Moje wakacje zaczynają się w maju. MMŻ wysyła mnie na kurs
kulinarny a siebie obsadził w trudnej roli konsumenta i recenzenta. Biedny. Ile
się będzie musiał napróbować, nawąchać, naoceniać. I to w takich nieludzkich
okolicznościach, na obczyźnie.
Sycylia to miejsce mi nie znane. Nie byłam, choć Włochy
kocham miłością niezmienną. Rok, w którym nie odwiedziłam ich choć na chwilkę,
jest rokiem niepełnym.
Sycylia nigdy nie znajdowała się na mojej trasie podróży. Z
tym większą ciekawością odwiedzę ją w maju. Podobno kwitnie i jest totalnie
zielona. Poranki spędzę na poznawaniu kuchni sycylijskiej a popołudnia na zwiedzaniu. W międzyczasie
MMŻ wykona swoją pracę, tzn. zje, to co ja ugotowałam. Nasza grupa liczy 10 osób i znając część z nich, jestem pewna, że grupa
gotujących i grupa konsumujących będzie się dobrze bawić.
Póki co piekę chleby dla mojej Mamy. Zostaje pod lasem a do
piekarni daleko. Piekę ciasto, bo a nuż goście się trafią z ochotą na coś
słodkiego. Wszelkie keksy i babki są mile widziane.
Dzisiejsze ciasto jest uniwersalne, bo czekoladowe dzielnie nabiera
mocy z każdym dniem. Może być zjedzone natychmiast a może postać kilka dni. To z wiśniami to jedno z moich ulubionych.
Keks wiśniowy
1 szklanka mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
100 g masła
100 g gorzkiej czekolady
2 jajka
szklanka konfitury wiśniowej
pół szklanki cukru
dodatkowo ale
niekoniecznie pół szklanki wiśni z
likieru
polewa:
pół tabliczki czekolady (jaką kto lubi)
2 łyżki masła
1 łyżka likieru wiśniowego
Ciasto należy do grupy ciast błyskawicznych. Można je upiec
gotując obiad i na podwieczorek będzie gotowe.
Topimy masło i dodajemy do niego połamaną czekoladę. Kiedy
czekolada się rozpuści, dodajemy cukier i konfiturę wiśniową. Mieszamy i
studzimy.
Rozgrzewamy piec do 180 stopni. Wykładamy foremkę papierem
do pieczenia.
Mieszamy mąkę z solą i proszkiem do pieczenia.
Do wystudzonej masy czekoladowej wlewamy dwa rozbełtane
jajka. Mieszamy np. widelcem. Wsypujemy mąkę i niedbale i krótko mieszamy.
Wlewamy ciasto do foremki i wciskamy w nie wiśnie z likieru.
Wstawiamy do piekarnika na godzinę.
Po upieczeniu lekko studzimy i polewamy polewą, którą robimy
wrzucając do gorącego stopionego masła z likierem połamaną czekoladę.
Smakuje dobrze na ciepło ale moim zdaniem nabiera mocy na
drugi dzień. No i można je zabrać do pracy na drugie śniadanie.
Życzę pięknego tygodnia i żegnam się na jakiś czas. Kiedy
wrócę, to o wszystkim opowiem.
Smacznego i pięknego dnia
Limonko :)))gratuluję Ci już dziś wspaniałego kursu...należy Ci się, bo wspaniale pieczesz i tworzysz..co widać na zdjęciach..Sycylia...zazdroszczę...ale mam nadzieję, że zrobisz duuuuzzzzo zdjęć i przedstawisz je na blogu.
OdpowiedzUsuńKeks...uwielbiam :))
Dziękuje ci za ciepłe słowa na moim blogu...to wiele dla mnie znaczy :)Pozdrawiam:)
Och Limonko, jak fajnie! Koniecznie pochwal nam sie zdjeciami jak wrocisz!
OdpowiedzUsuńKeks super, ale zrobienie ciasta w czasie gotowania obiadu to dla mnie wciaz wyzsza szkola jazdy ;)
O jejku ale Ci zazdroszczę, kursu, Sycylii i tak wspaniałego męża.
OdpowiedzUsuńPs. tego soczystego jak wisienka keksiku też Ci zazdroszczę!
Bawcie się dobrze na włoskich ziemiach :)
Mmm pysznie to wygląda! Muszę zrobić sobie taki kek w te wakacje! Po prostu MUSZĘ! Super dzieki ;***
OdpowiedzUsuń