Coś mi ostatnio dni uciekają. Piszę
mało, gotuję średnio ale za to zagadnienia gramatyczne wszelakiej
maści zajmują moje myśli. Rozpatrywanie niezliczonej ilości
możliwości zrobienia błędu przy budowaniu zdań mnie pochłania.
Nic się nie martwcie. To nie profesor
Miodek ukrył się pod nazwą Limonka. Do profesora jest mi równie
daleko jak na Madagaskar. Moje problemy są przyziemne i wynikają z
zaniedbań młodości.
Skupienie się na jednej rzeczy zawsze
odbywa się ze stratą dla innych.
Jak widać na przestrzeni ostatnich
tygodni nawet ciasta robię na skróty. Byle szybciej i mniej
kłopotliwie.
A przed nami....wszyscy wiemy co przed
nami. Już dziś markety katują nas „Last Christmas”. MMŻ w
zeszłym roku stwierdził, że to jest pierwszy powód, dla którego
byłby w stanie uciec od świąt gdzie pieprz rośnie. Ta piosenka
jest jak zagłaskanie kotka na śmierć. Stach pomyśleć, że przed
nami jeszcze cztery tygodnie tych samych zestawów muzycznych. Aż
ciarki przechodzą.
Wracając do moich językowych
problemów muszę przyznać, że człowiek w życiu popełnia całą
masę głupstw. Szkoda, że dobrych rad nie brałam na poważnie.
Gdybym była kiedyś bardziej rozważna niż romantyczna, dziś nie
tylko wiedziałabym czemu woda w oceanie jest słona ale znałabym
definicję słowa „ kwark” (nie ma nic wspólnego z wytapianiem
słoniny) i bez problemów uprawiałbym konwersację z Juanem na
zmianę z Johnem.
Niestety, „mądr Polak po
szkodzie”. Teraz staram się nadrobić błędy młodości ale
możliwości nie zawsze nadążają za chęciami.
Jadę samochodem i powtarzam lekcje.
Budzę się i układam w myślach pytania. Wyciągam mleko z lodówki
i odpowiadam sobie na pytania.
Dziś bliska byłam pójścia na
wagary. Nic z tego nie wyszło bo okazało się, że z latami
umocniło się i okrzepło moje poczucie obowiązku. Powlokłam swoje
szare (a właściwie zzieleniałe) komórki na rzeź wbrew zdrowemu
rozsądkowi.
Niby nie było źle, ale najtrudniej
jest zadowolić samego siebie. A do tego jeszcze daleka droga.
Na pokrzepienie serc, ponurą aurę i
upiorne świąteczne piosenki trzeba znaleźć antidotum. Co powiecie
na wino grzane z laską cynamonu, miodem i goździkami? Albo gorącą
czekoladę z anyżem i dużą kroplą rumu?
Nic z tego. Żadnych używek. Umysł ma
być świeży jak stokrotka o świcie.
Nie mam nic przeciwko temu, ale nie
dziś.
Dziś jeszcze mam co nieco do
przejrzenia. Curry musi wystarczyć.
wegetariańskie makhanawala
wg Rick Stein's" India"
Pyszne kremowe curry, które ma swój
rodowód na Goa. Rodzaj użytych warzyw nie ma znaczenia. Bakłażan,
kalafior, ziemniaki, bataty, marchewka, fasolka, cukinia - każde
będzie odpowiednie.
Rick Stein zastanawiał się co znaczy
„makhanawala” i doszedł do wniosku, że to znaczy „z dużą
ilością masła i śmietany”. Czy to
nie brzmi jak plaster na deszczowe dni?
Potrzebujemy na 4 porcje:
800 g różnych warzyw (marchewki,
brokuła, kalafiora, fasolki, ziemniaków, batatów, dyni – wybór
należy do was), pokrojonych na kawałki wielkości kęsa
sos:
50 g ghee*
1 cebula, pokrojona w piórka
5 ząbków czosnku, drobno roztartych
5 cm imbiru, drobno pokrojonego
400 g pomidorów z puszki
1 łyżeczkę chilli
pół łyżeczki mielonej kolendry
pół łyżeczki mielonego kuminu
pół łyżeczki mielonego cynamonu
ćwierć łyżeczki kurkumy
pół łyżeczki przyprawy garam
masala**
1 łyżeczka wiórków kokosowych
1 łyżeczka soli
pół łyżeczki brązowego cukru
75 ml gęstego naturalnego jogurtu
4 łyżki kremówki
25 g orzechów nerkowca
zielona kolendra do posypania
Zaczynamy od ugotowania osobno
ziemniaków i marchewki. Kiedy są miękkie ale jędrne, zdejmujemy z
ognia i wylewamy wodę.
Aby zrobić sos rozgrzewamy ghee na
patelni i wrzucamy cebulę. Smażymy aż będzie miękka i złota.
Następnie dodajemy czosnek i imbir, i smażymy minutę. Wlewamy
pomidory i gotujemy 5 minut. Czas na dodanie przypraw, soli i wiórków
kokosowych. Dolewamy jeszcze pół szklanki wody i gotujemy wszystko
na niedużym ogniu 10 minut.
W tym czasie w blenderze mielimy na
pastę orzechy z 2 łyżkami wody. Dodajemy ją (pastę) do sosu i
dolewamy jeszcze pół szklanki wody. Wrzucamy do sosu również
warzywa, oprócz ziemniaków i marchewki i gotujemy wszystko 10 minut
lub do momentu aż warzywa będą miękkie.
Na koniec do sosu dokładamy ziemniaki
i marchewkę oraz jogurt i śmietanę. Zagotowujemy wszystko i
zdejmujemy z ognia.
Posypujemy świeżą kolendrą.
*Jak zrobić masło ghee? Żadna to
filozofia. To po prostu sklarowane na małym ogniu masło.
Bierzemy kostkę masła i wkładamy do
rondelka. Podgrzewamy na malutkim ogniu aż się rozpuści. Zbieramy
pianę z powierzchni masła. Gotujemy masło pół godziny aż będzie
złoto karmelowe. Miejcie je na oku, żeby się nie spaliło.
Zresztą, poczujecie, kiedy coś pójdzie nie tak.
Sklarowane masło przelewamy do
słoiczka tak, by cała niepotrzebna reszta została na dnie rondla.
Gotowe ghee ma lekko orzechowy aromat i
można je przechowywać dłużej niż masło.
**Jak zrobić garam masala (przepis
Ricka Steina)
1 łyżka ziaren czarnego pieprzu
2 łyżki ziaren kuminu
2 łyżki ziaren kolendry
2 łyżeczki nasion kardamonu (około
30 strączków)
4 łyżeczki całych goździków
7 cm laski cynamonu
1 cały owoc gałki muszkatołowej
Wszystkie przyprawy (cynamon łamiemy
na kawałki), oprócz gałki muszkatołowe wkładamy na suchą
patelnię i podgrzewamy aż zaczną wydzielać zapach. Gałkę
ścieramy na tarce i dodajemy do reszty przypraw. Mielimy przyprawy w
blenderze na mączkę i przesypujemy do słoika. Szczelnie zakręcamy
i mamy zapas na najbliższe dni. Co najmniej przez miesiąc przyprawa
nie straci nic ze swego aromatu.
Smacznego
Limonko moja droga...Last Christmas...dla mnie też jest piosenką która....nie będę kończyć...A święta... to wszystko zależny czy ktoś je lubi czy nie.Ja niestety nie..z różnych przyczyn..Ale nie mniej jednak..życzę Ci słońca i radości i pięknych chwil na nadchodzące dni..Troszkę dzisiaj nie na temat...ale..ale... tak po prostu chciałam to napisać.ŚCISKAM SERDECZNIE:)
OdpowiedzUsuńTobie też Kochana dużo słońca i powodów do uśmiechu życzę. I może jeszcze jak najmniej wspomnianej piosenki:)) Uściski dla was ogromne
UsuńLast Christmas nas juz drecza odkad Halloween sie skonczyl. Mikolaje i inne reniferki powyskakiwaly z kazdej dziury nagle...
OdpowiedzUsuńCurry super. Rick Stein super. Bledy mlodosci wlasciwie tez sa super - najwazniejsze to zdac sobie z nich sprawe.
Święta prawda:))
UsuńA ja jeszcze w tym roku "Last Christmas" nie słyszałam. Ani reklamy coca-coli! Chyba muszę zacząć robić więcej zakupów i częściej telewizję oglądać...
OdpowiedzUsuńNauka nowego języka jest trudna. Wiem, co mówię, bo też się uczę, w dodatku niezłego łamacza języka. Ale satysfakcja, gdy nawet pani w banku powiedziała, że widzi wyraźne postępy i mnie rozumie, ogromna :) Czego i Tobie życzę :)
:) Dziękuję ci bardzo i też życzę wytrwałości. Jak to się mówi "lepiej późno niż nigdy:))
UsuńMi do wieku średniego jeszcze chyba troszkę zostało... tak mi się wydaje... a już odczuwam błędy młodości, która jeszcze nadal trwa... chyba... Ale gratulacje za samozaparcie! Z tego co wnioskuję to uczysz się języka, angielskiego? A curry wygląda pysznie! Wypróbuję!
OdpowiedzUsuńOj uczę się, uczę:)) I końca nie widać. Ale trwam dzielnie w postanowieniu i się nie poddam:))
Usuń