sobota, 25 lutego 2012

Babeczki ze śmietaną nasączane ponczem czyli co wróżą górale



Szybkość, z jaką znika śnieg, daje nadzieję, że wiosna czai się gdzieś za horyzontem. Wieje jakby wszystkie wiatry umówiły się na spotkanie właśnie tu i teraz. A mój wewnętrzy optymista podpowiada, że może przywieje obiecane plus dziesięć stopni.
Co przewidują górale? że będzie jeszcze zima. A skąd to wiedzą górale? Ano stąd, że w telewizji mówili. A co mówili? Mówili, że górale zbierają chrust, bo będzie jeszcze zima.
I tak dookoła Wojtek.
A wszystko jest kwestią czasu. Za miesiąc wszystko będzie jasne. I na sto procent będzie wiosna. Przynajmniej ta kalendarzowa.
Trochę się rozpędziłam. Zamiast wiosny szukać, powinnam raczej ostatnie kopce śniegu z podjazdu uprzątnąć, bo wygląda jak małe wysypisko śmieci. Wiatr hula i korzystając z tego, że nie mamy płotu, magazynuje  u nas wszystko co da radę unieść. Widziałam nawet resztki petard sylwestrowych, a konfetti rozsypane przez Olę trzyma się całkiem dzielnie.
Co by tu zrobić w międzyczasie?
Nad czym tu się zastanawiać? Sobota jest przecież. Słodkość jakąś trzeba wytworzyć. Małe babeczki drożdżowe nasączane ponczem widziałam w książce Czekolada. Łatwe i przepyszne przepisy krok po kroku i wiedziałam, że kiedyś do nich wrócę. Dlaczego nie dzisiaj?
Babeczki są podobne do słynnej babki savarin. Też są drożdżowe. Też nasącza się je po upieczeniu ponczem. I też środek wypełnia się śmietaną. Różnice są dwie. Piecze się nie jedną dużą babę a kilka i do ciasta dodaje kakao i czekoladę.
Wystarczy gadania, biorę się do roboty.



Małe babeczki savarin z ponczem i śmietaną
Z podanych proporcji upiekłam 5 sztuk ciastek o średnicy 7 cm

ciasto

100 g mąki pszennej
  2 łyżki kakako
  1 łyżeczka suszonych drożdży
  1 łyżka cukru
  2 jajka
  3 łyżki mleka
 50 g stopionego masła
 40 g startej czekolady (użyłam mlecznej)
    szczypta soli

poncz

  4 łyżki syropu klonowego
  4 łyżki likieru cointreau (w oryginalnym przepisie jest rum)
  2 łyżki wody

dodatkowo:

    ubita śmierana

Do upieczenia takich małych okazów najlepsze są małe silikonowe formy z kominem. Udało mi się kiedyś takie kupić i dziś jest ich debiut.
Zaczynamy od przesiania mąki, kakao i drożdży. Na piecu stawiamy rondelek, w którym topimy masło. Ja wlałam do rondla mleko i w nim rozpuściło się masło. Studzimy mleko z masłem.
W tym czasie do miski z mąką dosypujemy cukier, sól i startą czekoladę. Ubijamy osobno na puszystą masę jajka i powoli wlewamy do nich przestudzoną mieszankę mleczno maślaną. W misce z suchymi składnikami robimy dołek i wlewamy, to co przd chwilą zmiksowaliśmy. Też powoli i cały czas mieszając. Pamiętajcie, że to ciasto drożdżowe, więc swoją porcję gimnastyki musi dostać. Trwa to około 10 minut. Masą napełniamy foremki do połowy wysokości pamiętając, że babeczki urosną. Przykrywamy foremki (ja wkładam je do worka foliowego - taka ni to sauna, ni to szklarnia) i czekamy aż ciasto wypełni je po brzegi. Zajmuje mu to zazwyczaj 40 minut. Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni i wypełnione ciastem foremki pieczemy 15 minut. Potem wyłączamy piekarnik a babeczkom dajemy czas na ostygnięcie.
Przygotowujemy poncz, mieszając wszystkie składniki.
Kiedy babeczki wystygną, wyjmujemy je z foremek i odwracamy do góry nogami, tak by w środku była dziurka.
Metody nasączania są co najmniej dwie. Albo pracowicie machać pędzelkiem, albo w miseczce z ponczem zanurzać stopy i główkę naszych maleństw. Ja wybrałam to drugie. Wymaga mniej czasu, a ja bardzo już chciałam ich spóbować.
Odstawiamy nasączone ciastka na chwilkę, bo proces wchłaniania płynu ciągle jeszcze trwa. Ubijamy śmietanę i wypełniamy środek każdej babeczki.
Teraz wyglądają jak małe wulkany z śnieżną lawą.
Ocho, jednak zima ciągle jeszcze tkwi we mnie skoro mam takie skojarzenia.




wesołej soboty i smacznego

4 komentarze: