czwartek, 9 maja 2013

Łosoś w pistacjach ze szparagami w całkiem dobrym świetle





Wieś, oprócz wielu niewątpliwych zalet, ma jedną cechę nieocenioną. Ma światło.
Nie chcę przez to powiedzieć, że poza wsią siedzę w piwnicy. Moja miejska kuchnia ma całkiem zadowalające warunki świetlne. Ale…



Światło wpadające przez okno w mieście, a światło królujące na tarasie to dwa różne światy. W mieście jest po prostu albo jasno, albo ciemno. Poza nim nagle okazuje się, że światło może być w nieograniczonej ilości wariantach. Wiedzieć  o tym to jedno, a doświadczyć tego to drugie.
Ciepłe, zimne, złote, różowe, zamglone, rozproszone, ostre. To wszystko określenia światła. Złota godzina w okolicach dziewiętnastej, to taka magia, że nic tylko stać i się zachwycać. Poranna czystość zapowiadająca piękny dzień czy mgliste rozproszenie mokrego świtu sprawiają,  że jeszcze w piżamie chciałoby się złapać aparat i polecieć w krzaki fotografować co tylko się da.  I często tak bywa. Zakładam kalosze i szukam mokrych liści, pajęczyn, świeżo wyklutych pączków. Okolice znam jak własną kieszeń, a mimo to nie mogę się nadziwić ich urodzie.
Kolejna zaleta to robienie zdjęć jedzenia. Nie muszę niczego doświetlać. Wszystko jest jak na zamówienie. Nawet pochmurny dzień jest lepszy niż lampy w mojej miejskiej kuchni. Tutaj też, w plenerze, zdarzają się cuda, kiedy to, co urodziło się w moje głowie, dzięki światłu jest idealne w rzeczywistości. Kiedy myśl staje się ciałem. Fascynujące i satysfakcjonujące. Trzeba się śpieszyć, bo otoczenie zmienia się na naszych oczach. Wiosną wszystko dzieje się szybciej. Światło jest, a za chwilę go nie ma. Trzeba być czujnym.
W takie dni jak dzisiejszy kolory są inspirujące. Zielone szparagi i pistacje, różowy łosoś. Na zewnątrz panują idealne warunki. Szybki obiad i można wyruszyć w poszukiwaniu wrażeń.


Łosoś w pistacjowej posypce
2 filety z łososia
4 łyżki orzechów pistacjowych
2 łyżki startego parmezanu
Skórka z otartej cytryny
Sok z połowy cytryny
Sól, pieprz

Łososia skrapiamy sokiem i posypujemy otartą skórką. Zostawiamy w chłodzie przez pół godziny. W tym czasie w blenderze miksujemy obrane ze skorupek pistacje. Nie robimy z nich piasku, niech będzie wiadomo, że to orzechy pistacjowe. Pokruszone orzechy mieszamy z tartym parmezanem i tą mieszanką okładamy łososia z dwóch stron. Przyciskamy ręką do ryby.
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni. Kładziemy rybę na papierze do pieczenia i pieczemy 20 minut.
Wykładamy gorącego łososia na grillowane szparagi a obok stawiamy sos holenderski*.



Miodzio! Takie jedzenie powoduje, że zamiast po obiedzie popaść w letarg, mamy ochotę góry przenosić. Lub wdać się w dyskusję na temat alternatywnych źródeł energii. Sprawdziłam. To działa.


Wiosennie was pozdrawiam i życzę smacznego
* przepis na sos holenderski wkrótce


2 komentarze:

  1. Idealne połączenie, nic dodać nic ująć! :) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och jakie widoki! U mnie zamglona moze byc tylko wielko-miejska dzungla, ale to nie to samo. A co do swiatla, to sie absolutnie zgadzam. Niektore miejsca maja jakas taka magie w sobie i swiatlo zawsze jest w nich odpowiednie!

    Losos super, szparagi tez, ale pistacje sa dla mnie za odwazne w takiej ilosci :(

    OdpowiedzUsuń