Nie ma miejsca równie niebezpiecznego
jak własny dom. Ilość ran, które stały się moim udziałem w
miejscu najbardziej bezpiecznym jest niepoliczalna. Od obciętych
palców począwszy na podbitym oku skończywszy.
Jednak najnowszy uszczerbek na zdrowiu
jest najlepszy. Złamany palec u stopy. Tak, tak, nie żartuję.
I nie dość, że złamałam go sobie
sama, to na dodatek stało się to w nocy. O żadnej przemocy nie
mogło być mowy, bo nikogo oprócz mnie w domu nie było. Tylko ja,
ciemność, droga do łóżka i łóżko. A między drogą a łóżkiem
moja stopa. Szła sobie nieuzbrojona i ufna. Teren przecież był
znany na pamięć. Żadnych niespodzianek czy nagle pojawiających
się przedmiotów. Nawet koty wyjątkowo nie plątały się między
nogami.
Jednak jeżeli ktoś jest zdolny podbić
sobie oko ścianą, nigdy nie powinien tracić czujności.
A nuż okaże się, że nożyczki
czyhają za krawędzią szuflady i są gotowe wyrwać ci serce?
Albo takie łóżko. Ile czasu musiało
obmyślać plan zaatakowania mojej prawej stopy.
Stopa bez kapcia to proszenie się o
kłopoty. Jakiś udział w tej zasadzce miała moja średnio obudzona
świadomość. Wiadomo. Śpisz,
wstajesz, idziesz do łazienki, wracasz. Do tego nie jest potrzebny
certyfikat Mensy.
Jak się okazuje,
czujność trzeba zachować zawsze. Nawet w czasie półsnu.
Zderzenie stopy z
krawędzią łóżka było jak wybuch supernowej: oślepiające! Coś
chrupnęło, świat rozbłysł jak choinka przed Rockefeller Center a
potem całe moje „ja” skupiło się w jednym prawej stopy. Ale
zabolało! Zapalenie światła pokazało, że nic mi nie odpadło i
ciągle mam pięć palców.
Jako, że kontuzje
zdarzają mi się częściej niż by wskazywały statystyki,
postanowiłam fakt prawie urwanego palca zignorować. W końcu
„prawie” robi wielką różnicę.
Podskoczyłam na
jednej nodze po nurofen, potem pokicałam do łóżka i czekałam na
rozwój wypadków. Nawet udało mi się zasnąć.
Rano światło
dzienne pokazało, że: po pierwsze palec jest siny, po drugie
wygląda jakby inaczej.
Wiem, że palec u
stopy to nie głowa, ale ja lubię swoje stopy.
Trzecie, najgorsze
było to, kiedy okazało się,że nawet taki mały palec jest
potrzebny do chodzenia.
Jest zima. Sandały
odpadają.
Palec jest
unieruchomiony i zajmuje zdecydowanie więcej miejsca niż oferują
jakiekolwiek moje buty. Dziś i jutro mogę siedzieć w domu. A
potem?
Jak myślicie, czy
do poniedziałku jest szansa na nowy lepszy palec?
Jedyną korzyścią
z sytuacji są żeberka. Wszystko da się zrobić bez użycia nóg.
Potrzebne są tylko ręce...i ktoś kto będzie wam podawał
narzędzia kuchenne i składniki.
Zachowując
szczególną czujność ( w końcu nie chciałabym stracić palca u
ręki) zrobiłam genialne klejące żeberka.
Nie wiem czy
lubicie grzańca. W jakiś niewyjaśniony sposób te żeberka kojarzą
mi się z grzańcem. Są słodkie, aromatyczne, rozgrzewające i
zawsze ma się ochotę na kolejną porcję.
Klejące żeberka
na słodko
około
30 cm kawałek żeberek (tylko z kością)
marynata:
5 łyżek jasnego sosu sojowego
3 łyżki octu ryżowego
3 łyżki soku pomarańczowego
4 łyżki sosu hoisin
3 ząbki czosnku, zmiażdżone
2 łyżki startego imbiru
5 łyżek płynnego miodu
1 łyżeczka cynamonu
ziarenka z jednej anyżowej gwiazdki
1 łyżka oleju sezamowego
1 czerwone chilli (drobno pokrojone)
3 łyżeczki przyprawy 5 smaków
Mieszamy składniki marynaty ze sobą.
Żeberka myjemy, osuszamy i kroimy na paski. Każdy pasek to jedna
kostka.
Wkładamy żeberka do miski z marynatą
i dobrze je obtaczamy. Przykrywamy miskę szczelnie i stawiamy do
lodówki na 24 godziny.
Następnego dnia wyjmujemy miskę z
mięsem z lodówki i rozgrzewamy piekarnik do 170 stopni.
Kiedy żeberka będą miały
temperaturę pokojową, przykrywamy je folią i wkładamy do
piekarnika na godzinę.
Po godzinie zdejmujemy folię i
pieczemy żeberka jeszcze pół godziny, starając się co jakiś
czas obracać je tak, by z każdej strony były pokryte sosem.
Upieczone żeberka można po lekkim
wystudzeniu obrać z kości. Nie czekajcie z tym do całkowitego
wystudzenia, bo z doświadczenia wiem, że łatwiej oddzielić mięso
od kości gdy całość jest jeszcze ciepła.
A najlepiej nie obierać ich wcale. Nie
ma nic lepszego jak wzięcie lepkich kawałków do ręki a potem
oblizywanie palców. Oczywiście nie polecam tej metody, gdy
podejmujecie kolacją szefa czy premiera. Ale w domowych warunkach
oblizywanie palców jest nawet wskazane.
Polecam.
I znów wróciłam do palców:)
Smacznego i bądźcie czujni.
Ale pysznie wyglądają, mniam :-) do schrupania :-) bidny ten Twój palec, szbko niech się goi :-) pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie i skorzystam z zaproszenia z radością:))
OdpowiedzUsuńKiedys byla taka reklama ze najniebezpieczniej jest w domu. Cos w tym chyba jest, jak przypadek palca pokazuje. Dobrze, ze na pocieszenie byly przynajmniej zeberka... :)
OdpowiedzUsuń