Wieści jakoweś docierają z interioru. Fanfary zagrały. Brać
myśliwska podobno w szarym świetle poranka dokonała czynu krwawego. Dzik padł.
Dobrze, że mnie przy tym nie było. Też bym padła.
Na szczęście uroki życia miejskiego wykluczają polowanie na
grubego zwierza. Jak zwykle mamy plusy dodatnie i plusy ujemne.
Im bardziej chłopaki
się podniecają perspektywą polowania, tym bardziej ja uciekam od półek z
mięsem. Omijam stoiska wędliniarskie i z
premedytacją grzebię w kalafiorach i brokułach. Puree kalafiorowe mnie nawiedza w marzeniach i już wiem, że skomponuję je z łososiem.
Dziś jednak wypatrzyłam świeżego halibuta. To fantastyczna
ryba. Po warunkiem, że jest świeża. Mrożony i rozmrożony halibut przybiera
konsystencję włóknistej szmatki. Fuj w czystej postaci. Kiedy więc nadarzy się
okazja i kupicie świeży okaz, to nie kombinujcie wymyślnymi przepisami. Kiedyś,
pewien miłośnik ryb powiedział mi, że w przypadku świeżej ryby mniej znaczy
lepiej. Żadne wygibasy smakowe nie są potrzebne. Zresztą, popatrzcie na
Japończyków i ich sushi.
Do halibuta potrzebujemy tylko soli, pieprzu, cytryny i
odrobiny mąki. Dopełnieniem będą tagliatelle z cukinii.
Halibut z pieca
1 kawałek halibuta (może być filet, choć ja wolę tuszkę)
1 łyżeczka soku z cytryny
otarta skórka z cytryny
pół łyżeczki soli
2 szczypty słodkiej papryki
1 łyżka mąki kukurydzianej
2 łyżki oleju do smażenia.
Halibut jest zwartą, mięsistą rybą. Jeśli pieczemy ją w
całości, to mięso przy ościach potrzebuje trochę czasu. Najlepiej zrobić to w
piekarniku.
Zaczynamy od oczyszczenia i umycia ryby. Jeśli ma płetwy,
trzeba je obciąć (dobrze sprawdzają się nożyczki). Potem osuszamy rybę
papierowym ręcznikiem. Teraz czas na posolenie, polanie sokiem z cytryny i
posypanie startą skórką. Zostawiamy rybę na kwadrans w spokoju. Ten czas
wykorzystamy na zrobienie pasków z cukinii.
Po piętnastu minutach rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni a
na piecu stawiamy patelnię. Najlepsza jest żeliwna, bo można ją od razu włożyć do piekarnika. Kto nie ma
takowej, będzie musiał przełożyć rybę na blaszkę lub do naczynia do zapiekania.
Ale to za chwilę.
Najpierw mieszamy mąkę kukurydzianą z papryką. Potem panierujemy
rybę w tej mieszance, nadmiar mąki strząsając. Rozgrzewamy na patelni olej i
obsmażamy halibuta z obu stron na złoto.
Kolejnym krokiem jest włożenie podsmażonej ryby do piekarnika.
Nie przykrywajcie ryby. Wierzch będzie przyjemnie chrupiący. Po 20 minutach
halibut powinien być gotowy. Wszystko zależy od wielkości i grubości
przyrządzanego kawałka. Jeśli macie wątpliwości, potrzymajcie rybę w cieple
jeszcze parę minut.
W zestawieniu z jędrną cukinią, halibut smakuje naprawdę
świetnie.
Tagliatelle cukiniowe
1 cukinia
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka soku z cytryny
sól i pieprz do smaku
spora garść natki z pietruszki
2 łyżki oliwy
Umytą cukinię kroimy na paski wzdłuż. Mają przypominać szeroki
makaron. Wkładamy cukinię do zamykanego pudełka. Dodajemy wszystkie pozostałe
elementy. Zamykamy pudełko i wstrząsamy nim stanowczo. Odstawiamy pudełko na
piętnaście minut a potem na łyżce oliwy szybko smażymy cukinię. Ta operacja ma
być błyskawiczna, w innym wypadku cukinia nam omdleje.
Na talerz wykładamy złotego halibuta i kopczyk tagliatellii z
cukinii.
A ci, którzy są żadni krwi, niech się wypchają szyszkami.
Smacznego i dobrego humoru
Taka rybke bym zjadla z przyjemnoscia. A nie jakies dzikie zwierzeta :)
OdpowiedzUsuńNależymy do tego samego klubu. Rybki górą!
UsuńA ja bym się na polowanie na dzikiego zwierza wybrała ;] Brzmi jak świetna rozrywka :D
OdpowiedzUsuńHm... rozrywka powiadasz? Wolę iść na grzyby. Buźka
UsuńHalibuta się pysznie je bo i ryba to smaczna.Nie samymi śledziami człowiek żyje.
OdpowiedzUsuńHalibuta się pysznie je bo i ryba to smaczna.Nie samymi śledziami człowiek żyje.
OdpowiedzUsuń