środa, 14 września 2011

Chleb z musli i miodem na śniadanie



Chleba, chleba. Woła MMŻ.Nie znaczy to, że jest głodny czy zabiedzony. Wyprawa spod lasu do cywilizacji zawsze niesie ze sobą obowiązek upieczenia chleba. Chociaż słowo "obowiązek" nie wchodzi w grę. Pieczenie chleba to jedna z wielu przyjemności, jakie można spotkać w kuchni.Nie będę się silić na oryginalność. O pieczeniu chleba powiedziano już tak wiele i zapisano już tyle papieru, że aż dziw że piekarnie nie zbankrutowały. Chcesz piec? Nic łatwiejszego.Takie wnioski wyciągnęłam z niezliczonych blogów i książek na tzw temat.  

Zanim odważyłam się zagnieść swój pierwszy bochenek, chodziłam wokół tematu jak pies wokół jeża. I zawsze znajdowałam pretekst, żeby to jeszcze odwlec. Raz mąka była problemem. Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi z jej numerowaniem. Myśl o zrobieniu zakwasu powodowała zakwasy w szarych komórkach. Mówiąc szczerze, masakra.

Pierwszy chleb popełniłam w sierpniu zeszłego roku. Z premedytacja użyłam słowa "popełniłam", bo to, co upiekłam było przestępstwem w dziedzinie piekarnictwa. Wstyd było mi tak bardzo, że dobre pół roku nawet nie dotykałam worka z mąka.
Ale ciekawość zrobiła swoje. Znów czytałam, czytałam, czytałam. Kolejna próba była skokiem na głęboką wodę. Co tam pieczenie chleba na drożdżach! Jeśli już piec, to na maksa. Na zakwasie. Lisko z White Plate i Tratterze. Dzięki Wam wielkie za rady i instrukcje, których nie skąpicie na swoich blogach.

Pierwsze zdanie mojego wpisu zdradza, jak potoczyła się  dalsza przygoda z wypiekiem.
Chleb styczniowy był początkiem bardzo ekscytujących spotkań z domową piekarnią. W ruch poszły zioła, korzenie, przyprawy. Wpadłam po uszy. Jeszcze dziś pamiętam to uczucie dumy, kiedy rano na stół wjechał koszyk z chlebem, który upiekłam "tymi  ręcami".Nie było fajerwerków, ani czerwonego dywanu, ale pyszne śniadanie, a po nim następne. Pierwszym wyznawcą i recenzentem moich prób, został oczywiście MMŻ. Stąd jego wołanie o chleb w czasie pobytu w mieście. Niestety piekarnik w Domu pod lasem, nie daje rady rozgrzac sie chlebowo. Daje radę biszkoptom i tartom, ale to wszystko, na co go stać. Każda, więc, wyprawa do miasta oznacza precyzyjne planowanie czasu, żeby zmieścić i naukę, i zakupy, i obowiązki, i pieczenie chleba.
Póki co, nie będę udawać,że jestem twórcą jakiegoś oryginalnego przepisu. Kto ciekaw, niech zajrzy do piekarni blogów, wcześniej wspomnianych. Dzisiejszy wpis jest podziękowaniem i zachętą dla wahających się. Nie zrażajcie się niepowodzeniami. Po prostu próbujcie. A cały świat blogowy służy wam pomocą.
Zaproponuję wam dziś upieczenie chleba najłatwiejszego z łatwych, a przy tym, jednego z moich ulubionych. Jest to Chleb razowy z miodem i musli. Fantastyczny na śniadanie. Wystarczą do niego masło i miód jako dodatki, choć MMŻ łączy go z mniej konwencjonalnymi dodatkami np. podwędzanymi sardynkami. Czyli, co kto lubi.

Chleb razowy z miodem i musli

100 g mąki pszennej pełnoziarnistej
100 g maki pszennej chlebowej
300 g mąki pszennej razowej
  5 g drożdży instant
  7 g soli
340 g wody
  2 łyżki miodu, rozpuszczonego w odrobinie letniej wody
  4 łyżki muesli jakich kto woli: tropikalnych, leśnych itp (ja używam muesli w małych paczkach, takich gotowych do zalania mlekiem na śniadanie)

Wszystkie składniki wkładamy do misy i mieszamy własnoręcznie lub pozwolimy wykazać sie mikserowi z hakiem. Ciasto jest dość gęste, więc hand made wymaga nieco wysiłku. Po około 6 minutach mieszania, zagniatania i rozciągania, ciasto zostawiamy by odpoczęło przez pół godziny.
W miedzyczasie smarujemy foremkę oliwą i wysypujemy otrębami. Dzięki temu nie będziemy mieli najmniejszych kłopotów z wydobyciem upieczonego chleba z formy.
Po 30 minutach znów krótko wyrabiamy i wkładamy do przygotowanej formy.
Pozwalamy mu teraz w ciepełku wyrastać, aż podwoi swoją objętość.

Piec rozgrzewamy do 230 stopni. Wkładamy do niego formę, spryskując ścianki pieca wodą. Po 10 minutach zmniejszamy temperaturę do 210 stopni i pieczemy jeszcze 35 minut. Wyjmujemy z pieca i z formy na kratkę, żeby wystygł.
Prawda,że nieskomplikowane?
Pamiętajcie tylko, żeby nie trzaskać drzwiami piekarnika. Mój pierwszy chleb z musli spektakularnie, na moich oczach z pięknie wyrośniętego bochenka, zamienił sie w płaską cegłę. Ale jeśli jesteście ostrożniejsi, taka wpadka wam nie grozi.

Chlebek pachnie obłędnie, a smakuje jeszcze lepiej.
Smacznego

2 komentarze:

  1. Dzis przy sniadaniu bardzo za tym sniadaniowym chlebkiem tesknilam...

    OdpowiedzUsuń
  2. A czy Mody może zamówić taki chlebek? Bo żaden kupny nie umywa się do Mamowych chlebów. To jakby zupełnie inny wymiar chlebowej przyjemności.

    OdpowiedzUsuń