Ciepło, zimno. Mokro, sucho. Biało, czarno. Wesoło, smutno.
Najlepiej, gdyby było 25 stopni i świeciło słońce, a gość
byłby pojedynczy i zapowiedziany.
Ale w życiu rzadko bywa tak, jak byśmy sobie życzyli.
Najpierw pięć dni lało i było zimno a z odwiedzających
doliczyłam się tylko dwóch saren, jednego zająca i jakąś cholerę zjadającą moje
papryki. Niezbyt imponująca kolekcja.
Tylko ilość wody dopisała.
Dziś jest upalnie a nasz taras przypomina konfesjonał przed
Wielkanocą. Ciągnie się do niego kolejka odwiedzających. Żegnajcie plany
skoszenia trawy. Żegnajcie plany zrobienia konfitury truskawkowej. Co tam
konfitura, skoro miska z wypranym o poranku praniem ciągle czeka na
rozwieszenie. A słońce świeci.
Jest prawie osiemnasta. Jeśli wziąć pod uwagę, że ciągle trwają mistrzostwa, to perspektywa
upieczenia ciasta oddaliła się trzaskając drzwiami. Nie dziwię się, też bym
straciła cierpliwość.
Dzień powoli mija, a końca korowodu gości nie widać. Może
sportowe pasje zagonią ich do domu?
Kocham gości. Nie myślcie, że całkiem zdziczałam, lecz moje
plany na dziś nie uwzględniały parzenia 16 kawy i ekspresowego wyrobu
ciasteczek.
A ranek był taką piękną obietnicą spokojnego dnia. Tak, ostatnim spokojnym momentem było
śniadanie.
Całe szczęście, że wczoraj upiekłam kruchy spód do tarty,
aby go dziś w spokoju dopieścić. Kiedy już cała kawa została wypita, schowałam
się w kuchni, żeby zrobić krem i ukryć ciasto głęboko w lodówce. Żeby komuś nie
przyszło do głowy zażyczyć sobie deseru na zakończenie dnia. Nie, nie. Czy to
się komuś podoba czy nie, dziś muszą wystarczyć ciasteczka.
Oto moja uratowana przed inwazją tarta truskawkowa.
Składa się z trzech części: spodu, kremu i truskawkowej
góry:
część I - krem waniliowy
1 budyń waniliowy
szklanka mleka
pół kostki miękkiego masła
kilka kropel esencji waniliowej
Ćwierć szklanki mleka odlewamy. Resztę zagotowujemy. Budyń
wsypujemy do zimnego mleka, mieszamy i wsypujemy do zagotowanej części.
Mieszamy energiczne, żeby uniknąć powstania grudek. Po zagotowaniu zdejmujemy budyń
z ognia i przykrywamy jego powierzchnię folią spożywczą. Nie zrobi nam się
kożuch. Kiedy budyń wystygnie i będzie miał taką samą temperaturę jak masło
możemy zrobić krem. Miksujemy masło i po łyżce dodajemy do niego budyń i
esencję waniliową. Gotowe.
część II - truskawkowa
góra:
kilogram umytych i osuszonych truskawek
pół szklanki cukru żelującego
Duże truskawki kroimy i zasypujemy cukrem. Mieszamy, żeby
puściły sok. Dodajemy wszystkie mniejsze i niekrojone owoce. Stawiamy garnek z
truskawkami na ogniu. Zagotowujemy i pozwalamy im się gotować minutkę.
Odstawiamy, żeby truskawki przestygły.
Użycie cukru żelującego to świetny sposób na ciasto z
owocami. Galaretka jest za twarda a w tej wersji owoce są idealne. Już nie
surowe, ale jeszcze jędrne. I całość ma piękny połysk. Każdy owoc można w ten
sposób przysposobić do ciasta.
część III - kruche
ciasto do tarty:
pół kostki zimnego masła
2 łyżki cukru
1 szklanka mąki
szczypta soli
1 żółtko
1 łyżka kwaśnej śmietany
Wszystko razem zgniatamy szybciutko, żeby się nie ogrzało.
Mikser bardzo dobrze sobie radzi z takim zadaniem. Formujemy kulę,
rozpłaszczamy i w woreczku kładziemy do lodówki. Po godzinie wałkujemy ciasto na płasko i takim plackiem
wykładamy formę do tarty. Znów wstawiamy na pół godziny do lodówki.
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni, wyjmujemy ciasto z
lodówki w pieczemy 30 minut. Kiedy się upiecze i wystygnie, wykładamy na nie
cały krem a potem truskawki. Odkładamy do lodówki i po godzinie możemy z
czystym sumieniem poddać tartę ocenie.
Stawiam wszystkie truskawki z mojego
ogródka, że zachwyci każdego.
Spokojnej reszty soboty, całej niedzieli i dużo ciast z
owocami.
Smacznego
Tarta prezentuje sie pysznie i slonecznie. W sam raz na teraz (i na inwazje!)
OdpowiedzUsuń