiczki i podążam za MMŻ karczować las.
Niekiedy nie rozumiem samej siebie.
Ale z drugiej strony, nie zostawię MMŻ na pastwę pił i siekier. Las to nie park. Nie przyjdą dobrzy ludzie zrobić w nim porządek. Masz człowieku las? To radź sobie sam. 
Po takich leśnych ekscesach żywicę mam nawet we włosach.  Za to stos zwiezionego drewna zapewnia nam ciepło przez cały sezon.  A gałęzie zwiastują wielkie wieczorne przyjemności ogniskowe.
Wracając do odpowiedzi na pytanie: co jedzą drwale. Na pewno nie przegrzebki na francuskiej kołderce. Myślę, że krem muślinowy z opiekanego turbota też nie.
Drwale jedzą konkretnie. Przynajmniej ci, których znam osobiście. Ziemniaki, cebula, kiełbasa, dużo pieprzu i wiadro piwa. To jest to, czym żaden prawdziwy człowiek lasu nie pogardzi.
Anegdota związana z daniem, o którym chcę opowiedzieć miała swoje źródło w Przekroju. Czas akcji: późne lata PRL-u. Osoby biorące udział w akcji: ja. Tytuł przedsięwzięcia: danie od Maxima.
Podobno serwowano je w Paryżu w restauracji u Maxima. Polecał je sam szef kuchni. Czy dziś istnieje jeszcze ta restauracja? Czy podają tam to danie?  Na oba pytania nie znam odpowiedzi. Wiem jedynie, że przepis wsiąkł w naszą domową kuchnię jak atrament w bibułę.
Danie to jest moją deską ratunkową, gdy nie mam czasu, lub w lodówka świeci tylko światłem własnym. Kiedy MMŻ niebezpiecznie szybko zbliża się do domu ogarnięty myślą, ze zaraz coś zje, to danie ratuje go od śmierci głodowej a mnie od utraty reputacji.
Każdy drwal byłby usatysfakcjonowany. Jedzenie bez niuansów, podchodów, marynowania i innych wygibasów. Strawa prosta i nieskomplikowana.
Najdziwniejsze jest to, że jeszcze nie spotkałam nikogo, kto nie byłby nią oczarowany. Może właśnie w prostocie siła. Są momenty odpowiednie dla ostryg i są chwile idealne dla ziemniaków.



Polecam dziś jedzenie dla drwali czyli danie od Maxima.

1 kg ziemniaków, obranych
1 duża cebula
kawałek kiełbasy (ilość zależy tego jak dużo lubicie)
2 jajka
3 łyżki oleju do smażenia
1 łyżka masła
sól, pieprz, 
ćwierć łyżeczki pieprzu kajeńskiego
1 łyżeczka tymianku
1 łyżeczka oregano

Potrzebujemy dużej patelni. Umyte ziemniaki kroimy w cienkie plastry. Rozgrzewamy olej i na gorący wkładamy ziemniaki. Solimy i posypujemy pieprzem kajeńskim. Na mocnym ogniu smażymy ziemniaki, często je przewracając. W czasie, kiedy ziemniaki się smażą, obieramy i kroimy w plasterki cebulę. Kiełbasę też kroimy w półplasterki. Kiedy ziemniaki zaczynają nabierać złotego koloru, dosypujemy na patelnię kiełbasę. Smażymy pięć minut i dokładamy cebulę. Posypujemy ziołami i smażymy jeszcze parę minut. W kubeczku mieszamy dwa jajka i wlewamy je na ziemniaki. Wyłączamy ogień pod patelnią i delikatnie przemieszajmy jajka.  Jeszcze tylko szczypta pieprzu i jedzenie gotowe. Troszkę zapiekanka, troszkę omlet, trochę tortilla.
Jeśli do tego dodamy szklankę zimnego kefiru, to okazuje się, że życie drwala ma też jasne strony.


Pięknej soboty i smacznego

P.S.
Ola, jesteś wielka. Dzięki tobie wszystko wróciło do normy. 

10 komentarzy:

  1. Drwale sa albo odziani w koszule w kratke albo w obcisle jeansy jak Wolverine (w wukonaniu H. Jackmana) i na pewno obu typom drwala smakowaloby danie od Maxima. Nawet mnie smakuje, a teoretycznie nie powinno!

    ps. nie ma za co:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. H. Jackman w każdym, koszulowym i bez koszulowym wydaniu jest smaczny. Danie też.

      Usuń
  2. Wygląda fantastycznie i pewnie tak samo smakuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miłe słowa i zapewniam, że smakuje super. Pozdrawiam

      Usuń
  3. świetne :D zrobiłem, zjadłem i bardzo mi smakowało :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Wlasnie to robie i jestem bardzo ciekaw co to wyjdzie ale juz bardzo ladnie pachnie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam
    A co z tym masłem kiedy je dodać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masło można dodać do smażących się już ziemniaków w każdej chwili np przed dorzuceniem cebuli.
      Pozdrawiam noworocznie:)

      Usuń
  6. Tak też z tym maslem wykombinowalem.
    Dzięki za pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń