Nie będę owijać w bawełnę. W wełnę i sztruks też nie.
Miałam moment euforii, bo na chwilkę wrócił do mnie komputer, moja limonkowa limonka. Wyglądał tak samo. Przynajmniej z zewnątrz. Tak samo zielony.
Ale już po otwarciu okazało się, że nic nie jest takie samo. Wszystko było rozjechane, rozmyte i absolutnie obce. Jakbym odebrała pacjenta nie dość, że z amnezją, to jeszcze na dodatek po operacji (nieudanej) plastycznej.
Próby nakłonienia go do współpracy były daremne. Ja swoje, on swoje.
Załamywanie rąk i przewracanie oczami okazało się mało skuteczne. Obrazu grozy i rozpaczy dopełniło odkrycie absolutnej pustki w moich folderach. One po prostu zniknęły.
Za to znalazłam okienko z dumnym napisem "to udało mi się odzyskać". To dało mi nadzieję.
Jakie to było piękne uczucie...ten moment do otwarcia folderu. A potem już było tylko gorzej.
Zostały cztery zdjęcia z zamierzchłej przeszłości i nic nie warte listy prezentowe.
Swoją drogą bardzo ciekawy dobór na chybił trafił.
Zapakowałam swoją kruszynkę do torby i oddałam do poprawki.
I znów minął tydzień.
Ten tekst jest już napisany na zdrowym i całkiem przytomnym sprzęcie.
Nie ma co płakać za tym, co przepadło. Szczęśliwym zrządzeniem losu na tydzień przed komputerową zagładą, dobry człowiek obdarował mnie pamięcią zewnętrzną. Wtedy wydawało mi się to fanaberią, dziś piekę mu ciasto za ciastem....z wdzięczności.
I wracam do pisania, bo gotować nie przestałam.
Skoro dziś sobota, to zamiast konkretów i nieśmiertelnych grzybów, będzie na słodko.
Upiekłam to ciasto chyba trzy tygodnie temu. Właściwie było to pieczenie grupowe, bo w tym samym czasie pewna młoda osoba piekła to ciasto w Londynie. Stamtąd ono, z resztą, pochodzi. Z cukierni Hummingbird.
Sernik brownie z musem malinowym:
foremka 33 x 23 cm
warstwa brownie:
200 g ciemnej czekolady
200 g masła
200 g drobnego cukru
3 jajka
110 g mąki
Zaczynamy od rozpuszczenia czekolady (tutaj napisałam jak to zrobić). Potem ją studzimy.
Miękkie masło ubijamy na biały puch z cukrem. Dodajemy jaka i dalej ubijamy. Wyłączamy mikser i wsypujemy mąkę. Mieszamy łyżką, żeby nie zniknęła puszystość jajek. Ostatnim dodawanym elementem jest chłodna, płynna czekolada. Znów mieszamy i wlewamy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Wyrównujemy powierzchnię i odkładamy na chwilkę na bok.
Rozgrzewamy piekarnik do 170 stopni i bierzemy się do zrobienia części serowej.
część serowa:
400 g serka typu philadelphia lub turek śmietankowy
100 g drobnego cukru
1 łyżeczka wanilii (pasty lub esencji)
2 jajka
Tu sprawa jest dziecinnie prosta. Wszystko razem krótko miksujemy i wykładamy na ciasto, leżące już w blaszce. Znów wyrównujemy i powierzchnię. Blaszkę wkładamy do piekarnika i pieczemy ciasto 40 minut.
Upieczone ciasto studzimy minimum 2 godziny a najlepiej całą noc.
Potem możemy zrobić mus malinowy.
mus malinowy:
300 ml kremówki
100 g cukru pudru
2 łyżki cukru żelującego (takiego jak do robienia dżemów)
150 g malin
Źródło zaleca użycie świeżych malin. Ja chciałam, żeby ciasto było zjadalne przez najbliższe trzy dni. Świeże maliny mają smutną tendencję do szybkiego psucia. Jeżeli więc macie w domu łasuchów, którzy tylko czyhają na moment pojawienia się ciasta na stole, to użyjcie świeżych malin. Jeżeli jednak ciasto ma być dodatkiem do kawy dłużej niż jeden dzień, przegotujcie maliny z cukrem.
Do rondelka wsypujemy maliny i zasypujemy cukrem i cukrem żelującym. Mieszamy i zostawiamy na 10 minut. Potem zagotowujemy i zdejmujemy z ognia. Studzimy. Cukier żelujący spowoduje, że maliny nie będą się przelewać. I nie musimy używać żelatyny.
Ubijamy na sztywno śmietanę i na koniec delikatnie łączymy ją z wystudzonymi malinami. Technicznie mówiąc do malin dodajemy łyżkę śmietany. Kiedy się połączą, dokładamy resztę śmietany i mieszamy.
Wykładamy mus na ciasto.
Dobrze jest zostawić ciasto w lodówce jeszcze na godzinę. Potem już można dać upust słodkim żądzom.
Smacznego i dużo słońca w ten ostatni letni weekend.
Witaj, witaj.....a jak ja się stęskniłam...Niesamowite jest to, ze w jakiś sposób można się przywiązać do człowieka..No ja sie uwiązałam chyba do Ciebie;)) Super, ze wróciłaś...
OdpowiedzUsuńLimonko moja, przeczytałam post..No i tak...Czy masz swoja Limonkę, czy ona wróci do Ciebie, no i co z Twoja Biedronką.. Niestety lub stety wiem jak to jest gdy masz coś...i za chwile to przepada...Ja tam mam nadzieje, ze jeszcze...uda Ci się odzyskać..ze nie wszystko stracone...Tego Ci życzę...
A Twoja propozycja...jest dla mnie idealna...na ta niepogodę za oknem, na szum i deszcz jesienny, na chłód i to czego nie lubię a co muszę oglądać...
To ja się na chwilkę zatopię w Twoim serniku i....wrócę marzeniami do ciepłego lata.
Ściskam Was serdecznie i dziękuje za odwiedziny u mnie ;))
Limonka zdrowa, Biedronka również. Wyszłyśmy na prostą:))) Teraz jesień nam niestraszna:)
UsuńPozdrawiam cię cieplutko
SUPER!!!Cieszy mnie to:)
UsuńEch jakie też wspaniałe ciasto ,bardzo smakowicie wygląda
OdpowiedzUsuńCiasto lux, widać dokładnie ze bardzo udane ...
Zjadłabym kawałeczek ,przepis wart uwagi .
Pozdrawiam
Dziękuję i również pozdrawiam bardzo:))
UsuńJakie polaczenie smakow i jakie kolory! Moj krem jak zrobilam byl duzo bardziej blady. Ale smakowalo wszystkim i tak!
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam. Kolor nie ma znaczenia. Ważne, że smakowało:))
UsuńBoskie to ciasto - ciężkie, mocno czekoladowe brownie i ta lekka jak chmura warstwa malin... :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że komputer wrócił i nadaje się do użytku :)
O tak! Trochę za nim tęskniłam:)))
Usuń