środa, 14 marca 2012

Zupa miso na zakończenie



Po japońskim obiedzie już pozostało tylko wspomnienie. W międzyczasie w mojej kuchni inne klimaty zagościły, ale obiecałam sobie doprowadzić sprawę do końca. Żeby nie nudzić, przejdę od razu do konkretów. Dla dopełnienia obrazu dziś przedstawię wam moją wersję zupy miso i sałatkę ziemniaczaną z wasabi. Można je zastosować jako części dopełniające łososia w glazurze lub jako byty samodzielne. Sałatka jest dobra w całkowitym oderwaniu od obiadu. Nie wymaga żadnych uzupełnień i jest ciekawym wariantem zastosowania kartofla.


Zupa miso

zielenina:
por
zielona cebulka
fasolka
czewona papryka
kilka grzybków shitake
makaron soba
biała pasta miso spora łyżka
kilka kropel oleju sezamowego
bulion 1 litr


Zaczynamy od namoczenia przez kwadrans grzybków. Potem odcinamy ich nóżki. Brr.. (zabrzmiało okrutnie)
Do gotującego się bulionu wrzucamy pokrojone jak na zdjęciu warzywa i namoczone shitake. Po pięciu minutach dodajemy połamany makaron soba. Znów gotujemy pięć minut. Zdejmujemy z ognia i do zupy wkładamy łyżkę miso. Dokładnie mieszamy by pasta się rozpuściła. Nie gotujemy, ponieważ miso straci swój smak i aromat. Wzbogacamy smak kilkoma kroplami oleju sezamowego.
Kto ma tofu nałoży je do miseczek. Ja nie miałam i też było dobre. Posypujemy ukośnie ściętą zieloną cebulką lub szczypiorkiem i podajemy do stołu.


sałatka ziemniaczana z wasabi




6 ziemniaków ugotowanych w mundurkach
1 ogórek wężowy (nie musicie go obierać, wygląda wtedy efektowniej)
pęczek natki pietruszki

sos do sałatki

pół szklanki majonezu (dla dbających o poziom cholesterolu może być dobry jogurt)
1 łyżka octu ryżowego
pasta wasabi (tu sprawa jest trudniejsza, bo każdy lubi inny stopień ostrości), mnie zależało na zielonkawym kolorze, więc użyłam takiego wściekle zielonego chrzanu z wasabi, który znajdziecie w dziale z musztardami i chrzanem

Przepis oryginalny zawiera jeszcze pokrojone w paski plastry szynki, ale nigdy nie robiłam wersji szynkowej. Jeśli ktoś spróbuje, niech się podzieli wrażeniami.


Sałatka jak to sałatka. Kroimy, mieszamy, zalewamy, mieszamy, jemy. To w skrócie. Dla lubiących wdawać się w szczegóły mam rozwinięcie.
Ugotowane i wystudzone ziemniaki kroimy na ćwiartki, ogórka na półplasterki a natkę siekamy z grubsza. Składniki sosu mieszmy dokładnie i wylewamy na ziemniaki z ogórkiem. Delikatnie mieszamy, żeby nam się nie zrobił ziemniaczany hummus. Posypujemy resztą natki i podajemy z łososiem w glazurze.



Jeden obiad a ile pisania. Dochodzę do wniosku, że kucharzenie jest łatwiejsze niż pisanie. Jak do tego dodać latanie po piętrach w poszukiwaniu światła do zdjęć, to macie pełny obraz sytuacji.
A potem się dziwię, że moja porcja zdążyła wystygnąć.

Na tym kończę moją obiadową serię japońszczyzny. Obiecuję, że w tym tygodniu nie będzie więcej wasabi, nori, miso i samurajów. Za to będzie sernik. Czyli raczej swojsko.


Pozdrawiam wesołym  Ja mata i życzę smacznego


Wpis bierze udział w akcji Kuchnia japońska

4 komentarze:

  1. a bulion to jaki?
    Domina się pyta :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jaki lubisz? Może być warzywny lub drobiowy. I będzie pycha. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Super zdjęcia, dzięki za udział w akcji :) pozzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była sama przyjemność. Dziękuję i pozdrawiam

      Usuń