poniedziałek, 26 września 2011
Zabawa klockami i pieczone buraki
Aż szkoda by było nie podzielić się kilkoma przepisami na dania, które przygotowałam wczoraj. Impreza urodzinowa mojej Mamy odbędzie się dziś, ale już wczoraj trzeba było co nieco przygotować. Mój katar ma się dobrze i nie ma zamiaru ułatwiać mi życia. Tort, co prawda, robiłam na wyczucie, ale na szczęście pomocna dłoń młodszej Córki wprawnie dolewała rum do kremu. Znając preferencje Darii, tort będzie się zaliczał do procentowych. Zamieszanie sałatek też zostawiłam jej. Robi to z prawdziwym wyczuciem i nie martwię się o efekt.
Wszystkie pieczenie, pasztety, rolady i inne faszerowańce zostały już wywiezione do solenizantki. Została mi do zrobienia galanteria. MMŻ śmieje się ze mnie, że teraz naprawdę mam radość z gotowania. Kulanie kulek z sera i ich obtaczanie w pistacjach, czy faszerowanie cukinii, to zabawa jak składanie klocków . A ja zawsze lubiłam bawić się klockami.
Ciekawe czy dzieci dzisiaj budują miasta z klocków? A może teraz buduje się wirtualnie? W sklepach widziałam całe zestawy Lego. To się nie zmieniło. Ale czy ten rodzaj zabawy cieszy sie popularością? Już dawno nie odwiedzałam działów zabawkowych w sklepach. I czy rodzice kupują swoim pociechom drewniane klocki? Nie wiem jak to wygląda dzisiaj, ale klocki kiedyś mogły być wszystkim: zamkiem, inną planetą, zagrodą, domem, kuchnią, stajnią, zoo... A jakie pokłady wyobraźni uruchomiały!
Czy dziś internet jest takim uniwersalnym kluczem do snucia dziecięcych marzeń? Mam nadzieję, że dzieci dzisiaj znajdują czas na budowanie swoich światów za pomocą klocków.
Ja wracam do swoich. Klocki w realu mają jeszcze jedną zaletę: można ich dotknąc. To samo dotyczy jedzenia. Uwielbiam czytać blogi kulinarne, grzebać w internecie w poszukiwaniu inspiracji. Z przyjemnością zaglądam do cudzych kuchni, podpatrując i ucząc się. Ale większą radość sprawia mi przeglądanie książek o jedzeniu, gotowaniu i podróżach kulinarnych. Zaś największą frajdą jest moment zrobienia pierwszego kroku w tworzeniu nowego dania. Mówiąc "nowego", mam na myśli robionego przeze mnie po raz pierwszy. To takie ekscytujące. W trakcie, okazuje się niejednokrotnie, ze wiele elementów się zmienia, ale to nie umniejsza zabawy. To podobnie jak z klockami. Zaczynasz budować lotnisko, a efektem końcowym jest lotniskowiec. Grunt to dobra zabawa.
Dzisiejsze klocki powinny się ułożyć w sałatkę z buraka, bryndzy i pistacji.
Sałatka z pieczonych buraków i kulek z bryndzy, panierowanych w pistacjach w dresingu gruszkowym
Wiem, wiem, jak to brzmi. Skomplikowanie. Moje starsze Dziecko myślało, że żartuję. A skomplikowany w tym przepisie jest tylko tytuł.
Potrzebujemy:
- 3 średnie buraki (najlepiej podłużne)
- kostkę bryndzy
- garść rukoli
- garść jakiejkolwiek sałaty (obie umyte i porwane na kawałki)
- garść orzeszków pistacjowych, obranych ze skorupek i zgniecionych na okruchy
- 2 łyżki octu gruszkowego
- 4 łyżki oliwy
- 1 łyżka płynnego miodu
- sól, pieprz
- garść uprażonych pestek dyni
Zaczynamy od buraków. Myjemy je, osuszamy i zawijamy je do folii aluminiowej. Wkładamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na 1 godzinę. Powinny być miękkie po tym czasie. Wyjmujemy je z folii i pozwalamy im ostygnać. W międzyczasie cofniemy się do czasów dzieciństwa i pobawimy się plasteliną. Naszą plasteliną będzie bryndza. Odrywamy małe kawałki, wielkości orzecha laskowego i turlamy je w dłoniach w zgrabne kuleczki. Okruchy pistacjowe sypiemy na talerzyk i w nich tarzamy nasze białe kuleczki. Robią się bardzo efektowne. Kilka zostawiamy bez orzechowego płaszczyka dla kontrastu.
Kiedy wystygną nasze buraki, kroimy je na plasterki i rozkładamy na sałatach. Potem zostaje nam dodać kolejny kolor do leżących już na talerzu zieleni i bordo, czyli kuleczki bryndzowe. Obraz wygląda pięknie.
Pozachwycaliśmy się, więc czas na zrobienie dresingu. Jeśli przeraża was zdobycie octu gruszkowego, to nie martwcie się, nie jest on składnikiem niezbędnym. Ta układanka podobna jest do zabawy klockami. Jeden składnik można z powodzeniem zastąpić innym,. Macie ocet malinowy? Proszę bardzo, też jest świetny. Każda zamiana będzie tylko świadczyć o nowatorskości dania. W sałatkach doza dowolności jest jak najbardziej wskazana.
Wracając do mieszania: ocet, miód, oliwę, sól i pieprz wkładamy do słoika, zakręcamy i trzęsiemy ile wlezie. Składniki powinny zamienić się w emulsję. Nią polewamy sałatkę. Całość jeszcze tylko posypujemy dynią.
Skończyliśmy w ten sposób robić sałatkę nie tylko bardzo dekoracyjną ale też smaczną. Nudziarze, zaś, powiedzą, że zdrową.
I też będą mieli rację.
A swoją drogą, ocet gruszkowy można zrobić samemu. Wystarczy dojrzałą gruszkę pokroić i włożyć do octu z białego wina. Odstawić na dwa tygodnie i smakowy produkt gotowy. Zamiast gruszki mogą być melisa, bazylia, maliny, jeżyny czy wcześniej truskawki. A jeśli chcemy ocet zmienić w syrop, wystarczy go pogotować, by nadmiar płynu odparował. Sprawdziłam. To działa.
Powodzenia i smacznego
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gdyby nie te pistacje, to moze bym sie skusila. A tak - zrobie sobie ocet gruszkowy. Gruszki sa teraz latwo dostepne.
OdpowiedzUsuńCzepiasz się pistacji Cookie. Pistacje są pycha i sałatka też była pycha :D
OdpowiedzUsuńI co to w ogóle Maman za sianie plotek, że niby ja lubię procentowe? :P Ja tylko służyłam swoim zmysłem smaku w przygotowaniach urodzinowych ;)