piątek, 30 września 2011

Dziki i jabłka


Wystarczy na kilka dni wyjechać, a okazuje się, że natura wkroczy na twoje terytorium bez skrępowania. Dom po lasem został opuszczony tylko na kilka dni a już inny właściciel zaprowadził swoje porządki. Sad z równiutko przyciętą trawą zamienił się w pole po bitwie. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może jakieś sceny batalistyczne w pobliżu kręcono. Nic z tego. Ani wojna, ani pirotechnicy, ani szalony rolnik. To natura. Po prostu natura. Nie w formie pięknego, pachnącego kwiatu, ani puchatego koteczka. Ta natura miała cztery racice i ciemną szczecinę. I zdecydowanie występowała w liczbie mnogiej. Nawet bardzo mnogiej, sądząc z ilości metrów przerytej ziemi. Dziki, bo je mam na myśli, urządziły sobie u mnie jadłodajnię. Aż strach pomyśleć co tu się będzie działo zimą. Postanowiłam uratować to, co zostało. Zanim reszta moich jabłek i gruszek padnie łupem morskich drapieżców trzeba zadziałać po męsku. Zakasać rękawy, uruchomić wyobraźnię i wykombinować coś pysznego z udziałem tego, co na drzewach. Tarta z gruszkami? Chyba nie mam ochoty na tartę. Risotto z gruszką i serem pleśniowym? Chyba ostatnio było coś z ryżu.
Jesień to jabłka. Jabłka to szarlotka. Brzmi nudno? Założę się, że każdy dom ma swój najlepszy na świecie przepis na to ciasto. W naszej rodzinie zamiłowanie do pieczenia zaczyna się ode mnie. Nie pozostał żaden zeszyt z przepisami po Babci, ani nie ma tajnej receptury Mamy. Moja szarlotka ma swoje źrodło w szkole podstawowej, na zajęciach praktyczno technicznych. Oprócz mglistego wspomnienia jak naprawić spłuczkę, zbudować lampę czy wydziergać szalik, został mi brzydki zeszycik, a w nim kilkanaście prostych przepisów.
Między innymi na to ciasto z jabłkami:

kilogram jabłek (antonówki są najlepsze)
2 łyżki cynamonu
2 łyżki brązowego cukru
2 łyżki masła

2 szklanki mąki pszennej
200 g zimnego masła
2 żółtka
2 łyżki kwaśnej śmietany
4 łyżki cukru pudru
szczypta soli

Zaczniemy od ciasta.
Masło kroimy na kawałki, dodajemy mąkę, żółtka, śmietanę, cukier i sól. Szybciutko siekamy nożem do połączenia się składników. Kiedy otrzymamy posklejane okruchy, podobne do mokrego piasku, zagniatamy ciasto i formujemy kulę. Śpieszymy się. Kruche ciasto nie lubi temperatury pokojowej, a ciepłe ręce to jego wróg. Kulę wkładamy do worka a worek do lodówki na godzinę. Czas schładzania ciasta przeznaczymy na przygotowanie masy jabłkowej.
Obieramy jabłka i kroimy na ćwiartki. W rondlu rozgrzewamy masło i dodajemy owoce. Smażymy jabłka. Przemieszajmy je od czasu do czasu ale nie pozwólmy im się zmienić w mus. Niech zostaną w miarę zwarte. Potem niech wystygną.
Po godzinie wyjmujemy ciasto z lodówki i dzielimy na dwie części. Obie rozwałkowujemy na płaskie placki. Okrągłą formę wykładamy jedną częścią ciasta, nakłuwamy widelcem i znów zostawiamy na pół godziny w chłodzie. Drugi placek również niech czeka w lodówce.
Piec rozgrzewamy do 180 stopni. Wkładamy do niego ciasto na 15 minut. Po kwadransie, kiedy ciasto jest blado złote, wyjmujemy je i studzimy. To zapobiegnie namoczeniu się ciasta masą jabłkową. Zimne ciasto posypujemy łyżką cynamonu i wykładamy całość jabłek. Wykorzystujemy resztę cynamonu oraz brązowy cukier do posypania masy. Teraz wyciągamy z lodówki drugą część ciasta i przykrywamy wszystko to, co znajduje się w formie. Robimy kilka dziurek nożem, żeby wytwarzająca się w czasie pieczenia para, miała którędy uciec. W innym wypadku ciasto może zamienić się w gejzerek.
Pozostaje nam jeszcze tylko posmarować wierzch ciasta jajkiem i włożyć je do pieca. Na 40 minut. Po tym czasie ciasto jest gotowe. Jak więkość szarlotek i ta może być jedzona przez niecierpliwych, czyli na ciepło. Lody czy bita śmietana będą idealnym dodatkiem.
Nie mówcie mi, że jesień, jabłka, szarlotka to nie naturalna kolejność skojarzeń.



Życzę słonecznej jesieni i smacznych szarlotek

1 komentarz: