piątek, 23 września 2011

Łosoś jako lekarstwo na katar


Zaczyna sie jesienne marudzenie. Staram się dzielnie uśmiechać i udawać, że nic się nie zmienia. Ale wszystko mi dziś mówi, że jest 23 września. Czyli stoimy w rozkroku między latem i jesienią. Mogłabym łudzić się nadzieją, że zanim prawdziwa jesień na dobre zagości, to jeszcze wiele prawie letnich dni przede mną. Niestety szarość poranna za  oknem i temperatura nie nastrajają mnie do optymizmu. Jakby tego było mało, zawitał do mnie katar, co jest już niezaprzeczalnym dowodem, na koniec lata. Powoli wchodzę w stan bezsmakowy i bezzapachowy. Życie potrafi sobie z nas zakpić. Koniec tygodnia oznacza dla mnie zintensyfikowane działania kuchenne. Moja Mama obchodzi urodziny i kulinarna cześć imprezy należy do mnie. Jak to, człowieku zrobić, żeby w błyskawicznym czasie odzyskać smak i węch? Czekam na dobre rady.  .

Dzień jest zdecydowanie za krótki. Do teraz jeszcze nie wypełzłam z kuchni. Ale sama tego chciałam.No i sama sobie zgotowałam ten nadmiar kuchennych wrażeń. Wykorzystuję czas, kiedy jeszcze czuję cokolwiek. Katar ma to do siebie, że niezależnie od leczenia i stosowanych restrykcji, trwa minimum tydzień. Czyli jego apogeum, sugerując się częstotliwością psikania, nastąpi jutro badź pojutrze. Żegnajcie kubki smakowe i wyrafinowane zapachy. Robienie tortu będzie przypominało ruletkę. Na szczęście, wiekszość zamówionych przez moja Mamę dań, robię po raz któryś, choć niebezpieczenstwo pomylenia cukru z solą zawsze jest najzupełniej realne. Z drugiej strony w przygotowaniach będzie uczestniczyła Daria, więc ona będzie moim nosem i podniebieniem.

Jak zwykle w przypadkach beznadziejnych, bądź takich, na które nie mam wpływu, robię sobie sesję autorelaksu . Na początek, herbata. Już niejednokrotnie uratowała mi zycie. Psychiczne. Czas poświęcony na jej zrobienie,  a potem spokojne picie na siedząco, przy stole( to bardzo ważne!) pozwala mi na rzeczowe przeanalizowanie sytuacji. I zawsze okazuje się, że z perspektywy herbaty, sprawa jest mniej skomplikowana, niż wydawała się wcześniej.
Ilość zaplanowanych potraw skutecznie mnie zniechęciła do jedzenia . Usprawiedliwiając się pracą no i oczywiście katarem, moim obiadem dziś była tarteletka z serem chrzanowym i łososiem. Wiem, że to zupełnie nie obiadowe jedzenie, ale wierzcie mi, to danie jest i wspomnieniem lata, i radością dla oczu i ładnie pachnie. Co w mojej sytuacji ma znaczenie kluczowe. Nie poddaję sie, więc, katarowi i jesiennemu nastrojowi i cieszę sie herbatą i łososiem.



Tarteletka z twarożkiem chrzanowym i łososiem

Oto cztery elementy wchodzące w jej skład:
-łosoś wędzony
-serek twarogowy z chrzanem (można go zrobić samemu, łącząc zwykły twarożek np Turek z łyżeczką chrzanu)
-tarteletka z kruchego ciasta (możecie ich zrobić więcej, a potem schować do pudełka). Przepis na kruche ciasto mam zawsze ten sam. Znajdziecie go przy okazji tarty śliwkowej (nie zapominajcie, że to jedzenie nie na słodko i cukier w tym wypadku odpada).
-koperek, bo ładnie wygląda

Przygotowanie takiej przekąski przypomina zrobienie kanapki. Zarówno w swojej prostocie, jak i czasie poświęconym na przygotowanie.
Potrzebny jest talerzyk, na niego kładziemy tarteletkę, smarujemy ją serkiem. Nie żałujemy łososia , a potem dekorujemy go koperkiem. I tyle.


Proste a wyrafinowane. Zawsze możemy zamknąć oczy i jedząc, przenieść się gdzieś na wybrzeże Kornwalii.



Smacznego

2 komentarze:

  1. Mniam, mniam. Az zglodnialam miedzy pudlami do pakowania swojego zycia. Tarteletki brzmia smakowicie. Kornwalia za to byla troszke wietrzna - tarteletki lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie ufam farmaceutykom :/ wolę naturalne suplementy, np tu http://www.naturala.pl/tag/125/lekarstwo_na_katar mają dobre

    OdpowiedzUsuń