niedziela, 18 września 2011

Ciastka z cukierni!



Od przybytku głowa nie boli. Tak mówi przysłowie. Nie jestem przekonana, że jest wiarygodne. Właśnie nadmiar przybytku okazał się problemem. Na pewno spotkaliście się nie raz z problemem prezentu. Nie mam tu na myśli historii z urodzinami, czy imieninami w tle. Wtedy jest prościej. Kupujesz książkę, jakąś roślinność (jeśli wybierasz się do kobiety), lub flaszkę (idąc do 99% facetów). Inaczej jest, gdy jesteście zaproszeni do kogoś po raz pierwszy. OK. Flaszka jest dobra zawsze. Szczególnie, jeśli wiesz, że gospodarze lubią degustować. Ale jeśli jesteście nieco bardziej ambitni, to zabieranie tylko prezentu w płynie może nie zaspokoić waszych wygórowanych wymagań. Przecież stać was na więcej. Otóż to.
Właściwie każdy z nas ma jakieś talenty. Chociażby takie, jak umiejętność otwarcia każdego, nawet przedwojennego słoika. Ta zaleta nijak się, co prawda, ma do pójścia z wizytą, ale już na miejscu...Kto wie, jakie problemy mogą mieć gospodarze?
Wracając do nurtu głównego, owocem naszych talentów może być nietuzinkowy prezent. Skupię sie na rzemiośle kuchennym, bo to jest naszym wyznaczonym celem . Nie umniejszam roli poduszek na igły (już widzę zachwyt Pana Domu), czy własnoręcznie wykonanej lampy z butelek po coli  (Pani Domu oszaleje z radości).
Mówiąc o rękodziele, mam na myśli coś co pachnie, dobrze wygląda i na dodatek można to zjeść.

W ten nieco pokrętny sposób doszłam do sedna czyli ciastek jak ze sklepu.
Biorąc pod uwagę nieskomplikowanie tego przepisu, każdy sobie z nim poradzi. Podchodząc do pracy matematycznie , wkład pracy w stosunku do efektu wynosi 2:10. Jedno zastrzeżenie jestem wam winna. Będziecie usmarowani czekoladą. Jeśli w okolicy plączą się jakieś dzieci, koniecznie poproście je do pomocy. Czekolada to ich żywioł. A kto wie, może i waszemu mężczyźnie coś przyjdzie do głowy.

Baza ciastkowa:

1 szklanka maślanki
pół szklanki oleju
1,5 szklanki przesianej mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 jajka
1,5 łyzki kakao
2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka esencji wanilowej

jako polewa:

pół słoika dżemu morelowego
200 g ciemnej czekolady
pół kostki masła
2 łyżki śmietany kremówki

ozdobniki:

rodzynki w czekoladzie, roztopiona biała czekolada, cukrowe posypki, drażetki, kandyzowane owoce


Rozgrzewamy piekarnik do 170 stopni.

Całą wyliczankę bazy ciastkowej ładujemy do sporej miski i mieszamy. Kolejność nie ma żadnego znaczenia, ciasto i tak się uda.
Wykładamy płaską blaszkę papierem do pieczenia. Nie smarujcie blaszki masłem i nie posypujcie jej tartą bułką. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem takiej ohydy. Wlewamy ciasto do formy, Powinno go być na wysokośc 4-5 centymetrów, bo przecież urośnie.
Pieczemy ciasto ok.45 minut. Upieczonemu pozwalamy ostygnąć na kratce.

W tym czasie podgrzewamy w rondelku dżem morelowy, żeby zrobił się nam płynny.

Wystudzone ciasto wyjmujemy na blat, odginamy boki papieru i sprawdzamy jak wyglądają krawędzie naszego wypieku. Jeśli nie mamy zastrzeżeń, możemy pobawić się foremkami. Wystaczą nam takie,jak do wykrawania pierników. Kształt zależy od waszej pomysłowości. Moja rada: im prościej, tym efektowniej.
Wykrojone ciasteczka smarujemy ciepłym dżemem i pozwalamy im okrzepnąć.
Teraz mamy chwilę, by przygotować czekoladową polewę. Czyli garnek z odrobiną wody na ogień, na garnek miska, a do miski czekolada w kawałkach, masło i śmietana. Gdy woda w garnku się zagotuje, zdejmujemy go z pieca i pozwalamy stopić i połączyć się składnikom. Otrzymujemy piękną, aksamitną płynną czekoladę.

W tym momencie zaczyna się etap pracy, wymagający poświęceń, bo czysty tu nie zostanie nikt. Na zastygłym dżemie kładziemy np rodzynki i polewamy całość czekoladą. Musimy sobie pomóc szpatułką lub pędzelkiem, bo same dobre chęci nie wystarczą.
Po jakiejś półgodzinie ciasteczka są pomalowane, a uczestnicy tej słodkiej batalii czekoladę mają nawet za uszami.
Jeśli dotarliście do tego momentu, to pozostaje już tylko dać upust swoim wizjom artystycznych czyli "I ty możesz zostać Picassem". Cukrowe posypki, drażetki, owoce i biała czekolada posłużą wam za malarską paletę. Czekoladowe ciasteczka to wasze płótno. Odwagi!



A potem... Znajdujemy pudełko (to może się okazać trudniejsze niż myślicie), wykładamy je papierem i mościmy w nim nasze cuda. Związujemy kokardą i niesiemy w gości.
No i oczekujemy zasłużonych wyrazów zachwytu.

Tytuł tego wpisu wziął się z okrzyku, jaki moja młodsza Córka wydała po otwarciu pudełka. Odebrałam to jako komplement.


  

Ten wpis dedykuję dziś mojej zakatarzonej Córce młodszej i zbolałej Córce starszej. Czekolada jest dobra na wszystko.

2 komentarze:

  1. Jadłam i nawet katar wydawał się na moment wycofać po poczuciu tak niebiańskiego smaku. Och pychota i dziękuję pięknie raz jeszcze :)
    Buziam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekolada jest zdecydowanie dobra na wszystko. Ja w imie tej zasady wytworzylam czekoladowe ciastka (ale takie cookies zwykle) wczoraj. I tez byly mniam.

    OdpowiedzUsuń