Czytam, czytam, czytam. Kutza czytam. W Piątą stronę świata się zapuściłam. Wchłonęła mnie ona totalnie. Już Cały ten Kutz był jak magnes. Nie sposób było się od niego oderwać. Fascynująca postać, w fascynujący sposób przedstawiona. Wojujący Ślązak, świadom swojej przynależności i nie mający oporów przed jej deklarowaniem. Mycki z gowy, chopy! Moje korzenie to właśnie Śląsk. Nie zawsze o tym pamiętam, nie zawsze jestem dumna. Więcej, bywa, że jestem zażenowana śląskością. Ale pan Kutz przypomina mi, że właśnie z szacunku do korzeni, powinnam głowę nosić wysoko. Na przekór stereotypom i opinii o zakamuflowanej opcji niemieckiej. Tak, w mojej rodzinie taka opcja istniała i istnieje. I to wcale nie zakamuflowana. Ale istnieje też druga strona naszej rodzinnej historii, gdzie jeden brat z wyboru- Wermacht, drugi z przymusu- Auschwitz.
Książki pana Kutza to rachunek sumienia czytelnika. Czytam i wracam do czasów mojego dzieciństwa. Nikt z moich podwórkowych znajomych nie mówił po polsku. Z polszczyzną spotkaliśmy się dopiero w szkole podstawowej. Była nas czterdziestka i wszyscy (no, prawie wszyscy) my godali. Przekuwanie naszej gwary w język literacki było czynem heroicznym. Marta, nasza wychowawczyni, dokonała cudu.
Gdzieś tam, po drodze, zgubiłam większość słów gwarowych. Szkoła nie była miejscem, gdzie pobłażano by ślaskiej mowie. Na studiach już nawet nie wypadało mówić gwarą. Czasami, znajomi prosili by powiedzieć coś "po swojemu". Ku uciesze. trochę jak występ małpki kataryniarza. Taka towarzyska atrakcja - Ślązacy.
Moje dzieci nie mówią po ślasku. Troszkę żartem, troszkę serio, mówię, że Pradziadek, powstaniec, przewraca się w grobie.
I taka anegdota.
W szkole Dziecko przygotowuje się do Dnia Śląskiego. Są stroje regionalne, program artystyczny, pełne zaangażowanie.
Dziecko - Uczyliśmy się dziś piosenki.
Ja - Zaśpiewaj.
Dziecko (śpiewa) - Jo jest karlus, tyś jest karlus. My karlusy obydwa. Jo ci przaja, ty mi przajesz....
Ja - A o czym jest ta piosenka?
Dziecko - Nie wiem, Pani nam nie przetłumaczyła.
Kurtyna. Pokolenia naszych przodków spuszczają zasłonę miłosierdzia.
Dopiero dzisiaj, kiedy obie moje Córki są świadomymi swojego miejsca na ziemi, kobietami, zauważyłam, że i dla nich śląskość jest ważna. I cieszy mnie, że obie czują się z nią dobrze. Nie wpadło by im do głowy czuć się gorzej od reszty świata z tego powodu. Jest nawet odwrotnie. One uznają to za swoisty atut. Bycie Ślązakiem jest cool.
Wracając do książki, dziękuję Panu za przypomnienie mi kim jestem. Dziękuję, że używa Pan słów, które gdzieś, tam po drodze zgubiłam. Jak mówi Świątkowa w Cholonku: "Z niczego nie ma nic". Święta prawda. To, kim jestem dziś, miało swoje źródło w pochodzeniu moich przodków.
Przeczytajcie tę książkę zarówno wy Hanysy, jak i wy Gorole. Ci pierwsi przypomną sobie może scenę jak ich Opa siadoł na ryczce i opowiadoł bajki. Ci drudzy... Cóż, obawiam się,że oni jej nie przeczytają.
Żałuję, że soczyste opowieści mojego Taty uleciały w przeszłość. Kiedy je opowiadał, wydawało się, że będzie żył wiecznie, a historie zawsze zdążę zapisać. I jak zwykle w takich przypadkach, myliłam się. Książka Pana Kutza pomogła mi wskrzesić zacierające się w pamięci opowieści. I kolejny raz rozpaliła we mnie chęć odgrzebania losów mojej rodziny. Może tym razem ten ogień nie okaże się słomiany.
Dzisiejsza notka nie skończy się jedzeniem. Darujcie mi tym razem. Dziś tylko zachęta do konsumpcji duchowej.
Barbórka już za pasem. W tym roku spędzę ją za kanałem La Manche, ale obiecuję, że temat jedzenia regionalnego będzie obecny na moim blogu. Po licznych peregrynacjach wrócę do źródeł, czyli do kuchni śląskiej. Co mam na ten temat do powiedzenia? Zobaczymy. Sama jestem ciekawa, co z tradycji moich przodków znajduje swoje zastosowanie dziś w mojej kuchni.
Będę poznawać samą siebie. A na razie, pyrsk.
Na zdjęciu poniżej jeden z obrazków mojego Dziadka i moja, jakże nieudolna kopia.
Do spotkania we wtorek. Wrócę i podzielę się z wami moimi wrażeniami z przedświątecznego Londynu.
Pozdrawiam
Jesli mialabym wybrac swojego ulubionego gornika, to bym sie nawet na chwilke nie musiala zastanawiac ;)
OdpowiedzUsuń