czwartek, 21 czerwca 2012

Limonka pakuje kartony czyli kotleciki rybne z trawą cytrynową





Nie powinnam teraz siedzieć i pisać czegokolwiek. Jeśli już to, to powinnam dopisywać kolejny punkt do  mojej listy kartonowej. A kartony stoją w ilości imponującej. Ich przybywa a rzeczy nie ubywa. Jak to się dzieje, ze na półkach wszystko wygląda mniej przytłaczająco. 
Tak więc, już wiemy co powinnam, a czego nie powinnam. Ale, jak wiadomo, uleganie pokusom jest wpisane w naturę ludzką. Im większy młyn wokół, tym bardziej karkołomne pomysły przychodzą mi do głowy. Może ja sprawdzam sama na sobie granice moich możliwości. Kto czyta, ten wie, jak katastrofa wodna wpłynęła w listopadzie na moje zapędy piekarnicze. Dziś jest zdecydowanie poważniej. Przeprowadzka to nie źródełko w spiżarni. Tu półśrodki czy pomoc z zewnątrz nie pomoże. Trzeba każdą rzecz wziąć do ręki i wzrokiem rzeczoznawcy wydać wyrok. Kciuk w górę lub kciuk w dół. To ląduje w przyszłości, tamto odchodzi w przeszłość.

Może powinnam zacząć kolejnego bloga pod tytułem :”Jak hartowała się Limonka”.

Na razie, skoro już się rozgrzeszyłam z niepakowania, to z czystym sumieniem mogę wam opowiedzieć o pysznej rybie. Aromat trawy cytrynowej, który dominuje w tym daniu jest tak świeży, letni i kuszący, że spokojnie mogę to danie nazwać udanym. 
No i w takich aromatach kartony nie wyglądają zbyt przerażająco.



Kotleciki rybne z trawą cytrynową:

około kilograma ryby; w moim przypadku było kilka ryb po trochu:
łosoś
dorsz
morszczuk
1 szklanka okruchów z białego świeżego pieczywa (zwykła bułka jest w sam raz)
1 jajko
łyżka bardzo drobno posiekanego imbiru
garść posiekanej kolendry
1 cebula
pół papryczki chili
6-7 łodyg trawy cytrynowej
sok z jednej limonki
otarta skórka z limonki
1 łyżka sosu rybnego
1 łyżka jasnego sosu sojowego
jeśli posiadacie galangal np. w proszku, dodajcie łyżeczkę



Trawa cytrynowa jest tu składnikiem kluczowym. Ona jest nutą wiodącą w smaku kotlecików i rusztowaniem w trakcie smażenia.

Obierzcie trawę z pierwszego liścia(?). Nie wyrzucajcie żadnych trawiastych resztek czy końcówek. Dodane do rosołu czy wywaru z ryby pozytywnie was zaskoczą. Odetnijcie grubszą końcówkę do wysokości 4-5 centymetrów. Wierzchnie warstwy są twarde i dopiero sam środek jest miękki i nadający się do pokrojenia. Sztywne źdźbła trawy cytrynowej, po odcięciu końcówek, będą służyły za patyczki do rybnych kotletów.

Pokrójcie z grubsza trawę, cebulę, chili, imbir. Dodajcie sos rybny i sojowy, sok z limonki i skórkę. Zmiksujcie blenderem (zdecydowanie ułatwia pracę). Do malaksera włóżcie kawałki ryby, oczyszczone z ości i skóry. Dodajcie pachnącą zawartość blendera i jajko. Zmiksujcie wszystko razem ale nie róbcie tego za długo i z pasją. Parę obrotów ostrza wystarczy. Niech ryba nie będzie przecierem rybnym. 
Wyjmijcie całość do miski i dodajcie 2 łyżki okruchów z bułki i całą posiekaną kolendrę. Wymieszajcie i zróbcie próbę organoleptyczną. Jeśli czegoś brak, to dodajcie. Potem uformujcie zgrabne kotleciki (mnie wyszło ich 8) i otulcie je resztą okruchów bułki.

Teraz wrócimy do naszej bohaterki dnia czyli trawy cytrynowej. Każdy kotlecik nadziejcie na jedno źdźbło. Trochę wygląda to jak szaszłyk. Przykryjcie wszystko folią i wstawcie do lodówki na kilka godzin.
Potem rozgrzejcie patelnię z olejem i smażcie kotleciki na złoty kolor.

Jako mokry (przecież to ryba) dodatek możecie dodać raitę . Świetnie razem zagrają smakowo.
Trochę się rozpisałam, ale obiecuje, że warto.



Życzę wszystkim pięknego weekendu i smacznego, a sobie więcej dyscypliny. 

4 komentarze:

  1. Ach! Az zglodnialam! A myslalam, ze zjadlam wielki lunch!

    Jak hartowala sie limonka! Limonki chyba sie hartuja w kruszonym lodzie i z mieta. No i rumem oczywiscie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najbardziej ulubiony sposób hartowania Limonki. Buźka

      Usuń
  2. pieknie wyglądają i ślicznie podałaś ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Ci pięknie i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń