Zanim rozszyfruję swoje hieroglify z dziennika sycylijskiego
upłynie nieco czasu. Nie dlatego, że mam problemy z autozrozumieniem. Przyczyną jest prozaiczny brak czasu. Jeszcze
dobrze nie rozpakowałam walizki a już muszę ją pakować na nowo. Z tą tylko różnicą,
że tym razem kostium kąpielowy absolutnie nie będzie mi potrzebny. Raczej
kalosze, szalik i cieplejsza kurtka. Prognozy dla Londynu na weekend są niepokojące.
Będzie zimno. I mokro.
Czyli jak zwykle.
Zamieniam więc płócienne spodnie na sweter i jeansy, wyjmuję
z walizki krem do opalania i jadę.
W przerwach miedzy bieganiem od szafy do torby trzeba coś przekąsić.
W maju na każde pytanie dotyczące jedzenia odpowiadam
niezmiennie: szparagi.
- Co zjadłabyś na
śniadanie? - Jajko ze szparagami.
- A na obiad? - Szparagi z grilla z sosem holenderskim.
- Czyli na kolację co jemy? - Tartę ze szparagami i taleggio.
Aż strach zapytać o
podwieczorek. Może zjadłabym szparagi z sosem ostrygowym i sezamem?
Jak widzicie, nie jestem skomplikowana w obsłudze. Wystarczy
jeden podstawowy składnik i już jestem szczęśliwa. A wszystko to wynika ze świadomości,
że maj jest tylko raz w roku. I szparagi też.
Z sosem holenderskim są synonimem dania idealnego.
Sos holenderski wg Delii Smith do szparagów (i nie tylko)
2 jajka
1 łyżka białego octu
1 łyżka soku z cytryny
10 dkg masła
sól, pieprz
Oddzielamy białka od żółtek. Ubijamy na pianę białka i
odstawiamy na bok. Ubijamy mikserem żółtka z solą i pieprzem. W małym rondelku
zagotowujemy ocet z sokiem i wrzące wlewamy do ubijanych żółtek. W tym samym
rondelku topimy masło i doprowadzamy do wrzenia. Znów włączamy mikser, ubijając
żółtka z octem i sokiem i cieniutką strużką wlewamy wrzące masło. Im wolniej to
zrobimy, tym sos będzie bardziej jedwabisty.
Na koniec dodajemy ubite białka i znów przez chwilę ubijamy.
Dodanie białek sprawi, że sos będzie lżejszy i bardziej puszysty.
Podajemy do szparagów, jajek po benedyktyńsku lub łososia.
Znikam znów na kilka dni ale obiecuję, że od przyszłego
tygodnia biorę się do roboty.
Słońca i ciepłego weekendu oraz oczywiście smacznego
Nigdy nie miałam możliwość zjedzenia..DOBRZE PRZYRZĄDZONYCH szparag..Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła się delektować wspaniałymi smakami.Pozdrawiam cię ciepło i powodzenia..w Londynie:)
OdpowiedzUsuńA wydawałoby się, że w szparagach nie można niczego zepsuć. Widać można. Ja uważam, że najlepsze są grillowane lub lekko podpieczone. Miodzio! Ściskam mocno i pędzę zobaczyć co u ciebie:)))
Usuńno,ja już wróciłam z gór ,teraz pora na Twoj powrot Limonko.Tylko 4 dni ale było super.Majka.właśnie zjedliśmy szparagi a teraz zobaczyłam Twój sos,szparagi jeszcze są sos zrobię jutro.Pa.Majka
OdpowiedzUsuńWitaj Majka. Ale cię nosiło ostatnio! A to morze, a to góry. Czy to już wakacje? Uściski ogromne wysyłam:)))
UsuńAch, szparagi! Ja sobie na wczorajsze wieczorne smutki tez zaserwowalam szparagi. Spokojnie moglabym tez zjesc szparagowy deser!
OdpowiedzUsuńOch, Serduszko. Nie smuć się. Wszystko przemija...W tym szparagi:)))))) Całusy
Usuńa czym Cooki tak się smucisz?>Majka
OdpowiedzUsuńCookie się smuci niespodziewaną (ale tylko czasową)samotnością. Pozdrowionka
Usuń