Ten deser powstał pod wpływem chwili. Taka mikroskopijna
pavlowa. Bezy upiekłam bez specjalnych planów. Od jakiegoś czasu w lodówce
poniewierał się słoik białek. Jak wiadomo, powoli trzeba zacząć opróżniać
szuflady i półki. Lodówkę też. Białka poszły więc na pierwszy ogień. Upiekłam
te beziki i schowałam do pudełka. Miały posłużyć jakim wyższym celom, czyli
stać się ofiarą uwielbiającego wszystko co bezowe MMŻ.
Pudełko zabrałam trochę rozpaczliwie ze sobą na wieś. Bardzo
ciekawa perspektywa. Przeprowadzka nadciąga, a ja zamiast szafy i talerzy,
pakuję pierwszy karton. Z bezikami. To się nazywa mieć zdrowe podejście.
Obiecałam sobie, że przez następne kilka dni nie będę się zamartwiać
przeprowadzką.
Ciasto dopiero było w planach, a nam zachciało się czegoś
słodkiego. Na dodatek, odkryłam, że pod różami ukryły się pierwsze pachnące
poziomki. Było ich za mało na samodzielny występ, ale już skojarzone z bezą,
były obezwładniające. Ten zapach! Ludzie, jeśli nie wiecie jak pachnie zapowiedź
lata, to natychmiast pędźcie szukać za miastem poziomek. Dziś wolne, więc można
zaszaleć. A jutro na pytanie jak spędziliście wolny dzień, odpowiecie: szukając
poziomek.
Jeśli poziomki są zbytnią ekstrawagancją, użyjcie truskawek,
moreli, borówek, malin czy co tam miasto oferuje. Ale nic nie może się równać z
takimi świeżo zerwanymi maleństwami. Polecam.
Beziki ze śmietaną i
poziomkami
2 białka
130 g cukru pudru
1 łyżeczka soku z cytryny
1 łyżeczka mąki kukurydziane
szczypta soli
200 ml śmietany
garść poziomek
Ubijamy białka ze szczyptą soli. Najlepiej ubijają się
białka o temperaturze pokojowej. Jeśli trzymacie je w lodówce, to wyjmijcie je wcześniej.
Do ubitych białek dosypujemy po łyżce cukier puder. Miksujemy. Obowiązująca
zasada brzmi następująco. Kolejną łyżkę cukru wsypujemy dopiero po dokładnym
wmieszaniu poprzedniej. W efekcie końcowym surowa beza powinna wyglądać jak
trwała ondulacja z lat 60. Kto nie wie, niech zapyta ciocię Wikipedię.
Do bezy wlewamy sok z cytryny i mąkę kukurydzianą. Szybciutko
miksujemy i już możemy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, układać
bezy. Panuje pełna dowolność w kwestii wielkości i kształtu. Moje bezy
wyciskałam rękawem cukierniczym zrobionym z woreczka foliowego.
Wkładamy
blaszkę do piekarnika nagrzanego do 130 stopni na 1 godzinę. Potem wyłączamy
piec i zostawiamy bezy do całkowitego wyschnięcia i ostygnięcia.
Ich dalszy los jest w waszych rękach. Pozwolicie je pożreć
lub potraktujecie z należną im subtelnością. Tak czy inaczej i tak wylądują na
talerzu.
I tego wam życzę. Smacznego i może jakichś poziomek.
ale mam ochotę na poziomki! deserek bezowy piękny :)
OdpowiedzUsuńJuż są. Co dzień coraz więcej. Nic tylko zrywać. Pozdrawiam
Usuńahh poziomki:)
OdpowiedzUsuńMmmm, tak. Można się rozmarzyć. Pozdrawiam serdecznie
UsuńJakie piekne beziki! Ja wczoraj dojadalam resztki tych, ktore sluzyly nam za deser w niedziele. I tez byly pyszne, chociaz nie takie pyszne jak domowe. Szczegolnie takie z poziomkami.
OdpowiedzUsuńBezowo truskawkowy bałagan niedzielny był pyszny. Ale poziomki, to zupełnie inna historia.
Usuń