sobota, 17 grudnia 2011

Strączek wiosny czyli sałatka z bobu


Zima w kalendarzu, wiec na przekór powinno się chcieć czegoś letniego, nie piernikowego, nie karpiowego i nie uszkowo-grzybowego.
Chciałoby się czegoś zielonego. Czegoś, co pomogłoby utrzymać morale w duszy, która wątpi w nadejście wiosny.
Co prawda pocieszam się, że dziś bliżej do wiosny niż w październiku, ale dla mnie i tak daleko.
Wiatr wieje jakby miał przywiać samą Królową Śniegu. Nie wychodzę dzisiaj z domu. Pakuję prezenty, wypisuję kartki, piję herbatę. I tęsknię. Za słońcem, ale takim gorącym a nie oślepiającym. Za ciepłem i za kolorem zielonym. Choinki są zielone, sztuczna supermarketowa sałata jest zielona. A ja chcę zieleni niewinnej, w majowym odcieniu.
Teraz was zaskoczę. Znalazłam ten kolor ostatnio w dziale mrożonek. Jakie to symptomatyczne. Zamrożona wiosna, zlodowaciałe lato. A jednak zawsze to jakieś łączniki z moją ulubioną porą roku.
Do mrożonek mam podejście raczej chłodne (ha, ha, ha). Kupuję czasami marchewkę z groszkiem czy groszek i na tym się moja pomysłowość kończy. Wyobraźcie sobie, jak musiałam być zdeterminowana, skoro w zamrażarce szukałam lekarstwa na zimę.
O tej porze roku jeśli coś zielonego ląduje na naszym talerzu, to albo przyjechało z daleka i raczej nie rosło w słońcu, albo zapomnieliśmy o tym i zzieleniało ze smutku.
Przewrotność naszej natury polega na tym, że najbardziej chcemy tego, czego mieć nie możemy. A może jednak?
Lady z mrożonkami ciągną się dobrych kilka metrów. Szukając lodów natrafiłam na torebkę autentycznej zieleni. Torebkę bobu.
Już zapomniałam jak smakuje taki świeżo zerwany młody strączek. I nagle, w głowie, otwarła mi się z hukiem szuflada z wspomnieniem wielkiej michy z soczystą bobową zawartością.
Może zaryzykować i kupić paczkę mrożonki? Kupiłam. Po otwarciu mój entuzjazm stopniał jak pierwszy śnieg. W torebce były szaro zielone ziarna, w niczym nie kojarzące się z wiosną.  Ale jeśli się już powiedziało "sprawdzam", to trzeba zachować twarz do końca. Gar na ogień i zobaczmy co się ugotuje. I tu moi państwo niespodzianka. I to jaka! Każde ziarenko troskliwie ukrywało idealnie zielone, perfekcyjnie wiosenne wnętrze.
Będzie sałatka.
Sałatka  prawie tak dobra, jak te wiosenno letnie, doprawione słońcem. I ten kolor! Nie jakieś blade pory czy przekolorowane brokuły. Bób to koncentrat letniej grządki.
Następnym razem, tęskniąc do wiosny zajrzyjcie na dział mrożonek. Nigdy nie wiadomo, gdzie spotkacie pocieszenie.

Sałatka z bobu
paczka mrożonego bobu
garnek wrzątku
kilka plastrów wędzonego boczku
garść pokrojonej sałaty lodowej
kilka lisci mięty
garść natki pietruszki

sos do sałatki
kilka łyżek oliwy z oliwek
1 ząbek czosnku
2 łyżki octu balsamicznego
sól, pieprz

Najpierw zagotowujemy wrzątek i wrzucamy do niego zamrożony bób. Pozwalamy mu się zagotować i pogotować z minutę. Nie dłużej, bo w efekcie będziecie mieli bobowe puree. Przecedzamy ugotowany bób przez sito i przelewamy zimną wodą. Obieramy z łupinek. Póki ziarenka są ciepłe nie będzie z tym najmniejszego kłopotu . Wkładamy do miski z pokrojoną sałatą.
Popatrzcie na leżące w misce pięknie zielone okazy. Czy nie wywołują uśmiechu? Wyglądają tak pozytywnie.
Kroimy w kostkę boczek i przysmażamy na łyżce oliwy. Łączymy z bobem i mieszamy.
W słoiczku robimy sos. Zgniatamy czosnek, dodajemy sól i ocet balsamiczny. Nie podaję tu przecyzyjnych ilości, bo nie wiem jakie lubicie smaki. Bardziej czosnkowe, czy bardziej kwaśne. Sami wiecie najlepiej.
Przelewacie sos do sałatki i mieszacie delikatnie. Teraz pozostaje tylko posypać natką i posiekaną miętą i dobrze wymieszać. Gotowe.
Jeśli jesteście niemięsożerni, to zapomnijcie o boczku. Zaś pokruszona feta będzie świetnym jego zastępcą.




Teraz zamknę oczy i wyobrażę sobie, że to nie lodowaty wiatr wieje za oknem, ale że to trawa szumi. Porzucę na chwilę kolorowy papier i wstążki i zjem mój kawałek wiosny.
Smacznego

2 komentarze:

  1. Ooo, to jest prawdziwy smak lata. Az milo sie go czyta zima!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nagle zrobiło się jakoś cieplej jak się patrzy na te zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń