środa, 14 grudnia 2011

Barszcz barszczowi nierówny


No, moi drodzy. Żarty się skończyły. Jeszcze do wczoraj mogłam sobie stroić żarty i zasłaniać się katarem. Ale dzisiaj z całą swoją mocą dotarło do mnie, że pewnych rzeczy nie sposób dalej odwlekać.
Zagniecione (nie przeze mnie) ze trzy tygodnie temu ciasto piernikowe leżało sobie zakopane w lodówce. Czekało i dojrzewało. Czas zacząć piec pierniczki. Tym bardziej, że ich upieczenie to dopiero optymistyczny początek.
Od poniedziałku poświęcam im parę chwil dziennie. Jedni mają swoje pracownie malarskie lub klasery ze znaczkami, a ja maluję ciastka. Są już upieczone. ale stroją się jeszcze w lukrowe szatki. Jeśli uzbroicie się w cierpliwość, to obiecuję, że jeszcze o nich w tym tygodniu opowiem.
Dzisiaj chcę wam przypomnieć o barszczu. Sama go przed chwilą zapakowałam do słoików i jeśli chcecie na Wigilię zjeść pyszną zupę, to teraz jest ostatni dzwonek, żeby go zrobić samemu. W przeciwnym razie podacie na stół warzywny wywar z buraków (który też jest dobry, ale ma niewiele wspólnego z kwaszonym barszczem) albo otworzycie karton z związkiem chemicznym o kolorze buraka.
Namawiam do zrobienia swojego kwasu buraczanego. Nie wymaga żadnych umiejętności. Potrzebuje tylko czasu.
Jeśli się do jego zrobienia weźmiecie, pamiętajcie o założeniu gumowych rękawiczek. Chyba, że chcecie zrobić wrażenie na ludziach swoimi czerwonymi rękami i lubicie klimaty a la Lady Makbeth.
Przepis na ten barszcz sprawdzałam już wielokrotnie. Pochodzi z książki pani Hanny Szymanderskiej "Polska Wigilia".
Nieco zmieniłam składniki, ale lata testowania sprawiły, że teraz smakuje idealnie. Taka zupa jest jak gorący napój np po mroźnym spacerze lub pełnoprawne danie z pasztecikiem lub uszkami w wieczór wigilijny.
Przy całkiem innej okazji dodaję do niej ugotowanego jasia i kawałki gotowanych ziemniaków. Na górę kleks kwaśnej śmietany i sypnięcie majeranku. Zupełnie inna zupa ale baza ta sama.
Tyle gadam o własnym  wyrobie kwasu z buraków, bo łatwo się przechowuje przez kilka miesięcy. A jeśli ktoś jest słabego zdrowia to obowiązkowo powinien zażywać kwaskowatego soku burakowego. Pamietajcie też, że przed nami szaleństwa karnawału. Wtedy również barszczyk jest jak lek na umęczone ciało.
Robimy go tak:

żeby wypełnić dwa litrowe słoiki

2 umyte litrowe słoje
1 kg umytych, obranych buraków
2 liście laurowe
6 ziarenek ziela angielskiego
2 duże ząbki czosnku
2 łyżeczki soli
2 szczypty cukru
2 kawałki czerstwego chleba razowego (przyspieszają proces, ale jeśli ich nie macie, nie przejmujcie się)
około litra wody, przegotowanej i przestudzonej

Obrane buraki kroimy na kawałki (dowolne). Wkładamy je do przygotowanych słoików i wkładamy do każdego z nich po jednym liściu, trzy ziarenka ziela, po ząbku czosnku, po łyżeczce soli i szczypcie cukru.Zalewamy buraki przegotowaną wodą, tak żeby nam nic nie wystawało. Na górę, jeśli mamy kładziemy po kawałku chleba. Przykrywamy słoik gazą, związujemy i odkładamy w jakieś zaciszne i ciepłe miejsce. Ja mam takie na lodówce. Wciskam słoiki głęboko w tył i zapominam o nich na jakieś pięć, siedem dni. Po tym czasie zaglądam i sprawdzam ich kondycję. Pierwszym kryterium jest zapach. Powinien być kwaskowaty i lekko czosnkowy. Jeśli na górze macie kożuch, nie martwcie się. On ma prawo tam być. Ściągniecie go łychą i pod spodem znajdziecie świetny w smaku kwas buraczany. Przelewacie przez sitko, rozlewacie go do butelek i chowacie do lodówki. Może w niej stać przez kilka miesięcy. Choć raczej nie wydaje mi się żeby przetrwał tak długo po nowym roku.
Powiecie, że kwas to jeszcze nie barszcz. To prawda. Ale teraz już mamy z górki. Jeśli mamy wywar jarzynowy, to gotujemy przez chwilę jedno z drugim, dodajemy parę suszonych grzybów, mieszamy, dosmakowujemy i tyle. Jedna uwaga: dodajcie do barszczu odrobinę cukru. Buraki lubią jego towarzystwo i pięknie rozwijają swoje walory u jego boku. Gdybyście uważali, że zupa jest za kwaśna, ugotujcie osobno wywar z samych buraków i połączcie z barszczem.



Zauważyliscie, że pierwszy poważny krok ku wigilii już zrobiliśmy? Jutro kolej na pierniki.
Smacznego i nie martwcie się, do świąt jeszcze mnóstwo czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz