sobota, 24 marca 2012
Co lubiły smoki i moja zupa porowa
Moją ulubiona książką w dzieciństwie był Byczek Fernando. Chyba dla niego nauczyłam się czytać. Jeśli pozostawiono mi wybór bajki do przeczytania na dobranoc, zawsze był to Fernando.
Nie byłam troskliwym czytelnikiem. Moja książka miała zagięte rogi i nieodłączne rysunki księżniczek w błękitnych sukienkach. Potem poluzowały się nici trzymające całość. W końcu zaginęła gdzieś środkowa część. Ale nic to. Ja i tak znałam tę książkę na pamięć. Nie tylko każdy wers ale i każdy rysunek. Wiedziałam, która seniorita ma różową sukienkę i po której stronie balkonu siedzi. Policzyłam wszystkie kwiatki na ulubionej łące Byczka.
Ktoś powiedział, że posiadanie dzieci to poniekąd powrót do dzieciństwa. Nie do końca i nie w każdym aspekcie. Ale jeśli chodzi o czytanie, na pewno. Póki miałam wpływ na dobór lektur moich Dzieci, mogłam bezkarnie przenosić się w czasie do mojej dziecięcej biblioteki. Razem śmiałyśmy się z przygód Koziołka Matołka, płakałyśmy nad zabieranym z łąki Fernandem, uczyłyśmy się na pamięć Brzechwy. Ale pojawiły się też lektury nowe, poznawane razem z moimi Córkami. Opowieści o piesku i kotce Josefa Czapka były nienachalnie pouczające. Magdalena Samozwaniec i jej Opowieści dla dzieci straszyły nas i zaganiały pod kołdrę. Najśmieszniejsze jednak były Opowieści o smokach pani Beaty Krupskiej. Ilość łez śmiechu, które wylałyśmy czytając tę książkę, zapełniłaby spore wiadro. Rozdział o lekcji latania do dziś powoduje napady radości.
Niektóre wybory lektur do dziś pozostają dla mnie niewiadomą. Dlaczego akurat tę, a nie inną książkę czytałam dzieciom? Czy Księżniczka Angina Rolanda Topora była na pewno odpowiednią lekturą dla dziesięciolatki?
Najważniejsze, że głód czytania został rozbudzony i miejmy nadzieję, nie zostanie zaspokojony.
Wracając do smoków, przeczytajcie tę książkę nawet jeśli nie jesteście dziećmi. To radość czytania w najczystszej postaci. Jeśli, nie daj Boże, oglądaliście kreskówkę, nakręconą na bazie książki, to szybko o niej zapomnijcie. Film był klęską. Za to książka - miód z benzynką.
A smoki lubiły karmelki, dropsy, muchomory i zupę ogórkową.
Przepis na danie z muchomorów chyba znajdziecie gdzie indziej.
Zupa ogórkowa nie gości na naszym stole, bo najnormalniej w świecie nikt jej u nas nie lubi. Za to inna zupa, podobna w kolorze, cieszy się zasłużoną sympatią. To zupa porowa.
Pory to fantastyczny składnik wielu dań. I na zimno w sałatce z groszkiem (ach ta zieleń!) i na ciepło w paju, nigdy nie rozczarowują. Wiem, że nie wszyscy są do nich przekonani, ale może zupa skłoni kogoś do zmiany zdania.
Jedną z nabardziej eleganckich zup jest vichyssoise. Zmiksowane pory z białym winem i śmietaną są restauracyjną klasyką. Moja propozycja nie jest tak luksusowa, ale zaręczam, że smakuje fantastycznie. I nazywa sie po prostu zupą porową.
Podejrzewam, że smokom też przypadłaby do gustu.
zupa porowa
(cztery talerze)
1,5 litra bulionu warzywnego lub drobiowego
2 pory (tylko części białe i blado zielone)
1 duży ziemniak
1 łyżka masła
1 łyżka mąki pszennej
pół szklanki kwaśnej śmietany
pieprz i sól
szczypiorek
Myjemy i obieramy z wierzchniej warstwy pory. Kroimy je na cieńkie (2mm) półplasterki. Obieramy ziemniaka i kroimy w kostkę. Zagotowujemy bulion i wrzucamy do niego ziemnika. Niech się ugotuje do miękkości.
Na patelni rozpuszczamy masło i lekko dusimy pory. Kiedy nieco omdleją, zwiększamy temperaturę i posypujemy mąką. Smażymy przez chwilę, mieszając. Dolewamy chochlę gotującego się bulionu i znów mieszamy. Łączymy bulion z porami. Do kubeczka ze śmietaną wlewamy kilka łyżek gorącej zupy, żeby śmietanę zahartować (nie bedzie zszokowana i nie zwarzy się, kiedy wlejemy ją do zupy) i wlewamy ją do garnka z zupą. Szybciutko zagotowujemy i zdejmujemy z ognia. Doprawiamy, jeśli trzeba, solą i obowiązkowo używamy pieprzu. Najlepiej białego. Rozlewamy zupę do miseczek i posypujemy pociętym drobno szczypiorkiem.
Jak tu się nie cieszyć taką zielonością na stole? A jeśli chcecie zabłysnąć swoim wielkoświatowym obyciem, zmiksujcie ją i podajcie mówiąc, że to wasza wersja vichyssoise.
Życzę bardzo pogodnej soboty i smacznego
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Znam te opowieści !
OdpowiedzUsuńA pory uwielbiam i ta zupa jak dla mnie :)
Witam w klubie miłośników smoków i zupy porowej! Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńOoo, zupa porowa to jest to. Ja wczoraj robilam makaron z porami w podobnych klimatach!
OdpowiedzUsuńczyli też było zielono. Ukłony
UsuńI rzeczywiscie - smoki mialy zupe ogorkowa w termosach!
OdpowiedzUsuńNo. I lubiły dropsy. I motyle i mimo wszystko żabę. Buźka
Usuń