Długie przerwy sprzyjają lenistwu. Dwa tygodnia byłam
odcięta od codziennej rutyny i powrót nie jest łatwy. Co prawda jestem wyznawcą
tezy, że po to się wyjeżdża, żeby wracać, ale niekoniecznie do obowiązków.
Pogoda na zewnątrz angielska. Trawa rośnie jak oszalała,
pomidory za mną nie tęskniły a ledwo co zieleniący się groszek jak zwykle coś
tajemniczego pożarło. Polazłam do sadu sprawdzić śliwki i brzoskwinie. Coś tam
na gałęziach się zawiązało. Jest nadzieja, że może w tym roku czekają nas
owocowe zbiory.
Do roboty się trzeba wziąć, a nie smętnie błąkać pod
lasem. Uporządkować przepisy, przejrzeć
zdjęcia, spełnić dane dawno temu obietnice. Może jakieś zadanie zrobić? Bo
chyba obcojęzyczne okoliczności są marnym usprawiedliwieniem. Mój nauczyciel
angielskiego nie zna litości.
A na razie siedzę przy piecu, słucham Oldfielda a przede
mną jak wyrzut sumienia leży ryba.
Czeka aż jaśnie pani (czyli ja) podejmie decyzję co dalej.
Ryba jest, koper włoski jest. Tylko chęci nie ma. Ciałem wróciłam do domu, a
duch krąży gdzieś miedzy Etną a Borough Market w Londynie.
Ugotowałam już ziemniaki i zrobiłam caponatę**….Mało?
Wiem, że mogę sobie tak siedzieć w nieskończoność. Mogę
udawać, że jej nie widzę. Mogę znaleźć co najmniej trzy wiarygodne powody
swojego siedzenia. Ale to nie zmieni faktu, że w końcu i tak ryba zwycięży.
Wyciągnie mnie zza stołu i zmusi do pracy.
Zanim to nastąpi (a zapewniam was, że wkrótce) podzielę się
z wami moim dzisiejszym sukcesem.
Nie spodziewajcie się fajerwerków. Już na wstępie
zaznaczyłam, że lenistwo to dziś moje drugie imię.
Sukcesem są ziemniaki. Nie wymyśliłam ich sama. Przywiozłam
przepis z Sycylii. ‘
Są absolutnie proste w przyrządzaniu, nieco tajemnicze w
smaku i idealnie zaspokajają potrzebę błyśnięcia bez wykonania ciężkiej pracy.
Powiem szczerze, że nie zasłużyłam dziś na taki sukces. Cóż, kiedy te ziemniaki same w sobie są sukcesem. Ja się tylko grzeję w ich blasku.
Powiem szczerze, że nie zasłużyłam dziś na taki sukces. Cóż, kiedy te ziemniaki same w sobie są sukcesem. Ja się tylko grzeję w ich blasku.
Oto one:
Ziemniaki po sycylijsku (przepis Alessandro)*
5 obranych ziemniaków, pokrojonych w kostkę (jaką lubicie)
1 por (tylko biała część, drobno pokrojona)
pół szklanki startego parmezanu
1 szklanka kremówki
sól
pieprz
Gotujemy wszystko razem do momentu aż ziemniaki będą miękkie
a śmietana odparowana.
Posypujemy świeżo zmielonym pieprzem i dosmakowujemy solą.
Wierzcie mi, że ziemniaki w takim wydaniu smakują
nieziemsko. Czy to dodatek pora? Być może.
Dodatek do dania głównego już mam. Zerkam zza ekranu na
rybę. Jest. Nic się nie zmieniło.
Będę musiała znaleźć w sobie entuzjazm i nawiązać stołowe
stosunki z nią i koprem włoskim.
Chyba, że na dzisiejszy obiad będą ziemniaki z caponatą**.
Życzę wam smacznego i większego zaangażowania w sprawach
kulinarnych.
A ja wracam do ryby.
· *Daria, te ziemniaki są specjalnie dla ciebie.
Lepiej późno niż wcale.
· **Caponata, która się przyplątała na zdjęciach, będzie
wkrótce.
*
Aha, do zdjęcia owinęłam ziemniaki grillowanym plastrem bakłażana.
Jutro robię!
OdpowiedzUsuńWygladaja pycha! I wydaja sie az za proste!
OdpowiedzUsuń