wtorek, 21 maja 2013

Klan Sycylijski czyli idziemy pod prąd



Czas na podsumowanie naszego sycylijskiego wyjazdu. Klan Sycylijczyków ma się dobrze. Żadne złe języki i nienawistne spojrzenia nie zepsuły nam humorów. Lekko nie było, ale daliśmy radę.

Dowiedzieliśmy się, ze najpiękniejsze miejsca są na zachodnim brzegu wyspy. Maleńkie miasteczko Erice jest perełką architektoniczną.
Niestety, nie widzieliśmy.

Podobno arancini to najbardziej popularna na wyspie przekąska.
Niestety, nie próbowaliśmy.

Dziwna to była wyprawa. Już dawno na takiej nie byłam.  Chyba ostatnio na koloniach w tak usilny sposób próbowano mnie ustawić w szeregu. Ale każde opuszczenie progów domu to nowe doświadczenie.
Czy dowiedziałam się czegoś nowego? Tak, że niecałe 10 kilometrów od morza trudno jest zjeść świeżą rybę. Dookoła morze, a w karcie pstrąg.
Już  nigdy nie będę narzekać, że na Śląsku świeża ryba to rarytas.
Karmiono nas zdecydowanie mięsnie, a to nie jest mój ulubiony sport. 

Nie dowiedziałam się na kursie kulinarnym  niczego o sycylijskich serach. Czyżby ich  nie było? Czy Ricotta, niestrudzenie serwowana nam na deser, jest jedynym mlecznym przetworem?
Wystarczyła krótka wyprawa do pobliskiego sklepu i okazało się, że na wyspie występują też inne sery.  Jest wspaniałe Pecorino z pistacjami i  tajemnicze Ragusano. Hurra!

Pomarańcze i cytryny rosnące przy drogach w ilościach hurtowych wprawiały nas w zachwyt. Szkoda, że nie mieliśmy okazji  wypróbować ich w kuchni.

Nespola to nowe słowo w moim słowniku. Wygląda jak skrzyżowanie renklody z morelą a smakuje jak…jedno i drugie. I ma środku kilka pestek. Robi się z niej pyszną konfiturę.


Orzeszki pistacjowe są wszechobecne. Panieruje się nimi mięso, dodaje do nieśmiertelnej ricotty i posypuje sałatki.
Ale przede wszystkim robi się z nich pastę pistacjową i pesto. Jeśli nie próbowaliście, to poszukajcie w Internecie. Kupujcie te sycylijskie, bo są boskie. Sąsiedztwo Etny powoduje, że są niezrównane w smaku.


Nasz kurs kulinarny wykazywał tendencje zanikowe. Pierwszego dnia kroiliśmy, dolewali, mieszali, solili, smażyli i piekli.


Podobno dobry początek to połowa sukcesu. Podobno.
Drugiego dnia już tylko kroiliśmy. Ale tylko cukinię i paprykę. Nawet nie zobaczyliśmy kuchni.
Trzeciego dnia nie dostaliśmy już nawet desek do krojenia, a na talerzu leżała samotna cukinia. Nasz udział ograniczał się do patrzenia i słuchania.
Jesteście ciekawi co pojawiło się przed nami czwartego dnia? Można założyć, że powinny to być tylko sztućce i talerze.
Na szczęście, jakimś cudownym zrządzenie losu czwartego dnia znów zostaliśmy wpuszczeni do kuchni. I pozwolono nam kroić i mieszać w garach do woli. Nareszcie poczułam, że może się czegoś nauczę. Niestety, wyjęcie z zamrażalki mrożonych szparagów (halo!! jest maj! szparagi to nie prawdziwki) i mrożonych krewetek (halo! dookoła jest morze!) skutecznie ostudziło mój zapał.

Chyba jednak inaczej sobie wyobrażałam kurs gotowania pod Etną.
Żeby nie wyglądało, że tylko marudzę, powiem , że oliwa na wyspie jest genialna a kawa najlepsza na świecie. Koper włoski stał się dla mnie bohaterem sezonu. Zdradzę wam przepis na genialny sos z jego udziałem.


Etna dymi a ziemia jest czarna. Morze się w czwartek wściekło i szalało piętrowymi falami w Naxos. Powietrze pachniało morską wodą i wakacjami. Jedliśmy genialną zuppa di cozze czyli zupę z małży i lokalnego mupo (uwieczniłam na zdjęciu). Krewetki i langustynki  pożarliśmy wylizując talerze. A po powrocie do hotelu oddaliśmy się dogłębnej degustacji czerwonego Nero d’Avola. Było super i żaden kurs tego nie zmieni. Ave!


Nocą po sąsiedzku paliło się wzgórze i śmierdziało dymem. Sycylijczycy, podobnie jak nasi łąkowi piromani, lubią sobie wypalić kawałek wzgórza.

W moim dzienniku podróży zapisałam kilka przepisów, z którymi się z wami podzielę. Nadchodzące miesiące będą bogate z bakłażany i cukinie, więc materiał  do obróbki będzie prawie sycylijski. 

Na razie gotowanie musi poczekać, bo przede mną kolejne pakowanie walizki. Tym razem będzie krótko i w miejsce dobrze mi znane. W niedzielę wracam z Londynu to rzucę się do garów. Obiecuję.

A póki co gotujcie i cieszcie się wiosną. Pozdrawiam

4 komentarze:

  1. OOOOOOOOOOOOOO jaaa doczekałam się w końcu zdjęć i sprawozdania..Kurcze to miałaś wspaniałą wyprawę, niesamowitą przygodę i przede wszystkim mogłaś wiele zobaczyć, wypróbować, dotknąć, wywąchać..aaahh, super, super..Czekam już na Twoje przepisy, zwłaszcza z cukini.Serdecznie Cię pozdrawiam i cieszę się, że wróciłaś:)

    OdpowiedzUsuń
  2. aha,pojechałaś do Córci szcsęściaro.Ja wróciłam z Międzyzdroii wypoczęta spalona jak po Egipcie,rozleniwiona,niestety co dobre szybko się kończy.pogoda,którą pokazują w telewizji a pogoda na miejscu w czasie pobytu,to dwie różne sprawy nie mające nic wspólnego z tym co bywa w rzeczywistości.Było pięknie.Czekam na CiebieLimonko.ZDrowia życzę.Majka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Limonko, co to za ryba lypie tam ze zdjecia! Wyglada na wysoce zaskoczona obecnoscia paparazzo ;)

    Sycylia zaskakujaca, ale na przepisy czekam z niecierpliwoscia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też się czegoś nauczyłam :) Dzięki za wysiłek włożony w pisanie tego postu ;) Zawsze coś innego

    OdpowiedzUsuń