niedziela, 5 lutego 2012

Niedzielny creme brulee



Jeśli ma się przedpołudnie pełne wolnego czasu, to można się pokusić na zrobienie czegoś nieco pracochłonnego. MMŻ utonął w książkach a ja walcząc z chęcią wyjścia na zewnątrz, szukam skutecznego sposobu odwrócenia uwagi od okna. Szukam czegoś, co wymagałoby mieszania, ubijania i skupionej uwagi. Za oknem świeci piękne słońce. Ale ja wiem, że to pułapka. Widzę, że nawet sikorki nie pojawiają się w karmnikach. Jeśli dam się zwieść temu sielskiemu widokowi, to na bank zamarznę. Wczoraj było podobnie i prawie mi paluszki poodpadały, kiedy próbowałam wyjąć klucze z torebki. Minus 15 to nie żarty. Zima nie jest moją ulubioną porą roku i na wszelkie sposoby staram się ją osłodzić lub zignorować. Niestety, przy takich temperaturowych atrakcjach jak ostatnio, ignorowanie niezbyt mi wychodzi. Zostaje osłodzenie.
Mamy więc niedzielę, oszustwo słoneczne za oknem, jajka w lodówce, piekarnik wolny. Można zrobić MMŻ niespodziankę. Wiem, że lubi creme brulee. Robiłam go już kiedyś, ale dziś chce zrobić taki nieco inny, z imbirem i kardamonem.
Ten pomysł ma jedną wadę. Wymaga wyjścia na zewnątrz. Na chwilkę tylko. Jedynie, żeby zrobić zdjęcie. Cała nadzieja w moim błyskawicznym wykonania tego śmiertelnie niebezpiecznego zadania. Dwa polary, czapka, szalik i mogę wychodzić. Rękawiczki porzuciłam, bo jak tu coś przycisnąć?
Okazało się, że nie było tak strasznie. Wróciłam cała i nic mi nie odpadło. Czapeczkę założyłam nie tylko sobie. A na podwieczorek mamy rozgrzewający deser. MMŻ tkwi dziś w okopach Stalingradu (na szczęście tylko literackich) i porcja czegoś pozytywnego i pachnącego wróci go do rzeczywistości.



kardamonowo imbirowy creme brulee
dla dwóch osób

250 ml kremówki
 50 g  cukru
  3 żółtka
  3 plastry pokrojonego imbiru
  3 nasionka kardamonu (ja wzięłam zielony)

Najpierw włączamy piekarnik i nastawiamy temperaturę 150 stopni. Do rondelka wlewamy kremówkę. Działania zaczynamy od zmaltretowania w moździerzu kardamonu. Wyłuskane ziarenka miażdżymy i dodajemy do kremówki. Imbir kroimy w plasterki i on też ląduje w rondelku. Całość zagotowujemy i na malutkim ogniu gotujemy około 5 minut. Potem przelewamy przez sitko, niepotrzebne już imbir i kardamon wyrzucamy, a pachnącą kremówkę stawiamy z powrotem na małym ogniu. Wróćmy jeszcze do tych pięciu minut, kiedy gotuje się śmietanka. Żeby nie stać bezczynnie ubijmy w tym czasie żółtka z cukrem na jasną masę. Taki klasyczny kogel mogel.
Do tych ubitych jajek wlejmy cieniutką strużką zagotowaną kremówkę. Ubijamy cały czas. Przelewamy naszą masę do rondelka i jeszcze przez chwilkę podgrzewamy aż się nieco zagęści. Ale nie zagotuje, bo będziecie mogli zjeść jajecznicę na słodko.
Przygotowujemy naczynia, do których wlejemy masę jajeczną oraz głębszą blachę, żeby nalać do niej wrzątku.
Wstawiamy formy z kremem do blaszki z wodą. Woda powinna sięgać do połowy wysokości foremek. Całość wędruje do piekarnika na 25-30 minut. W kąpieli wodnej krem upiecze się na delikatną, aksamitną masę.
Po upieczeniu wyjmujemy krem z piekarnika i kiedy ostygnie, posypujemy cukrem. Bierzemy do ręki opalarkę (ale nie taką do drewna tylko cukierniczą) i karmelizujemy cukier. Jeśli sprzęt ogniowy jest nam obcy, włączamy piekarnik na funkcję grill i wstawiamy krem na chwilkę pod niego. Efekt będzie podobny.



I to już koniec. Zjedzenie takiego kremu trwa tak krótko, że zastanawiam się czy naprawdę go zrobiłam.
Widzę jednak jak MMŻ wyskrobuje resztki z foremki, więc chyba jednak zrobiłam.


Udanego popołudnia i smacznego

8 komentarzy:

  1. ach, ale aromatyczny!

    mam taki sam zestaw sztucców! ;]
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! To mamy cechę wspólną Zamiłowanie do kolorów. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Jaja w czapeczkach "rzucają na kolana"! Creme brulee także wart uwagi :) Pzdr Aniado (Lepszy Smak)

    OdpowiedzUsuń
  3. uśmiecham sie patrząc na te obrazki.;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to takie poprawiacze nastroju. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Świetne te fotki :) jajkom cieplutko w...głowę? :P
      A deser? mmm...miałabym na niego chrapkę gdyby to stał koło mnie :)

      Usuń
    3. O,tak. Jajka wyglądały na zadowolone. Czapka to podstawa. Pozdrawiam

      Usuń