wtorek, 10 stycznia 2012

Wakacyjne wspomnienie czyli pate z wątróbki


Jak to się dzieje,że nie lubiąc jakiegoś produktu, przepadamy za jego przetworzoną formą. Banany. Mogłabym żyć bez bananów. Ale już bez chlebka bananowego absolutnie nie. Najbardziej drastycznym przykładem sprzeczności jest Daria. Na dźwięk słowa wątróbka ucieka gdzie pieprz rośnie. I żadne pokusy czy to z bekonem, czy z jabłkiem nie wchodzą w grę. Wątróbka jest "be" i tyle. Podobno trauma z przedszkola wypaliła w jej guście kulinarnym piętno i nic na to nie poradzisz. Jest jednakże jedno malutkie "ale". To "ale" składa się w 90 procentach z owej nieszczęsnej wątróbki, chociaż nią nie jest. Crostini Toscana. Niektórzy wiedzą o czym jest mowa. Tym, którzy są nieświadomi wyjaśniam. W Toscanii malutkie kanapeczki na przystawkę podaje się z pomidorem , mozarellą lub z pastą mięsną. A ona to właśnie prawie stuprocentowa wątróbka. Dziecko moje odkryło swój uzależniacz w postaci tej pasty. Każde wakacyjne śniadanie musiało obowiązkowo składać się z crostini z pate. Z początku traktowalismy to danie jako miejscową i czasową atrakcję, związaną tylko z letnimi miesiącami. Ale kiedy dziecko któryś raz z westchnieniem wyraziło chęć zjedzenia kanapki z pastą, postanowiłam się sprężyć i zrobić pate domestico czyli pastę po domowemu. Krótka analiza smaku, burzliwa narada rodzinna, kto co pamięta i po zrobieniu zakupów, w dziesięć minut spełniłam dziecięce marzenie.
Żeby to zawsze było takie proste.
Pasta na stałe zagościła w naszym menu i nawet teraz, kiedy Córka opanowała sztukę kulinarną, prosi o jej zrobienie. Powiedziałam, że w momencie kiedy napiszę o niej na blogu, poczuję się zwolniona z robienia pasty na wynos.
Daria, teraz nie masz wymówki.



Oto przepis na pastę z wątróbki a la Toscana:

30 dkg wątróbki drobiowej
1/3 kostki masła
2 małe szalotki lub mała cebulka
2 ząbki czosnku
1 łyżka kaparów
2 łyżki posiekanej pietruszki
2 łyżki oliwy do usmażenia wątróbki
1 łyżka oliwy truflowej, dla smaku
chlust brandy
sól, pieprz, liść laurowy

Topimy na małym ogniu masło. Zdejmujemy z niego piankę, żeby było klarowne. Odstawiamy na bok.
Wątróbkę musimy umyć i dobrze osączyć, żeby nam nie pryskała na patelni. Cebulki i czosnek kroimy drobno (ale bez przesady, bo i tak wszystko wyląduje w blenderze). Rozgrzewamy oliwę na patelni i smażymy krótko cebulę i czosnek. Dodajemy na patelnię wątróbkę i mieszając smażymy. Po około 5-7 minutach wątróbka powinna być upieczona ale soczysta w środku. Ostatnią czynnością jest podlanie wątróbki brandy i podpalenie jej. Wszystko buchnie gwałtownym ogniem ale tylko na chwilkę. Nie bójcie się. Straż pożarna nie będzie potrzebna, a wątróbka nabierze głębokiego smaku. Zdejmujemy patelnię z ognia i solimy jej zawartość. Musimy odczekać chwilę, żeby nieco ostygła. Wkładamy zawartość patelni do blendera i dodajemy kapary, pietruszkę, połowę masła i połowę oliwy truflowej. Miksujemy króciutko, żeby pasta nie była zbyt zmielona. Jeśli będą wyczuwalne kawałki kaparów lub cebulki tym lepiej. Jeżeli uważacie, że pasta jest za gęsta, możecie dodać do niej kilka łyżek gorącej wody lub bulionu.
Dosmakujcie jeszcze solą i pieprzem i wyłóżcie do przygotowanego pojemnika czy miseczki. Wierzch pasty wyrównajcie, połóżcie na wierzchu liść laurowy i zalejcie resztą stopionego masła i oliwy truflowej. Poczekajcie aż wystygnie i włóżcie na noc do lodówki. Kolejnego dnia pyszny dodatek do kromki chleba jest na wyciągniecie ręki. Połóżcie na niej kawałek ogórka lub pomidor i pomyślcie, że w Toscanii  wiedzą jak uszczęśliwić człowieka.



Smacznego

2 komentarze:

  1. Teraz to ja będę tą pastę robić na TONY, skoro znam tajemną recepturę.
    Hua hua hua! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, wakacyjne wspomnienia! Och, slonko! Och, jak fajnie!

    OdpowiedzUsuń