czwartek, 6 października 2011

Meteorologiczna manipulacja uwieńczona zupą marchewkową



Straszyli, że dziś to już na pewno. Że to już koniec. Że od popołudnia będzie zdecydowanie gorzej. Poddając się meteorologicznej histerii pobiegłam w panice do sklepu, żeby Dziecku buty zimowe kupić. No bo co to będzie za dwie godziny, jeśli śnieg, mróz i zawieje? A tu Dziecko jeszcze w sandałach pomyka. Jak nic, wyrodna matka jestem. Minęły dwie godziny i kamień z serca mi spadł. Sprawdziłam się jako matka. Co prawda z lekkim opóźnieniem ale przed śniegiem zdążyłam. Nawet pewna wątpliwość mi w głowie zaświtała, że może z tym pogodowym armagedonem to przesada. Bilans moich rozterek jest następujący. Buty są, spokój odzyskany, Dziecko do nowego nabytku podeszło po stoicku, a słonce jak świeciło tak świeci.
Nauczka dla mnie na przyszłość, żeby do wiadomości z zewnątrz mieć stosunek wstrzemieźliwy. Co ma być, to będzie. Szczególnie w kwestiach, które zupełnie nie poddają się naszym wpływom, zaklęciom i pobożnym życzeniom. Pogoda jest zawsze. A że, nie zawsze taka, jak byśmy chcieli? W przyrodzie i pogodzie panuje sezonowość. I dobrze, jeśli ma sie tego świadomość. Chociaż, powiem wam na ucho, bywają sytuacje wprawiające mnie w osłupienie. Dnia pewnego okazało się, że w domu skończył się imbir. Zużycie tego surowca przekracza średnią krajową, więc jego brak był nie do zaakceptowania. Córa dostała zadanie bojowe nabycia kawałka korzenia. Wróciła z pustymi rękami ale za to z sensacyjną wiadomością. Otóż, pani sklepowa, głosem nie znoszącym sprzeciwu uświadomiła moje Dziecko, że to nie jest sezon na imbir. Przyjdź, dziecko za pół roku, to wtedy będzie owocował. Szok spowodował, że moje zawsze wygadane Dziecko straciło język w gębie i pośpieszyło podzielić się tą hiobową wieścią. Jak to? To nie będzie teraz chińszczyzny? A makaron z sosem pomidorowo imbirowym z czego zrobimy? Rozpacz.
Imbir sezonowy? hm... nie wiedziałam. Śnieg w październiku? hm... nie przypuszczam.
Jakoś tak się porobiło, że imbir mamy cały rok w lodówce (ale szczęście, prawda). Marchewka też do sezonowych nie należy, więc można cieszyć się ich rozgrzewająco- pomarańczowymi możliwościami. Tak na wszelki wypadek, gdyby z tym śniegiem było coś na rzeczy, postanowiłam dziś sięgnąć do zupy marchewkowo imbirowej. Można ją zrobić o dowolnej porze roku ale z powodów mi nieznanych, najlepiej smakuje od października do lutego. Czy ja coś mówiłam o sezonowości?



Zupa marchewkowo - imbirowa
(na dwie solidne porcje)

5 marchewek, umytych i pokrojonych w plastry
1 cebula, pokrojona
2 ząbki czosnku, pokrojone
około 5 centymetrowy kawałek imbiru, również pokrojony
1 batat, obrany i porojony
1 małe chili (można pominąć, jeśli ktoś alergicznie reaguje na ostrości)
1 szklanka bulonu
starta skórka z  połowy pomarańczy, wcześniej dobrze wyszorowanej
opcjonalnie pół szklanki mleczka kokosowego lub słodkiej śmietanki
szczypta cynamonu
sól i pieprz
2 łyżki oliwy
kolendra do upiększenia

Rozgrzewamy rodel. Smażymy na gorącej oliwie cebulę, czosnek, imbir, chili aż nieco zmiękną. Dodajemy pokrojoną marchewkę oraz batata, posypujemy przyprawami i smażymy jeszcze z dwie minuty. Potem wlewamy bulion i przykrywamy garnek, zmniejszając ogień. Po kilkunastu minutach zawartość garnka powinna być miękka. Nie rozgotowana!
Zdejmujemy garnek z pieca i dodajemy startą skórkę pomarańczową. Czas na zmiksowanie zupy. Róbcie to ostrożnie, bo zawartość gara ciągle jest gorąca. Miksując zupę zauważycie, że robi się gęstsza. Jej zawiesistość jest kwestią gustu. Dolewając śmietanki lub mleczka kokosowego sprawiacie,że zupa nabierze takiej gęstości, jaką lubicie. Zagotujcie ją jeszcze króciutko i doprawcie do smaku. Paseczek zglillowanej papryczki będzie niezłą dekoracją. Pod płaszczykiem śmietankowej gładkości i pomarańczowej słodkości znajdziecie niezły charakterek imbiru i przypraw. Ta zupa to taki wilk w owczej skórze.
Jeśli jest dla was zbyt jesienna, to poczekajcie. Jutro na pewno będzie padać i zatęsknicie za rozgrzewającymi kolorami.
                                                    

Więc jednak smacznego.

2 komentarze:

  1. Dziecko na prawdę nie wiedziało, że te buty to kwestia życia i śmierci :D Ale dziękuję za te buty, bo są piękne i nareszcie nie będę miała problemu mokrych stóp zimą.
    I też czasowo idealnie się wyrobiłyśmy. Dziś na dworze zimna szmata :(

    ZUPA! Ja chcę! (czyli jutro idę po marchewki)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak dobrze, ze pani sklepowa wiedziala co to imbir. Podobno nie wszyscy wiedza ;)

    OdpowiedzUsuń